— Dobrze was widzieć, kochani.
Głos mojej mamy dobiegał z podwórka. Wyatarczyło otworzyć rano okno, by teraz móc idealnie usłyszeć każde jej słowo. Westchnąłem cicho, przewracając się na swoim łóżku na lewy bok. Nie obchodziło mnie, kto przyjechał. Miałem po dziurki w nosie ludzi, którzy nagle przypomnieli sobie o moim istnieniu, bo Lauren stała się krzywda.
Była wspaniałą kobietą.
Wszyscy za nią tęsknimy.
Przyjmij nasze kondolencje.
Miałem dość tych wszystkich słów i starań, aby mnie pocieszyć. Trzeba być idiotą, żeby chcieć sprawić, że się uśmiechnę po czymś, co totalnie spieprzyło mi życie. Miałem ochotę wywalić każdego za drzwi, bez względu na to, kim był i jak dobre intencje miał. Jedyne, czego potrzebowałem to święty spokój.
Można powiedzieć, że moja siostra jako jedyna nie popadła w paranoję i nie skakała wokół mnie jak przy jakimś cholernym bachorze. Nie traktowała mnie jak powietrza, ale też nie robiła wszystkiego, żeby nagle każda mała rzecz kręciła się wokół mnie. Harry, a może pójdziemy dziś na spacer? Nie. Harry, napijesz się herbaty? Zjesz coś? Chodź, usiądziesz z nami. Nie. Harry, nie możesz tak siedzieć w czterech ścianach. Pojedziesz dziś ze mną po zakupy? Nie.
Gemma po prostu siadała obok mnie i mówiła. Nie oczekiwała odpowiedzi, ale po prostu przy mnie była. Potrafiła mnie ochrzanić i powiedzieć, że coś jest nie tak jak powinno być. Co prawda, olewałem to. Może nie wiedziała, ale byłem jej cholernie wdzięczny za to, że nie zaczęła traktować mnie jak kosmity. Mimo tego wszystkiego pozostałem jej młodszym, wkurzającym bratem.
— Harry! — usłyszałem krzyk mamy, która musiała zatrzymać się na półpiętrze. Wywróciłem oczami, ignorując ją. Jednak ona, jak to ona, nie dawała za wygraną. — Harry, twoi...
— Jestem zajęty! — odkrzyknąłem, wtulając się w kołdrę. — Później też będę! I jutro.
I za milion tysięcy lat. Po prostu dajcie mi święty spokój.
Myślałem, że odpuści i zostawi mnie samego w pokoju. Marzenie. Chwilę później drzwi sypialni otworzyły się i mama stanęła w wejściu, przyglądając mi się. Jej wzrok był pełen wyczekiwania. Znowu westchnąłem, podnosząc się do pozycji siedzącej i po prostu spojrzałem na nią pytająco.
— Co robisz? — zapytała. No tak, powiedziałem, że jestem zajęty. Teraz powie, że to nieprawda i każe mi zejść na dół.
Przygryzłem wewnętrzną stronę swojego policzka, po czym uśmiechnąłem się sarkastycznie.
— Zastanawiałem się nad sensem swojego popieprzonego życia. A teraz tylko nie wiem, czy wyskoczyć przez okno tutaj, czy może z pokoju gościnnego będzie lepiej. Wiesz, tam jest widok na ogród i tak dalej.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale w końcu nie wypowiedziała ani jednego słowa. Po prostu wpatrywała się we mnie z czymś, czego nie potrafiłem określić. Dopiero po chwili do mnie dotarło. Strach. Ona naprawdę się o mnie bała. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogłem powiedzieć głupiego: żartowałem.
— Przepraszam — mruknąłem, przeczesując palcami swoje włosy. Za nic w świecie nie chciałem jej ranić. — Dlaczego mnie wołałaś?
Skrzyżowała swoje ramiona, wzdychając cicho. Oparła się o futrynę, spuszczając wzrok.
— Niall i Kate przyjechali.
Jej głos zabrzmiał cicho, a jednak czułem się tak, jakby wykrzyczała mi to w twarz. Tylko nie oni. Boże. Niemalże natychmiast pomyślałem o Londynie. O domu. Naszym domu. Imprezy w czwórkę, kolacje, wieczory filmowe. Kate, która tak idealnie rozumiała Lauren i traktowała ją jak siostrę. Z wzajemnością. Dziewczyny miały relację, o jakiej inni ludzie mogliby tylko pomarzyć. Nagle zacząłem zastanawiać się nad tym, jak ona się trzyma. Lepiej ode mnie? Czy też tęskniła tak bardzo?
