11

88 3 0
                                    

Suzy

Helikopter zetknął się z podłożem a drzwi od razu się otworzyły
Kazali nam wysiadać i jak najszybciej biec do bazy.

Była noc, wylądowaliśmy na ogromnej pustyni gdzie znajdował się tylko jeden ogromny budynek.

Opuściłam helikopter i w towarzystwie uzbrojonych mężczyzn razem z pozostałymi jak najszybciej udaliśmy się do miejsca nazywanego przez nich bazą.

Podczas biegu odwróciłam się za siebię i zobaczyłam liczną grupę ludzi którzy swoim wyglądem przypominiali zombie.

Wpadliśmy do środka jak burza a wielkie żelazne drzwi za nami, zamknęły się.

-Kto to był?-spytała zdyszana Tina jednego z kolesi którzy właśnie mieli nas opuścić.

-Poparzeńcy.-powiedział jeden z nich po czym zniknęli pomiędzy ogromnymi pudłami i skrzyniami bez żadnych wyjaśnień.
Nie byliśmy tu sami, było tu kilka osób które najwyraźniej tu pracowały, całość przypominała jeden wielki magazyn.

-Witajcie, jestem Janson.-wszyscy spojrzeliśmy w tym samym kierunku. W naszą stronę szedł, wysoki, szczupły mężyczyzna z siwymi, krótko przystrzyżonymi włosami.- Już jesteście bezpieczni. Zapraszam was na posiłek, ale najpierw pewnie chcielibyście wziąć prysznic i odświeżyć się więc zapraszam za mną.-uśmiechnął się i gestem ręki wskazał żebyśmy podążali za nim. Popatrzyliśmy po sobie i niepewnie udaliśmy się za mężczyzną.

Ja, Tina i Teresa zostałyśmy oddzielone od chłopaków i zabrane przez jakieś dwie kobiety.

Szłyśmy w milczeniu. Co jakiś czas kątem oka spoglądałam w stronę Tiny.

Korytarze jak i cały budynek wyglądały bardzo nowocześnie. Przypominało mi to wielkie laboratorium.

-Kim są poparzeńcy?-Tina przerwała milczenie a pytanie skierowała w stronę idących przed nami dwóch lekarek w białych fartuchach.

-To chorzy na Pożogę. Ich mózgi są już całkowicie zainfekowane przez wirusa przez co nie kontrolują się.

-Pożogą można się zarazić?-spytałam w celu upewnienia się, że to co mówiła kobieta na nagraniu było prawdą.

-Tak.-odpowiedziała krótko wyższa, czarnoskóra kobieta i wyciągnęła z kieszeni kartę. Przejechała nią po czytniku i kiedy on zaświecił się na zielono drzwi przed nami otworzyły się.

Każda z nas dostała nowe ubrania po czym zostałyśmy zaprowadzone do oddzielnych kabin prysznicowych.

Odkręciłam wodę i poczułam ciepło na swojej skórze. Nie pamiętam kiedy ostatni raz brałam kąpiel, ale było to cudowne uczucie.

Po skończonym prysznicu przebrałam się w ciuchy które dostałam i opuściłam pomieszczenie.
Na zewnątrz czekała już Tina i Teresa.

-Dłużej się nie dało?-spytała Tina unosząc jedną brew do góry.-Siedziałaś tam 40 minut.

Popatrzyłam na nią zdziwiona bo miałam wrażenie, że minęło jakieś 10-15 minut a nie 40.

-Gotowe?-spytała rudowłosa lekarka. Była niezbyt wysoka a na jej twarzy widniały piegi.

-Tak-odezwała się Teresa. Opuściłyśmy pomieszczenie z prysznicami i weszłyśmy do sali gdzie znajdowali się też chłopcy.

-Wy dwie zajmijcie puste łóżka a ty Tereso, chodź ze mną.-popatrzyłam na Tinę a ona wzruszyła ramionami.
Usiadłyśmy na wolnych łóżkach obok Patelniaka.

-Hej-rzucił Patelniak kiedy nas zobaczył.

-Cześć-odpowiedziałyśmy.
Tina otworzyła buzię żeby coś powiedzieć ale wtedy podszedł do nas lekarz.
Mężczyzna, średniego wzrostu z lekkim zarostem na twarzy trzymał w ręce teczkę.

-Wy musicie być Tina i Suzy, mam rację?-popatrzył na nas a następnie na trzymaną w rękach teczkę.-Valentina Tereshkova, Susan Sarandon...-zanotował coś.

-Tak.-odpowiedziałyśmy równocześnie niezbyt pewnie i spojrzałyśmy po sobie.

-Dobrze.-odłożył teczkę na stoliku obok.-Zbadam was i podam wam potrzebne witaminy.-wyjaśnił i zdjął z szyji stetoskop.

Siedziałam bliżej więc mnie osłuchał jako pierwszą.
Przyłożył metalową końcówkę stetoskopu do mojej skóry a ja się wzdrygnęłam się bo była zimna.

-W porządku.-podszedł do Tiny i powtórzył swoją czynność.

Następnie założył mi na rękę opaskę i mocno ją zacisnął, po czym odwrócił się, ubrał rękawiczki i wziął strzykawkę z dużą igłą.

-Yyyy co pan robi?-spytała Tina patrząc na moją rękę. W jej głosie wyczułam niepokój.

-Muszę pobrać waszą krew. Potrzebujemy ją do badań.

Otworzyłam szeroko oczy i chciałam się wyrwać ale było już za późno wbił strzykawkę w moją żyłę a ja myślałam, że zemdleje.

Wyciągnął ją i podał mi wacik po czym ściągnął opaskę i podszedł do Tiny.

-Nie, nie dam sobie pobrać krwi.-powiedziała brunetka odsuwając się do tyłu.

-Nie bój się, to nie boli. Prawda?-odwrócił się do mnie z myślą, że potwierdzę.

-Niech ją pan zostawi.-powiedziałam stanowczo. Jednak facet nie dawał za wygraną. Postawiłam, że muszę działać wzięłam strzykawkę w której znajdowała się moja krew i rzuciłam nią o ziemię.

Wszyscy momentalnie spojrzeli na nas a lekarz który próbował pobrać krew Tinie odwrócił się w moją stronę.

-Niech to szlak...-mruknął i kucnął przy rozbitej strzykawce.
Zeskoczyłam z mojego łóżka i stanęłam obok brunetki. Podeszła do nas druga lekarka.

-Uspokójcie się i usiądźcie na łóżku.-powiedziała delikatnie się uśmiechając.

-Czemu pobieracie im krew?-spytał Newt patrząc w naszą stronę z drugiego końca sali.

-Ich grupa krwi jest nam potrzebna do badań.-wyjaśniła kobieta. Znów szła w naszą stronę tym razem trzymając igłę.

Rozejrzałam się w celu znalezienia jakiejś broni.
Jednak nic co miałam pod ręką się nie nadawło.

-Spokojnie, to nie boli.-powiedziała do Tiny. Nic zdążyłam zareagować zostałam odciągnięta na bok przez łysego doktora. Spojrzałam na dziewczynę która cofała się jak najdalej mogła. Musiałam jej pomóc.
Mężczyzna trzymał mnie tak, że nie mogłam wykonać żadnego ruchu rękami a, nogi też miałam ograniczone więc ugryzłam go w rękę najmocniej jak umiałam.
Lekarz krzyknął z bólu i puścił mnie a ja ruszyłam w stronę Tiny.
Wtedy lekarka była już wystarczająco blisko brunetki. Dziewczyna chwyciła ją za nadgarstek i starała się jak najdłużej przytrzymać jej rękę.

Nagle drzwi się otworzyły i do środka wszedł Janson.

-Co się tu dzieje?-spytał. Tina wykorzystała chwilę nieuwagi lekarki i wyrwała jej się. Kobieta straciła równowagę i upadając wbiła sobię igłę w nogę na co syknęła z bólu.

-Raphael i Kate! nie potraficie przypilnować dwóch nastolatek.-powiedział i podszedł do nas.-Po co chcieliście pobierać im krew?-spytał patrząc na kolesia którego ugryzłam takim wzrokiem jakby mówił "to już mamy".-Mieliście im podać witaminy!

Podniósł strzykawkę która przed chwilą wyciągła sobie kobieta i odłożył ja na stolik.-Idźcie stąd ja zwołam kogoś innego.

-Nie którzy nie rozumieją co się do nich mówi.-powiedział i spojrzał na nas.-Usiądźcie, zaraz przyjdzie ktoś inny i poda wam witaminy.-mężczyzna opuścił pomieszczenie razem z dwójką doktorów a my spojrzałyśmy na resztę która patrzyła na nas zdziwiona.

Dopegirlxbadwolf

The key to everything is THEY||TMR Where stories live. Discover now