Rozdział czwarty

920 73 202
                                    

To, że uciekła od Ymir, nie znaczyło, że chciała ją znowu spotkać. Wręcz przeciwnie. Bardzo nie chciała widzieć teraz ludzi. Oprócz jednego człowieka, z którym miała się spotkać. Poszła do szkoły tylko z jednego powodu. Owy człowiek, przez którego w ogóle była w Niemczech, kazał jej ostatnio podczas rozmowy telefonicznej "socjalizować się". Dziewczyna poczuła się przez to źle, ale nie winiła blondyna. W końcu nie wiedział o początku. Nie wiedział o tym pachnącym stęchniętą krwią pokoju i o przerażającym głosie mówiącym "Nie poznawaj ludzi". Dzieciństwo Annie zdecydowanie nie należało do najlepszych.

A po tym całym armagedonie okazuje się, że jej drugi, przyszywany kuzyn jest idiotą.

Już wiedziała, że woli pierwszego. Tamten był nadwyraz inteligentny, uparcie dążył do celu i potrafił zostawić nawet ją, aby ten cel osiągnąć. Zawsze szedł po trupach. Podobnie jak Leonhart. Prawdę mówiąc, on był jej autorytetem. Natomiast ten drugi... Owszem, wydawał się być zdeterminowany (prawdopodobnie, aby dokopać tacie. To tylko odejmowało mu mądrości), ale za łatwo się przywiązywał do ludzi. Jasne, Annie go nie znała, ale wystarczył jej zmysł obserwacji. Minęło wiele lat, więc prawie nigdy nie myliła się w dedukcji.

Oprócz wkurzającego kuzyna może ten wyjazd nie był nawet taki beznadziejny? Nawet ta Ymir nie wydawała się aż tak zła. Obydwie lubiły sztuki walki. Być może był to ich jedyny punkt wspólny, ale przynajmniej był. No i wreszcie znowu spotkała się z Bertholdem i Reinerem. Nigdy nie zapomniała o ich obozie w Anglii, kiedy uciekli poza mury terenu. To była przygoda życia i to oni jako pierwsi pozwolili Annie poczuć się sobą. Bo zazwyczaj Leonhart zamykała się w sobie. Nawet kiedy ktoś chciał z nią porozmawiać, mogła wtedy siedzieć cicho. To tak, jakby wokół niej pojawiała się jakaś bariera. Kryształ, który pozwalał jej na milczenie i bronił od mówienia.

W momencie, w którym Annie odnalazła drzwi szkoły i wybiegła z niej, poczuła się wolna. Prawda, nie odezwała się do nikogo, ale pochodziła po budynku. W pewnym stopniu socjalizowała się. Z małym uśmiechem radości pobiegła w tylko sobie znanym kierunku.

Tak jak się spodziewała. Na miejscu czekał na nią ukochany kuzyn. Blondynka natychmiast do niego podbiegła i przytuliła się. Chłopak odwzajemnił gest.

- Witaj, Annie - rzekł.

- Zeke! - krzyknęła szczęśliwa.

Zeke Jäger, wysoki blondyn w okularach, był od niej zdecydowanie starszy. Za rok miał skończyć studia. Mieszkał w Niemczech, w stolicy, interesował się baseballem, architekturą i przedmiotami. Żył w domu z rodziną. Niedługo miał zamiar się wyprowadzić. Czasem był dla Annie strasznie zimnym człowiekiem, ale ona i tak uwielbiała Zeke'a.

- Zeke, tęskniłam za tobą - powiedziała Leonhart. Mężczyzna odsunął się od niej, poprawił koszulę i spojrzał na radosną twarz dziewczyny.

- Cieszę się z naszego spotkania, Annie. Jaki jest mój młodszy brat?

Racja, blondynka miała za zadanie podawać kuzynowi informacje o jego przyrodnim bracie. Zeke nie bardzo miał jak spotkać się z Erenem. Planem kuzynostwa było zaobserwowanie zachowania szatyna oraz jego poczynań w spotkaniu z ojcem. Kiedy chłopak byłby blisko znalezienia adresu domostwa rodziny, Annie miała go zatrzymać i osobiście zaprowadzić do Zeke'a, Grishy i Diny.

- Ma brązowe włosy i zielone oczy. Jestem absolutnie pewna, że chce spotkać się z tatą i go znienawidzić jeszcze bardziej. Nie wydaje mi się, aby wiedział o twoim istnieniu.

Zeke zamyślił się.

- Możliwe. Nie zdziwiłbym się, gdybyś miała rację. W końcu siłami natury został zmuszony do opuszczenia swojego domu - blondyn westchnął głęboko. - Najlepiej dla niego by było, aby się nie urodził.

WymianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz