4.5

3.3K 306 231
                                    


Will zerknął w stronę ciemnowłosego, który krzątał się po kuchni, w poszukiwaniu czegoś czym mogliby schłodzić jego pulsujący nieprzyjemnie policzek.

I tak zostanie czerwony ślad - myślał z delikatnym uśmieszkiem. Wolał jednak po prostu przemilczeć ten fakt i z swego rodzaju satysfakcją, obserwować poczynania młodszego. Nie często ma się okazję doświadczyć martwiącego się (nawet jeśli na swój niezrozumiały sposób) di Angelo. I przeczuwał, że kolejna taka za szybko nie najdzie.

Nagle ich spojrzenia się spotkały.

- Gapisz się - warknął w jego stronę ciemnowłosy.

Will szybko odwrócił twarz w przeciwnym kierunku, mamrącząc pod nosem ciche "sorki". Chooleraa. Odchylił głowę do tyłu, kładąc ją na oparciu kanapy i przymknął oczy, wypuszczając powietrze z ust. Myślami wrócił do sytuacji z przed niecałej godziny i rozmowy z Tanaką, której unikanie stało się od teraz jego priorytetem. Jego pierwszy dzień w szkole, zdecydowanie można było uznać za niewypał. A przynajmniej częściowy. Bo większość nauczycieli, okazała się być naprawdę miła i w porządku, a jeśli pominąć by Drew i tego chłopaka, część studencka też nie wydawała się taka zła. Oprócz Tanaki, poznał jeszcze kilkoro innych uczniów, w tym; Cecila Markowitza, z którym przesiedział większość lekcji i który zdąrzył mu już popsuć dwa jego nowe długopisy, oraz zielonooką dziewczynę Lou Ellen, która wpadła na niego przez przypadek na jednej z przerw, kiedy to ukrywał się przed Drew. Było jeszcze parę innych osób, ale to z tą dwójką rozmawiało mu się najprzyjemniej. Zdążyli już wymienić się numerami, a Cecil powiedział, że będą musieli gdzieś się razem spotkać w najbliższym czasie. Przez chwilę, blondyn miał nawet w planach wyciągnięcie tam również di Angelo, ale ten zapewne zapierał by się rękami i nogami przed wyjściem do ludzi.

- Hej, Solace! - nagle usłyszał za sobą. O wilku mowa. - Orientuj się! - odwrócił głowę w jego stronę, co chyba nie było najlepszym pomysłem, bo dosłownie w tym samym momencie, poczuł jakiś niezidentyfikowany, lekko wilgotnawy obiekt centralnie na swojej twarzy. Przez chwilę siedział tak w bezruchu pozwalając, by to "coś", powoli zsunęło się i spadło na jego spodnie. Fopiero wtedy zamrugał kilkukrotnie i spojrzał w dół.

Mięso.

Dość spory kawałek nieokreślonego gatunku mięsa.

Zaraz- Czy on właśnie walnął mnie mięsem?!

Kolejnym co do niego dotarło, był pierw cichy, powstrzymywany, ale z każdą chwilą coraz głośniejszy śmiech Nica. Tak. Dobrze przeczytaliście. Śmiech. N I C A. Stał jakieś dwa metry przed nim i trzymając się za brzuch śmiał się jak dziecko! Do tej pory przez myśl by mu nie przeszło, że w najbliższym czasie (a może nawet kiedykolwiek!) zobaczy go śmiejącego się w niesarkastyczny, przerażający czy złośliwy sposób! A tu proszę! Nico di Angelo, we własnej osobie, właśnie chichra się w najlepsze z rumianymi od tego policzkami! W swojej własnej kuchni!

Sam widok sprawił, że Solace, mimo iż niespełna trzydzieści sekund temu oberwał sporym kawałkiem mięsa, nie umiał się szeroko nie uśmiechnąć rozczulony. Poważnie. Ten chłopak naprawdę potrafił być rozczulający. Bez tej całej aury śmierci i rozpaczy, którą zwykle roztaczał wokół siebie, chcąc tym zapewne odstraszyć innych. A może taka już jego naura?

Po chwili jednak niższy odchrząknął odwracając wzrok.

- I co się tak szczerzysz? - wymamrotał zakładając ramiona na piersi i starając się powstrzymać, nadal jednak widoczny, na jego delikatnie rumianej twarzy uśmiech.

- Już powoli zaczynałem tracić nadzieję, że potrafisz się śmiać - odparł błądząc wzrokiem w okolicach jego oczu, które nagle wydały się jakby bardziej... żywe.

thin walls | solangelo auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz