13 CZERWCA 2018 ROKU TROCHĘ PÓŹNIEJ

22 3 1
                                    

Znalazłam się na powrót w szpitalu. Pan Herrard śmiertelnie się przestraszył i prawie sam nie znalazł się tu za miast mnie.
Ja natomiast już całkowicie zdrowa czekałam na wypis od Pani doktor. Z tego co pamiętam to obudziłam się jeszcze przed przybyciem karetki w pokoju nauczycielskim. Pan Herrard na wpół przytomny powiedział
- Ona nie ma żadnej dziury. Powtarzał to zdanie przez cały czas aż do przyjazdu karetki, która uparła się, że zawiezie mnie do szpitala na obserwację. Zgodziłam się chodź Pan Herrard bardziej potrzebował pomocy. W szpitalu obmyli mnie z krwi i zadawali milion pytań jak to się stało, że znalazła się ona na moim ciele bez żadnej rany. Moja odpowiedź ciągle brzmiała tak samo. Nie mam czerwonego pojęcia.
Jednak tak naprawdę podejrzewałam co się stało. Moja teoria brzmi, że jakimś cudem mój dar się rozszerzył więc jakimś cudem patrząc na krzywdę innych sama ją doznaje. Mam jednak nadzieję, że był to jedno razowy wybryk. Gdy skończyłam myśleć wpadła do mnie mama. Myślę, że to bardzo dobre określenie. Dysząc nie umiała wymówić ani jednego słowa nie mówiąc już o zespoleniu jakiegokolwiek zdania.
- Mamo! - krzyknęłam ratując ją od uduszenia. Gdy przestała robić to co przed chwilą i nastała wmiare cicha chwila nielicząc licznych urządzeń medycznych dodałam oddzielając każdą samogłoskę i spółgłoskę od siebie tak by zrozumiała co do niej mówię. - N i c  m i  n i e  j e s t.
Elizabeth kiwnęła głową na znak, że zrozumiała po czym rozpłakała się jak dziecko. Nie sądziłam, że jest aż tak wrażliwa.
- Mamo. - powiedziałam czule i rozszeżyłam ramiona by mogła się we mnie wtulić.
Szlochała w mych objęciach powoli się uspakajając. W tedy doszłam do wniosku, że zapytam.
- Czyli mam szlaban na chodzenie do szkoły nie do odwołania?
Mama zaśmiała się przypominając sobie szlaban jaki mi dała po powrocie do domu i usiadła na krześle.
- W tym wypadku ci go daruję.
- Oj no weź. - w tedy obie z mamą zaczełyśmy się głośno śmiać. Musiała przyjść aż pielęgniarka by nas uciszyć i uspokoić.
Za jakąś godzinkę w końcu przywitał nas biały kitel z plakietką na lewej górnej kieszonce. Był na niej napis, który nie umiałam odczytać. Za małe i za bardzo zygzakowate litery słów prawdopodobnie napisane przez samą panią doktor miały trochę znajome kształty.
- Dzień dobry. - głos lekarki przywitał nas serdecznie tak, że już nie miałyśmy jej za złe za te lekkie opóźnienie.
Była dość wysoka i bardzo młoda. Miała ciemno brązowe sięgające za ramiona włosy i uśmiech niewinnej dziewczyny, przy którym nawet na złapaniu na złym uczynku mogłaby nim wmówić, że jest niewinna.
- A więc tak. Mam złe i dobre wieści. - znów zabrzęczał jej głos jak cukierek, ale taki wcale nie przesłodzony powodując, że razem z mamą słuchałyśmy jak zahipnotyzowane. - Zacznę od złej. Więc katherin - zwróciła się do mnie. - Musisz zostać jeszcze co najmniej dwa dni na obserwacji.
Informacja dochodziła do mnie pomału przyćmiona serdecznością młodej pani doktor. Kiedy się w końcu otrząsnęłam zapytałam.
- Ale jak to? Przecież jestem cała i zdrowa. - gdy spojrzałam jej w oczy ciemnego brązu, które wiedziały co czuję wykorzystałam sytuację dodając. - Nie możecie mnie tu przetrzymywać siłą.
- Owszem. Dlatego jest też i dobra nowina. - Dodała szybko, a my obie z mamą czekałyśmy na to co powie lekarka z lekkim niecierpliwieniem spowodowanym jej pauzą. - Może Pani wypisać swoją córkę ze szpitala na własną odpowiedzialność. -
Powiedziała to tak poważnie lecz w sposób jaki to mówiła powodował, że właśnie to mamy zrobić.
- Jest Pani pewna, że to dobry pomysł. Myślę, że nie bez powodu chcą Kat zostawić na obserwacji. - odpowiedziała mama odzyskując zdrowy rozsądek.
- Mamo! - krzyknęłam zwracając jej uwagę. - Popatrz na mnie i powiedz co jest ze mną nie tak, że muszę zostać w szpitalu.
Jej cisza i zaciśnięte usta w linię zadecydowało, że wracam dziś do domu.
- Nie traćmy więc czasu. - dodała i wyszła.
Lekarka, która jeszcze niedawno wpatrywała się w moją mamę już patrzyła mi prosto w oczy mówiąc.
- Jeśli będziesz potrzebowała jakiekolwiek pomocy jestem do twojej dyspozycji. - na końcu puściła mi oczko. Gdy wyszła z sali niechcący ocierawszy się o drzwi odsłoniła kawałek długiego rękawa ukazując przy tym tatuaż na nadgarstku. Przypominał on romb gdzie było wycięcie ułożone w drugi. W środku natomist znajdował się okrąg. Czarny romb, który go otaczał miał w sobie różne znaki, które wiły się w taki sposób jakby oddawały ukłon w jego stronę.

Podczas jazdy do domu mama dopytywała mnie co dokładnie się stało. Opowiedziała mi czego dowiedziała się od lekarzy lecz powiedziała mi również bardzo zaskakujące zdanie. Okazało się, że Pan Herrard nie może nic powiedzieć gdyż wszystko działo się z byt szybko. Ja natomiast pamiętam to trochę inaczej. Te jedno zdanie, które powtarzał na okrągło było dowodem  na to, że kłamie. Tylko dlaczego? Zastanawiała mnie również ta Pani doktor, która wywarła nie tylko na mnie, ale i na mamie wielkie wrażenie. Nawet nie umiem wytłumaczyć ani wyjaśnić jej ostatniego zdania, które wypowiedziała nie dawno co w szpitalu. Tajemnicę znów zaczynają wokół mnie krążyć tworząc coraz większą dziurę, do której za nie długo wpadnę.
- No więc? - zapytała mama patrząc ciągle na drogę.
- Sama nie wiem mamo.. - odpowiedziałam patrząc w boczną szybę tak by nie zauważyła kłamstwa malującego się na mojej twarzy. Kiedyś Rye powiedział mi, że moja twarz jest jak otwarta książka. Obawiam się, że jest to prawda. Po tamtym ostatnim wypowiedzianym przeze mnie zdaniu całą drogę powrotną przesiedziałyśmy w ciszy jak. Sam pobyt w domu również.

PRZEDOSTATNI DOTYK (DARY LOSU II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz