Rozdział 3

383 35 11
                                    

We win or we will die

Stali naprzeciw siebie jak za dawnych czasów. Ruszyli, Silwen z zadowoleniem zauważyła, że choć jej siła i refleks pozostawiają wiele do życzenia to instynkt w niej pozostał, a odruchy cały czas pozostały dobre. Cieszyła się, że z Glorfindelem ćwiczy, przy każdym innym by się wstydziła swojej słabości. Wprawdzie dopiero po kilku dniach Elrond pozwolił jej na trening, a na początku każdy ruch był bolesny, to od tej pory codziennie wiele godzin poświęcała by wrócić do dawnej formy. Przez resztę czasu włóczyła się po lasach czy to konno czy pieszo. Pilnie też nasłuchiwała wszelkich wieści na temat wojny, która według Gil-galada oraz Elronda była nieunikniona. Sama też w to nie wątpiła i w końcu nadeszła wieść z Lindonu, że władca wyspy, zwany jako Ar-Farazon wypłynął by stawić czoła Władcom Zachodu. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko i wieści były liczne choć w większości niewesołe. Elendil wraz z synami przybił do wybrzeży do Śródziemia w okolicy Lindonu. Wyruszyli na południe gdzie założyli kraj przy granicy z Morodorem, dokąd umknął Sauron po zatonięciu wyspy. Fakt, że ciało sługi Morgotha pochłonęły spienione fale, a on sam uszedł tylko w postaci ducha, nie mogąc już przybrać pięknej postaci by mamić elfów i ludzi, były dobra nowiną. Lecz z pewnością lepiej by było gdyby Sauron poległ. To wszystko znacznie utrudnia decyzję o moim odejściu. Następnie dotarł do nich sam Elendil, chcąc przedostać się na północ wraz z częścią swych ludzi. Elrond przywitał go serdecznie wypytując o wieści o Sauronie.

- Źle się dzieje, że Sauron zbiegł. – powiedział władca Imladris na naradzie, Silwen też w niej uczestniczyła w zebraniu mimo krzywych spojrzeń syna Amandila – Czuję, że to nie koniec naszych zmartwień.

- Z pewnością. – przytaknął Elendil – Uciekł do swej twierdzy, nie wątpię, że to tylko kwestia nim uzbiera armię i ruszy na nas. Musimy się przygotować, czeka nas wojna o Śródziemię. Jeśli przegramy wszystko pogrąży się w mroku. Nie po to uciekłem z jednego piekła by teraz schronić w kolejnym. –zakończył

- Czy Gil-galad wie?

- Tak, szykuje armię, choć zajmie to trochę czasu.

- Nie sądzą by Sauronowi się spieszyło. – wtrąciła się Silwen, przez co spojrzenia obecnych skierowały się na nią – Uciekł z wyspy ledwie żywy, jest osłabiony. Może i zbiera armię, ale upłynie trochę czasu nim odważy się na nas uderzy.

- Co kobieta może o tym wiedzieć? – powiedział Elendil pogardliwym tonem, oczy córki Thingola zabłysły złowrogo, Elrond i Glorfindel wyprostowali się wiedząc na jak cienkim lodzie stąpa ich przyjaciel

- Prawdopodobnie więcej od ciebie. – powiedziała cicho cedząc słowa, król Gondoru prychnął – Wiedz, że to iż jestem kobietą nie oznacza, że moja głowa nie jest w stanie pomieścić strategii wojennych oraz tego, że nie potrafię zabić orka jeśli zajdzie taka potrzeba.

- Sugerujesz, że wybierasz się na bitwę? – brwi Elendila znikły pod jego ciemną czupryną

- Tak, dokładnie to sugeruję. – Numenorejczyk spojrzał z rozbawieniem na dwóch elfów, oczekując podobnej reakcji, na ich twarzach gościła jednak jedynie powaga. Postanowił, więc obrać inną strategię

- Wybacz mi pani, ale chyba się ze mną zgodzisz, że wojna to męska rzecz. Nie twierdzę, że kobiety nie są odważne, ale nie są zrodzone do bitwy. – mówił z szacunkiem

- Cóż, rzeczywiście niewiele kobiet uczestniczy w wojnach. – w oczach Elendila rozbłysła nadzieja – Ale gdyby mężczyźni dawali im wybór i nauczali władać biegle bronią, jestem pewna, że wiele z nich podążyło by za nimi aby stoczyć walkę u ich boku. – mina potomka Elrosa zrzedła – Ja natomiast dostałam szansę i mam zamiar ja wykorzystać. Więc lepiej nie stań mi na drodze. – dokończyła groźnym tonem

- Jednak czy twoi opiekunowi się na to zgodzą? – nie poddawał się syn Amandila – Lord Elrond...

- Lord Elrond nie jest moim opiekunem. – prychnęła – Nim się urodził miałam już za sobą pierwsze bitwy, natomiast Glorfindel raz nie pozwolił mi brać udziału w bitwie i wie czym to się kończy. Nie widzę więc kto mógłby by mi zakazać i oczekiwać posłuchu. – Elendil gapił się na nią, kompletnie zbaraniały, a oczy elfki błyszczały z satysfakcji

- Chyba źle cię oceniłem pani. – bąknał w końcu wiedząc, że przegrał tę potyczkę

- Skoro przestaliście się już kłócić może będziemy kontynuować. – odezwał się Glorfindel przerywając ciszę

- Tak, oczywiście. – zmieszał się człowiek

Narada dobiegła końca, Silwen udała się na plac by w samotności poćwiczyć władanie mieczem. Okazało się jednak, że odosobnienie nie jest jej dane. Usłyszała szelest za plecami, odwróciła się. Elendil ze skrzyżowanymi rękami przyglądał się jej poczynaniom, nie umknęło jej też, że człowiek ma przypasany miecz.

- Przeszedłeś tu potrenować? – kiwnął głową

- Chyba mnie ubiegłaś. – skwitował, oparła lewą rękę na biodrze

- Możesz zająć plac i tak zaraz miałam stąd znikać.

- Nie, zostań. Miejsca starczy dla naszej dwójki. Wybacz mi proszę moje traktowanie wcześniej. Po prostu nie spotkałem jeszcze nigdy kobiety, która by znała się na wojennym fachu.

- W końcu musi być ktoś pierwszy. Nie mam ci czego wybaczać, większość mężczyzn na początku podchodzi do moich rad bardzo sceptycznie.

- A co się dzieję potem?

- Potem powalam ich w walce. – odparła spokojnie, mężczyzna uśmiechnął się z niedowierzaniem

- Nie sądzę byś potrafiła mnie pokonać. – odparł dumnie, ona uniosła prawą brew

- Chcesz się przekonać? – jego oko błysnęło już po chwili krążyli wokół siebie niczym dwie bestię

Silwen wprawdzie nie była przekonana czy po ostatnich przeżyciach powinna wdawać się w intensywną walkę. Z drugiej strony od przybycia do Imladris minęło kilka miesięcy. W tym czasie rany się zagoiły, a ona nabrała potrzebnych sił. Choć nie osiągnęła jeszcze swojej dawnej kondycji, znacznie się ona poprawiła. Refleks, zwinność i szybkość wyćwiczyła na tyle dobrze jak to był w tym czasie możliwe.

Pierwsza zaatakowała, tnąc od lewej chcąc sprawdzić strategię Elendila. Sparował cios i zadał kilka własnych, łatwością je odbiła, pozwalając by stał zbyt pewny siebie. Stępione miecze uderzały o siebie brzękiem, słyszalnym nawet na dziedzicu. Nieoczekiwanie zrobiła obrót na prawej nodze, uderzając w jego prawe kolano. Z trudem udało mu się obronić, korzystając z tego zadała pchnięcie w brzuch. Tak jak sądziła skręcił się na jej lewo, błyskawicznie jej miecz zmienił kierunek, tnąc na lewo. Człowiek odpił go ledwo, dalej przestała notować ciosy. W większości zdała się na swoje odruchy i instynkt.

- Podczas walki nie ma czasu na myślenie. Musisz nauczyć się działaś instynktownie, pozwalać czasem by ciało przejęło kontrolę. Twoje odruchy muszą być bezbłędne byś mogła wygrać, a co ważniejsze, przeżyć. - To właśnie Glorfindel wpajał jej od kiedy pamiętała.

Czuła, że zdobyła przewagę. Elendil niepewnie cofał się przed jej ciosami i tylko z rzadka zadając własne. W odpowiednim momencie podcięła go, runął na plecy. Leniwym ruchem, przyłożyła koniec miecza do jego gardła.

- Poddaję się. – wysapał, pomogła mu wstać – Doskonale walczysz. – przyznał

- Ty też nie jesteś najgorszy. Może gdybyś nie wątpił w me umiejętności dłużej utrzymał byś na nogach. – ze wstydem spuścił wzrok – Pójdę już. – szybkim krokiem skierowała się ku stajni, Elendil patrzył na nią póki nie zniknęła za rogiem.

Lord of the Rings JourneyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz