Suzy
Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy starego, wysokiego prawie łysego mężczyznę.
-Nie pana sprawa.-powiedziałam i już chciałyśmy odchodzić.
-Tam dokąd zmierzacie roi się od poparzeńców. Lepiej chodźcie ze mną. Zaprowadzę was z dala od nich.-popatrzyłam na Tinę a ona na mnie.
-Chcemy tylko znaleźć przyjaciół, nie potrzebujemy pana pomocy.-powiedziała brunetka, następnie odwróciłyśmy się i skierowałyśmy do wyjścia z budynku.
Jednak facet nie dawał za wygraną.-Jestem Richards. Pomagam dzieciaką których rodzice zchorowali na pożogę.
-Tsa...to jakim cudem pan jeszcze nie zachorował?-spytałam.
-Gdzie je pan trzyma? W piwnicy?-Tina uniosła jedną brew.
-Odpowiadając na pierwsze pytanie to zachowuję wszelkie środki ostrożności a co do drugiego pytania to tak, bo tam jest bezpieczniej.-uśmiechnął się a ja przewróciłam oczami.
Podążając cały czas tą samą uliczką Richards nadal szedł za nami i opowiadał nam jak to on nam może pomóc, że przygarnie nas, zapewni nam bezpieczeństwo, bla bla bla.
Jego gadanie powoli zaczynało mnie nudzić i miałam go dość.
Chciałyśmy go zgubić więc skręciłyśmy w lewo gdzie znajdowała się ślepa uliczka zakończona wysokim murem.-Cholera...-syknęła Tina. Spojrzałam w górę i szukałam jakiejś możliwej drogi ucieczki wtedy poczułam jak ktoś dotyka moich pleców. Odwróciłam głowę i zobaczyłam że to Richards.
-Ej! Łapy przy sobie!-krzyknęłam i wyciągnęłam broń którą zabrałam od jednego z żołnierzy.
-No spokojnie, spokojnie.-uniósł ręce do góry w geście poddania się.
-Spokojne to my będziemy jak nas zostawisz chyba, że chcesz źle skończyć to proszę bardzo -zagroziła mu Tina.
-No kurde ale kiedy się od nas odłączyły?-usłyszałam znajomy głos, Minho.
-Nie wiem, Teresa szły za tobą.
-Nic nie widziałam.
Spojrzałam na Tinę i wiedziałam, że brunetka ma już jakiś plan.
-Newt!-krzyknęła.
-Hej co ty robisz jeszcze jakiś poparzeniec cię usłyszy!-Richards oglądnął się za siebie a my spojrzałyśmy na niego i zobaczyłyśmy
Newta, Minho, Jorge oraz cała resztę.Wyminęłyśmy Richardsa i biegiem udałyśmy się do naszej grupy.
-Boże nie wiecie jak się martwiliśmy!-krzyknął Max.
-A to kto?-szepnął Patelniak wskazując na Richardsa.
-Aaaa...to tylko jakiś zboczeniec.-wyjaśniła brunetka.
-Co? Chciał wam coś zrobić?!-spytał Newt.
-Spokojnie, dałyśmy sobie radę.-powiedziałam i przybiłam piątkę z Tiną.
Max
Dwie zguby znaleźliśmy, zostały jeszcze dwie.
-Jak myślicie, gdzie mogli pójść?-spytałem Newta i Minho którzy szli tuż za Jorge.
-Brenda musiała wrócić się po ważną dla niej rzecz. Pewnie uciekli kanałami.-odezwał się Jorge.
-Znajdziemy ich?-spytał Patelniaka.
-Innej opcji nie widzę.-westchnął mężczyzna.-Tam będzie Marcus.-powiedział po czym skierowaliśmy się w stronę ceglanego budynku.
Weszliśmy do środka gdzie zastaliśmy imprezę.
-Nieźle się bawią jak na te czasy.-przynała Tina.
-Ej, czy to przypadkiem nie jest Thomas?-spytała Suzy wskazując na brunetka który nie wyglądał na trzeźwego.
-Przecież to on!-krzyknął Newt i od razu rzucił się w stronę bruneta a my zrobiliśmy to samo.
-Weźcie go na górę do Marcusa, łatwo nie będzie.-rozkazał Jorge i pobiegł na górę. Newt i Minho wzięli Thomasa i w wolnym tępie również udaliśmy się tam gdzie Jorge.
Kiedy pokonaliśmy schody i byliśmy już na górze pchnąłem drzwi i zrobiłem miejsce dla chłopaków.
Weszliśmy do środka gdzie siedział już związany Marcus a Jorge spacerował w tą i z powrotem.
Newt i Minho położyli Thomasa na kilku poduszkach leżących na podłodze.
-Co mu się stało?-spytał Minho, Brende która szła za dziewczynami.
-Kazali nam pić, ale jemu dali więcej.-wzruszyła ramionami.
Teresa usiadła przy chłopaku i spojrzała na niego.
-Pewnie nigdy nie piliśmy alkoholu, nie dziwne, że jego organizm tak zareagował.-stwierdził Patelniak a my się z nim zgodziliśmy.
Minęło półtorej godziny a my nadal nie dowiedzieliśmy się nic od Marcusa.
-Powtórzę jeszcze raz, gdzie jest prawe ramię?-spytał Jorge ale on nadal milczał.
-Mów gdzie kurna jest to prawe ramię słyszysz?!-Minho stracił cierpliwość.
Jorge podszedł do Marcusa i przywalił mu w nos.
-Jeśli nic nie powiesz to biorę twój wóz i sam ich znajdę.-mężczyzna odwrócił się do niego tyłem.
-Nie, nie! Tylko nie auto!-krzyknął Marcus.
-A więc?
-Są w górach, prawe ramię jest w górach!-Jorge uśmiechnął się zwycięsko.
-Obudził się!-krzyknął Floyd i wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę.
-Co się stało?-spytal brunet podpierając się na łokciach.
-Długa historia...-Suzy zmarszczyła brwi.
-Lepiej się czujesz?-spytał go Newt a on pokiwał twierdząco głową.
-Zmywamy się.-powiedział Jorge i wziął od Marcusa kluczyki.
-Hej! Co ty robisz?!-krzyknął zdezorientowany Marcus.
-Pożyczam auto. Dzięki.-nie czekając na odpowiedź wyszliśmy z pokoju i opuszczając budynek udaliśmy się w stronę auta.
Pięcio osobowe auto plus dwanaście osób to niezbyt dobre połączenie ponieważ w siódemkę musieliśmy się gnieść na przyczepie.
Kiedy jechaliśmy po tych wszystkich dziurach i wybojach myślałem, że wylecę nie wspominając już o Suzy i Tinie które siedziały na samym końcu i co jakiś czas krzyczały, że wypadają.
-Daleko jeszcze? Bo zaraz naprawdę wylecę!-krzyknęła Tina do Jorge.
-Jakieś cztery kilometry.-odpowiedział jej Newt.
-O matko...-skomentowała Suzy a ja się zaśmiałem bo były najbardziej poszkodowane.
-Możecie być cicho? Już mnie łeb od was boli!-warknęła Teresa.
-Mój łokieć ałaa!-krzyknąła z bólu blondynka.
-Ciekawe czy jakbym stąd wyskoczyła to bym spadła z klifu...-Tina odwróciła się w bok i spojrzała na przepaść.
Zatrzymaliśmy się. Opuściliśmy samochód i kiedy stanęliśmy na ziemi zaczęliśmy się rozglądać. Drogę torowały auta, które były tutaj już od dawna. Przyrdzewiałe i na pewno nie sprawne do jazdy.
-Halo prawe ramie?-uniosłem brwi.
-Czyżby Marcus nas wykiwał?-spytał Floyd i wtedy padły strzały a my opadliśmy na ziemię.
Dopegirlxbadwolf
YOU ARE READING
The key to everything is THEY||TMR
FanfictionDwie nastolatki budzą się w murach ogromnego labiryntu, nic nie pamiętając. Myślały, że znalazły wyjście jednak okazało się to sercem labiryntu zwane strefą. Wprowadzają tam totalny haos przez co nie zyskują sympatii pozostałych streferów a przynajm...