10 | starzy znajomi

161 16 0
                                    

Dotarłam na miejsce, gdy mój zegarek wskazywał czternastą. Trochę mnie to śmieszyło, bo nadal nie wiedziałam, która godzina jest w tym wymiarze, a o dacie już nie wspomnę.

Znajdowałam się teraz przed małą piekarnią mieszczącą się na narożniku dwóch ulic. Była całkiem ładna. Odetchnęłam głęboko, chcąc odpędzić zbierający się we mnie stres i weszłam do środka. Unosił się tam zapach świeżutkich wypieków. W tamtej chwili nie było żadnych klientów. Przy kasie stał duży mężczyzna w niebieskiej koszulce. Uśmiechnęłam się lekko i zbliżyłam się w jego stronę.

- Dzień dobry. – powiedziałam, przez moment zabrakło mi trochę pewności siebie.

- Dzień dobry, w czym mogę służyć? – odrzekł z uśmiechem.

- Szukam Sabine Cheng, która ponoć tutaj mieszka.

- Święta prawda, to moja żona. Jest na górze i szykuje obiad. Coś się stało?

- Znalazłam informację, że jest bliską znajomą mojego ojca, Dawida Clavel...

- Dawid?! Nie wierzę! Szmat czasu go tu nie było! Chętnie się z nim zobaczymy. – uśmiechnęłam się, jednak w środku było mi bardzo smutno, w końcu nikt już nigdy go nie zobaczy.

- To niestety nie będzie możliwe... Mój tata nie żyje... - zaczęłam płakać. Nie byłam z tego powodu dumna. Mężczyzna był zaskoczony tą złą nowiną, wyszedł zza lady i przytulił mnie. To było bardzo miłe z jego strony.

- Och, nie płacz. Będzie dobrze. – odsunął mnie od siebie i spojrzał na mnie – Córka naszego przyjaciela jest zawsze mile widziana. Zostaniesz na obiedzie? – uśmiechnął się smutno. Pociągnęłam nosem i zaraz potem opanowałam się.

- Jeżeli to nie sprawi kłopotu... - otarłam łzy z twarzy wierzchem dłoni.

- Skądże! – podszedł do drzwi wejściowych i przewrócił tabliczkę, aby mówiła, że lokal jest zamknięty.

- Chodź ze mną na górę, przedstawię cię Sabine. – machnął ręką, pokazując, abym za nim podążyła.

Poszłam za nim bez wahania, przeszliśmy drzwiami znajdującymi się obok kasy. Za nimi były schody. Tym sposobem dostaliśmy się do ładnego, przytulnego mieszkania nad piekarnią. Pierwszym pomieszczeniem był salon z białą kanapą i telewizorem, z boku była kuchnia z trzema krzesłami, aby można było usiąść przy blacie. Tyłem do nas stała tam niska czarnowłosa kobieta.

- Kochanie! Zobacz, kto do nas przyszedł. – małżonka odwróciła się na jego wołanie, wyglądała na ciepłą osobę – To córka Dawida!

- Dzień dobry, jestem Weronika Clavel. – powiedziałam i podałam jej rękę na przywitanie. Zrobiła parę kroków w naszą stronę, po czym uścisnęła ją.

- Dzień dobry, kochanie. – odparła kobieta, była bardzo spokojna. – Nazywam się Sabine Cheng, mojego męża Toma Dupain już poznałaś. Miło mi cię wreszcie poznać. Dawid wiele nam o tobie opowiadał. Nasza córka będzie dzisiaj nocować u przyjaciółki i niestety już wyszła. Przygotowuję zupę, zjadłabyś trochę? Mam jej za dużo jak na dwie osoby.

- Bardzo chętnie. Dziękuję. – uśmiechnęłam się.

Usiedliśmy przy blacie kuchennym. Siedziałam naprzeciw przyjaciół ojca. Zaczęliśmy jeść. Danie było bardzo dobrze przyprawione i smakowało mi.

- Ostatni raz widzieliśmy Dawida jakiś rok temu. Opowiadaj, co się działo? – zaczęła kobieta. Nie miałam pojęcia czy wiedzą o wymiarach, więc postanowiłam ominąć ten temat.

- Dwa lata temu mama zmarła na raka płuc, zaledwie wczoraj dowiedziałam się, że ojciec wracając z wyjazdu służbowego, zginął w wypadku samochodowym. – pani Sabine przyłożyła dłoń do ust, była ewidentnie zaskoczona, a pan Tom objął ją ramieniem.

- Wypadek... To niemożliwe... - mówiła ze łzami w oczach.

- Nie wiedziałam, co robić. Zostałam całkiem sama. Tata zostawił dla mnie tylko kartkę z państwa adresem.

Pani Cheng chciała coś powiedzieć, ale nie mogła nic z siebie wydusić. Mąż ją wyręczył.

- Gdy dowiedzieliśmy się o chorobie Magdy, Dawid odwiedzał nas rzadziej. Mówił, że musi opiekować się żoną i córką. Kiedy twoja mama zmarła, poprosił nas o przysługę. Chciał, abyśmy zajęli się tobą, jeśli jego również zabraknie. Zgodziliśmy się.

- Naprawdę? – tylko na to jedno słowo było mnie stać. Nie wierzę! Tata to wszystko przewidział! Wiedział przede mną, że wybiorę czwarty wymiar i wszystko załatwił.

- Naprawdę. – potwierdziła pani Cheng – Obiecaliśmy mu pomoc dla ciebie, a on powiedział, że resztą nie musimy się martwić. Teraz przyszedł czas, aby dotrzymać obietnicy. Szkoda, że spotykamy się w takich okolicznościach. – kobieta po raz drugi miała szkliste oczy, przypuszczam, iż wyglądałam podobnie.

Minęło parę minut. Skończyliśmy jeść obiad. Pomogłam pozmywać naczynia. Potem wszyscy razem usiedliśmy na kanapie w salonie. Pierwszy odezwał się pan Tom.

- Mam tylko jedno pytanie. Jak sama dałaś radę dotrzeć do nas z tak daleka? Do Paryża z Rouen jest szmat drogi.

Ok, rozumiem. W takim razie ojciec na sto procent nie powiedział im ani nikomu innemu o wymiarach. Zmyślił, że mieszkamy w Rouen. Ciekawe czy to ładne miasto? Myślę, że tak.

- Na lotnisko zaprowadził mnie mój były już opiekun Filip. – oby w Rouen było lotnisko – Tak znalazłam się w Paryżu. Widocznie tylko ja nie wiedziałam o obietnicy pomiędzy tatą a wami.

- Dobrze. – odpowiedział mężczyzna.

- Co teraz zrobimy? – spytałam.

- Właśnie się nad tym zastanawiam, Kochana. – mówiąc to, pani Cheng lekko się uśmiechnęła – Jak widzisz nasze mieszkanie jest małe. Mamy dwie sypialnie, z czego obie są zajęte, a przecież nie będziesz spać na kanapie. Każda nastolatka powinna mieć własny pokój. Nie mam pojęcia co zro... Wiem! – razem z panem Tomem aż podskoczyliśmy – Przecież Gabriel ma duży dom! Nie dom, rezydencję!

- Gabriel? – przypuszczałam, że chodzi o drugą osobę z mojej dwu-osobowej listy przyjaznych kontaktów, ale zawsze warto się upewnić.

- Sabine miała na myśli naszego starego przyjaciela, Gabriela Agresta. To niewiarygodne, ale poznał go z nami twój ojciec. Spotykaliśmy się często do czasu śmierci twojej mamy, później spotkania były tylko czasami z powodu rzadszej obecności Dawida. Rok temu zaginęła żona Gabriela, zamknął się w sobie i od tego czasu utrzymujemy tylko kontakt telefoniczny, ale nadal przyjazny.

- Ale jak powiem Gabrysiowi, że córka Dawida potrzebuje pomocy, to na pewno jej udzieli. W końcu on też obiecał wsparcie. – uparła się pani Cheng.

- Czyli pan Agreste obiecał to samo co wy mojemu ojcu? Czy ktoś jeszcze o tym wie? – spytałam, choć domyślałam się odpowiedzi.

- Dawid prosił tylko nas o pomoc. – odpowiedziała pani Sabine z uśmiechem.

- Rozumiem.

Państwo Dupain-Cheng poszli do swojego pokoju, aby zadzwonić i porozmawiać z panem Agrestem. Ja zostałam w salonie i czekałam, mając w duchu nadzieję, że już niedługo znajdę mój nowy dom.

Czwarty WymiarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz