Things that were, things that are and same things have not yet come to pass.
Śledziła pojedynczą grupkę orków, która odłączyła się od reszty. Choć bardzo ją korciło, nie wdawała się z nimi w żadną walkę. Po części, bo tak jej dyktował zdrowy rozsądek, a po część, bo obiecała Haldirowi postępować według jego wskazówek. Miała tylko obserwować. Sprawnie przeszła na kolejne drzewo, z zamiarem bezszelestnego ukrycia się krzakach. Uwiesiła się na lewej ręce, co okazało się jednak, fatalnym błędem. Ramię na wskroś przeszył nagły i ostry ból. Zaskoczona, odruchowo puściła się korzenia. Wylądowała co prawda na dwóch nogach, lecz narobiła przy tym niepożądanego rumoru. Szczęśliwie grupka kreatur odeszła kawałek, nie licząc jednego nieszczęśnika. Ten odwrócił się, chcąc sprawdzić źródło hałasu. Silwen chwyciła łuk i błyskawicznym ruchem nałożywszy strzałę, napięła cięciwę. Jednak kolejny skurcz w lewej ręce oraz chwilowe rozkojarzenie nie pozwoliły jej dobrze wycelować. Zamiast zdjąć orka czystym strzałem w głowę, bełt utkwił w jego nodze. Minęła sekunda nim maszkara padła bez życia z kolejną strzałą. W między czasie, jednak jego krzyk zaalarmował pozostałych. Silwen zaklęła siarczyście, chowając łuk i wyjmując miecz. Plan Haldira szlag trafił.
Rumil był zaniepokojony. Silwen miała jedynie zrobić rozeznanie, w miarę możliwości, unikając ofiar. Brat położył mu dłoń na ramieniu. W tym momencie ciemna sylwetka pojawiła się za ich plecami. Orophin i Rumil odruchowo sięgnęli po broń.
- To tylko ja - odezwała się Sil. W ręku trzymała Nimril, na którym można było dostrzec czarne kropelki. Bracia zmierzyli ją krytycznymi spojrzeniami.
- Nie miałaś wdawać się w walkę - zauważył Orophin. - Coś się stało?
- Zauważyli mnie - burknęła. - Chodźmy, Haldir dał nam trzy godziny. Nie będzie zadowolony, gdy się spóźnimy - dwójka elfów wymieniła znaczące spojrzenia.
W normalnych okolicznościach Sil w nosie miałaby niezadowolenie Haldira, jak i jego cały plan, ponieważ sama wymyśliła o wiele lepszy. Jednak to Haldir był przywódcą Orophina i Rumila, więc jeśli nie chciałaby się mierzyć z wrogiem sama, musiała go słuchać. Co zresztą on przyjmował z wielkim zadowoleniem. Poza tym chciała zmienić temat. Nie powinna była dać się zauważyć, a już zwłaszcza nie powinna była pozwolić by ból przejął nad nią kontrolę i naraziła na niebezpieczeństwo całą Drużynę i strażników. Pokręciła głową, potrzebuje pomocy.
Nastał świt, słodki i delikatny, a przy tym cudownie znajomy. Drużyna zbierała się odejścia, gdy elfka wyłoniła się zza drzew. Gimli aż podskoczył na tak niespodziewane przybycie. Potok Nimrodel wił się pomiędzy mallornami, odbijając promyki słońca. Ruszyli pod przewodnictwem Haldir i Rumila, podczas, gdy Orophin został na straży.
- Leaw manadh a tiriale le ethir min nif ned Nim Hiril. (Powodzenia i uważaj co mówisz przy Białej Pani ) - pożegnał ich, to ostatnie mówiąc ciszej i obdarzając Sil rozbawionym spojrzeniem, ta spiorunowała go wzrokiem.
- Co powiedział? - zapytał Pippi, gdy już się oddalili, a elf zniknął w koronie drzewa. Córka Thingola uśmiechnęła się krzywo.
- Życzył nam powodzenia - odparła tylko.
Gdy przeprawili się przez Celebrant, gdzie pożegnali Rumila, który wrócił do brata. Haldir dał znak do postoju. Objaśnił jak się sprawy mają i nie owijając w bawełną powiadomił Gimlego o konieczności zasłonienia mu oczu. Na to oburzony krasnolud, zaczął protestować. Sprawy zaszły już tak daleko, że syn Gloina chwycił topór, ale elfowie, nie licząc Legolasa i Silwen, za łuki i sprzeczka mogłaby się skończyć krwawo, gdyby nie Aragorn.
CZYTASZ
Lord of the Rings Journey
FanficKsiężniczka Doriathu, najmłodsze dziecko króla Thingola. Mogła nosić sukienki, haftować, grać i śpiewać, ale zamiast tego biegała boso po ojcowskich komnatach z drewnianym mieczykiem w garści. Kochała robić wszystko co nie przystoi dziewczynce i pr...