Rozdział IX

31 2 0
                                    

Czasami bywało, iż rodzina coraz bardziej zamartwiała się dziwnym stanem w jakim się znajduję. Rozpoczynali wtedy kolejne próby przywrócenia mnie do świata ludzi, lecz wszystkie okazały się bezcelowe. Już nic nie mogło przywołać dawnej mnie jeszcze sprzed powoli postępującej przemiany. Należy od razu dodać, że głupcy, którzy uważają jakoby odejście Elaisa miało coś zmienić, mylą się. Dla mnie ludzie nie byli niczym więcej niż dla wampirów. Byłam z nimi związana tak samo jak nieśmiertelni, do których przecież nie należałam. Mimo to cała moja dusza pragnęła wchłonąć, a raczej zostać wchłoniętą przez ciemność, bym mogła iść poprzez wieki wraz z moim ukochanym aniołem zagłady.

Jedną z takich prób, były zakupy z moją starszą o rok siostrą. Nie można powiedzieć, że wraz z przemierzaniem kolejny raz tej samej drogi i upływie bezlitosnego czasu, byłam znudzona. Wręcz przeciwnie: z każdą chwilą czułam się coraz lepiej, a humor mi się poprawiał. W końcu niemal poczułam jak proces otaczania mego serca przez mrok ustaje, lecz bardzo szybko powrócił, co stało się w momencie pojawienia się nieśmiertelnego. Zanim to jednak nastąpiło niemal siłą zaciągnęłam siostrę do jednego ze sklepów.

Długo patrzyłam na wystawę i zdający się błyszczeć za przejrzysta szybą przedmiot, nim podeszłam do sprzedającej kobiety i poprosiłam o dawno przeze mnie pożądaną rzecz. Przez chwilę obawiałam się, że ostrze jest jedynie na pokaz i na pewno nic nim nie przetnę, lecz gdy przesunęłam delikatnie palcem po gładkim metalu, na moim opuszku od razu pojawiła się kropla krwi. Poza tym gdy niepewną dłonią objęłam rękojeść sztyletu, dopasował się on do niej zupełnie jakby był dla mnie zrobiony. Dlatego też nie wahałam się ani chwili dłużej.

Dopiero gdy odeszłyśmy od sklepu, gdzie na wystawie nadal spoczywała pokaźnych rozmiarów kolekcja najróżniejszych broni, siostra się odezwała, zupełnie jakby bała się to zrobić wcześniej, widząc obłąkańczą wręcz satysfakcje w mych oczach. Być może tak właśnie było, gdyż zauważyłam, iż coraz więcej osób patrzy na mnie ze zdziwieniem równym przerażeniu. Ocknęłam się dopiero słysząc jej głos.

-Czy boisz się śmierci?- spytała.

Minęła chwila zanim otarło do mnie to pytanie, a jeszcze więcej czasu nim ułożyłam w myślach sensowną odpowiedź.

-Samego momentu śmierci, nie, ale boję się co będzie potem. Nasze życie przypomina jedną wielką fortunę. Dostaniesz to, co przypadnie ci, gdy pokręcisz kołem. Tak samo jest chyba po śmierci. Nie wiesz co się z tobą stanie i nie masz możliwości się tego dowiedzieć. Możesz trafić do piekła, a to podobno straszne miejsce- odpowiedziałam, uśmiechając się sceptycznie. Prawda była taka, iż nie wierzyłam ani w piekło ani w szatana. Oczywiście istniał i istnieje Lucyfer- były archanioł, ale on nie jest szatanem i nigdy nie mogłam w to uwierzyć. Dla mnie zawsze stanowił wyobrażenie cudownej istoty, niezwykle pięknej jak na archanioła przystało i na pewno niezależnej oraz odważnej. W końcu nie każdy miałby odwagę zbuntować się przeciwko Bogu.

Znacznie gorzej miała się moja wiar w Boga. Właściwie było to zbyt skomplikowane by jasno wyjaśnić mój stosunek do religii. Wiedziałam, że chrześcijaństwo jest i to dla niego wielu ludzi straciło niegdyś życie. Jednakże z trudem potrafiłam wyobrazić sobie tak egoistycznego Boga, który pragnąłby stale od swych wyznawców dowodów ich miłości do niego i poświęcenia. Czy oby na pewno można nazwać dobrym kogoś, kto w ramach próby skazuje człowieka na cierpienie lub, co gorsza, nakazuje mu zabicie własnego syna? Odpowiedź na to pozostawiam innym. Niech zastanowią się nad tym sami.

-A ty?- zapytałam po chwili milczenia.

-Boję się, iż okaże się, że Bóg istnieje. To nie oznacza dla mnie nic dobrego. Dla ciebie zresztą też. Chyba będziemy na siebie skazane przez wieczność.

Daj mi wiecznośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz