Rozdział 4

567 44 2
                                    

Oczami Jessie

Wybraliśmy pokój. Okropny !? Wszystko takie jasne... Yhh... Ja toleruje tylko ciemne kolory. U dziewczyn też jest dla mnie denerwujące jak się ubierają, ale jakoś to znoszę.

Rzuciłam walizki w kąt i rozłożyłam się na łóżku.

- Przypominam ci, że nie będę spał na ziemi. - Powiedział patrząc na mnie wymownie.

- Możesz spać na kanapie. - Wskazałam na przedmiot w rogu.

- No chyba nie.

- Czyli wolisz na ziemi? - Droczyłam się z nim.

- Nie! Będę spać na łóżku.

- A ja gdzie wtedy mam spać ?

- Może ci pozwolę ze mną. - Prychnęłam.

- Jestem silniejsza i sprytniejsza, więc tak czy siak śpisz na kanapie lub na ziemi. - On jedynie burknął coś pod nosem i wyszedł na balkon.

Jak mam wytrzymać z nimi wszystkimi całe wakacje ?? Ja już teraz nie mogę wytrzymać.

Podniosłam się z tego obrzydliwie wygodnego i miękkiego łóżka. Ruszyłam w stronę drzwi.

- I gdzie się wybierasz?

- A co cię to?

- Tak się pytam. A więc?

- Przejść się. - Już chciałam wychodzić, ale chwycił mnie za ramię.

- Chcesz spacerować po nieznanym ci miejscu ?

- Jak będę mieć szczęście to się zgubię. - Tym razem udało mi się wyjść, ale on poszedł za mną. - Po co idziesz za mną?

- Idę z tobą na spacer. - Uśmiechnął się.

- Ale ja idę sama. - Jejku, jak on mnie denerwuje.

- Nooo... Idziesz sama... Ze mną. - Ten gość ewidentnie chce podnieść mi ciśnienie.

- Aa... Se idź… Ale się do mnie nie odzywaj.

- Spoko.

Wsiedliśmy do windy i zjechaliśmy na dół. Następnie wyszliśmy z hotelu. Na dworze było dość chłodno, ale się tym nie przejęłam. W końcu ja w zimę łaziłam na krótkim rękawku i w szortach. To dla mnie to nic.

Nie przejmując się Harry’m szłam dość szybko, gość nie nadążał za mną.

- Ej no, czekaj.

- Chciałeś ze mną spacerować, a ja właśnie w takim tempie spaceruje.

- A nie możesz ciut zwolnić ?

- Nie.

- Czemu taka jesteś? - Weszliśmy do jakiegoś parku.

- Taka, czyli jaka?

- Wredna, pyskata, pesymistyczna... - Bał się czy mu za to co powiedział nie przywalę.

- Bo taka jestem i się nie zmienię.

- Paul mówił, że kiedyś byłaś taka wesoła, otwarta do ludzi…

- To było kiedyś, teraz jestem inna i dobrze mi z tym.

- Ale…

- Skończ!!! Miałeś się nie odzywać. - Usiadłam sobie na ławce, a on zaraz po mnie. Chciał coś powiedzieć, ale ciągle się wahał, aż w końcu zwrócił swój wzrok w stronę bezchmurnego nieba i obserwował gwiazdy.

- Gracie na Madison Square Garden ?? - Zapytałam. Popatrzał na mnie dziwnie. W sumie się nie dziwę, w końcu co dopiero kazałam mu się zamknąć.

Learn to LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz