14 | rozwiązanie

116 10 5
                                    

Rano nie mogłam się doczekać nowych wiadomości. Co miał mi do powiedzenia Adrien? A może chciał milczeć? Przez resztę wczorajszego dnia przebywał w swoim pokoju i nawet nie przyszedł na kolację.

Ubrałam się w to samo co wczoraj. Nawet nie miałam innego wyboru. Tyle się działo, że nie zdążyłam pójść do sklepu, aby kupić nowe ubrania. Jednak nie wyglądałam najgorzej, ponieważ koszulka była względnie czysta.

Szybko zbiegłam schodami na dół do jadalni. Adrien siedział już na swoim miejscu. Jak zwykle dosiadłam się obok niego i posłałam mu pytające spojrzenie, lecz on siedział sobie jakby nigdy nic i głupio się uśmiechał. Po chwili podano gorące naleśniki z syropem klonowym. Pachniały bosko. Blondyn zaczął jeść, a ja nadal czekałam na wyjaśnienia. Powoli zaczął działać mi na nerwy.

- Powiesz wreszcie, co się działo wczoraj wieczorem?! – nie wytrzymałam.

- Pewnie mi nie uwierzysz, ale... - zrobił pauzę, na pewno chciał wzbudzić nutkę dramatyzmu – ale po rozmowie z Biedronką, oboje uznaliśmy, że nie pasujemy do siebie. Miałaś rację... woli Czarnego Kota. – wyglądał jakby własne słowa go śmieszyły. Niech mu będzie. Próbowałam w to uwierzyć.

- No dobrze... Biedronka woli Kota, a ty do czego doszedłeś podczas tej rozmowy, geniuszu?

- Doszedłem do wniosku, że powinienem zwrócić uwagę na Marinette...

- Co?! – oburzyłam się, miałam ochotę walnąć go moim naleśnikiem w twarz, najpierw wzdycha do Biedronki, następnego dnia do Marinette, co się z nim dzieje?!

- Nie złość się. Uznałem, że superbohaterka nie jest dla mnie. Za to Mari jest taka miła i piękna i... - zaczął mówić z rozmarzeniem, podpierając się jedną ręką o stół.

- Dobra! Przestań! Nie chcę tego więcej słuchać. – machnęłam rękoma i wepchnęłam sobie kawałek naleśnika do ust, powoli zaczynając żuć. Adrien uśmiechnął się jakby zwyciężył na polu bitwy.

Po śniadaniu wybrałam się na zakupy do najbliższego centrum handlowego. Kupiłam sobie parę ładnych bluzek w moich ulubionych kolorach. Nie zapomniałam też o sukienkach i spodniach. Zajęło mi to dość dużo czasu. Wracałam do domu z pełnymi torbami. Zostało mi jakieś pięć minut drogi, gdy dostrzegłam po drugiej stronie ulicy mojego zielonookiego przyjaciela ze swoją nową dziewczyną. Wychodzili właśnie ze sklepu, trzymając się za ręce. Wyglądali razem naprawdę uroczo. Jednak dobrze, że wybrał Marinette. Ten widok był taki piękny, że aż się wzruszyłam.

Nagle usłyszałam znane mi już krzyki.

- Akuma!!! Pomocy! Akuma!

Obserwowana przeze mnie para zakochanych pobiegła do pobliskiej wąskiej uliczki. Ruszyłam szybko za nimi. Co jak co, ale podczas ataku akumy lepiej być w grupie. Byłam parę kroków od nich, gdy zobaczyłam jak, ukrywając się za dużym kontenerem na śmieci, wypowiadają razem jakieś krótkie formułki. Były różne, lecz równie chwytliwe. „Kropkuj!" i „Wysuwaj pazury!". Pojawiło się wokół nich różowe i zielone światło, po czym Marinette stała się Biedronką, a Adrien Czarnym Kotem.

Teraz już wszystko nabrało sensu! Wczoraj wieczorem oboje poznali swoje tożsamości, ale Adrien nie mógł mi tego zdradzić, więc powiedział mi, że wybrał Mari. Tylko dlatego, aby mogli się spotykać na co dzień i nikt się niczego nie domyślił. Ale ja to popsułam... Z drugiej strony... Przejrzałam ich! Ha! Dobra jestem. Uśmiechnęłam się sama do siebie.

- Co?! Nie wierzę! – krzyknęłam zdziwiona. Superbohaterowie spojrzeli w moją stronę zdezorientowani.

- Weronika?! Nie możesz nikomu powiedzieć! – Adrien, a raczej Czarny Kot, podszedł w moją stronę, lecz ja chcąc odsunąć się od niego, zrobiłam parę kroków w tył, lecz potknęłam się i przewróciłam, uderzając o coś w głowę. Straciłam przytomność.

Czwarty WymiarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz