Rozdział 1

652 37 18
                                    


It's been a long time

3810 lat później

Lekko rozwarła powieki, białe światło oślepiło ją, przyprawiając o ból głowy. Zamknęła oczy i znów otworzyła je na nowo, spodziewając się ujrzeć kamienny strop celi. Jednak zamiast tego zobaczyła prosty, belkowany sufit. Leżała tak chwilę bojąc się ruszyć, nie chcąc by wspaniała wizja okazała się kłamstwem, złudzeniem. W końcu jednak powoli uniosła się do pozycji siedzącej, obraz nie zniknął. Fala bólu przeszła przez jej ciało, syknęła. Dopiero teraz spostrzegła, że leży na sienniku, okryta górą koców, a poszarpane łachmany ktoś zastąpił czystą koszulą nocną. Wyczuła bandaż, na żebrach. Odgarnęła biały kosmyk włosów za spiczaste ucho i zorientowała się, że są czyste. Przejechała po nich ręką, były krótsze niż zapamiętała, jednak miękkie i jedwabiste. Przy każdym ruchu ostry ból dawał o sobie znać, ignorowała go jednak, był niczym w porównaniu z poprzednim. Rozejrzała się, znajdowała się w niewielkiej izbie. Mebli było tu niewielu, były proste, jednak wygodne i zadbane. Gapiła się chwilę na kaflowy piecyk znajdujący się na ścianie przeciwległej do niż łóżko. Dziewczyna odrzuciła koce i niepewnie wstała. Zachwiała się, jednak uparcie zrobiła kilka kroków, kierując się ku drzwiom. Jednak w tej samej chwili otworzyły się i stanęła w nich niska, dobrze zbudowana kobieta. Z pod koka, z tyłu głowy wymknęło się kilka brązowych loków. Uśmiechnęła się do gościa i łagodnie chociaż stanowczo zaprowadziła go do łóżka. Sprawdziła ręką temperaturę, dłoń miała szorstką, pełną pęcherzy i odcisków, rozpogodziła się jeszcze bardziej. Przywitała ją jednak poważnym tonem.

- Powinnaś odpoczywać pani. Rany się jeszcze nie zagoiły i w każdej chwili gorączka może powrócić.

- Gdzie ja jestem? – wyszeptała, głos miała ochrypły i na jego dźwięk sama się zdziwiła

- W bezpiecznym miejscu. – odparła – Nasza wioska jest tak mała, że z pewnością nie ma jej na mapach. My ją jednak nazywamy ją Thalionem, na cześć rzeki, która tu dawno temu przepływała, imię jej nadali elfowie

- Oczywiście. – wychrypiała, była w tej wiosce, ale wydawało się setki lat temu. Najpewniej jej nie poznają.

- Jesteś elfem pani. Niewielu gościmy w tych czasach. Lord Elrond ma swoją siedzibę w Górach Mglistych. Jednak jego elfowie rzadko opuszczają domy. – spojrzała na nią bystro

- Ile mnie nie było? – szybko zmieniła temat, pragnąc mówić jak najmniej o sobie. Będzie lepiej jeśli będą o mnie mało wiedzieć.

- Spałaś trzy tygodnie, pani. – odparła, najwyraźniej nie zrozumiała o co jej chodziło

- Nie. – machnęła ręką i zastanowiła się chwilę – Który mamy dziś rok?

- 3320 Drugiej Ery. – dziewczyna opadła na poduszki, natychmiast jednak tego pożałowała, ponieważ przez plecy przeszła fala bólu. Mimo woli skrzywiła się z trudem tłumiąc jęk. Dwadzieścia lat, dwadzieścia lat spędziła odcięta od świata w zapomnianym miejscu. Kobieta położyła jej dłoń ramieniu w współczującym geście. – Wybacz pani, ale nie znam twojego imienia. Czy mogę spytać jak ono brzmi? – białowłosa zastanowiła się chwilę, Silwen było jej prawdziwym imieniem lecz nie była pewna czy z tamtej elfki cokolwiek zostało.

- Thin. (szary) Nie zwracaj się jednak do mnie z tytułem. – poprosiła

- Jak sobie życzysz. Mnie zwą Rumianek, choć to nie jest moje prawdziwe imię. Dostałam to przezwisko jako dziewczynka i wątpię by przynajmniej pięć osób pamiętało moje poprzednie. – zaśmiała się - Zresztą mam wrażenie, że Thin również nie jest twoim prawdziwym imieniem. –Silwen spuściła wzrok – Spokojnie, nie musisz nic mówić. Nie jestem wścibska, zachowaj swoje sekrety, tak będzie lepiej. Pewnie jesteś głodna, przyniosę ci jedzenie. – zanim białowłosa zdążyła odpowiedzieć, Rumianek zniknęła za drzwiami.

Lord of the Rings JourneyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz