Oczami Jessie
Obudziłam się, na własne życzenie w ramionach Harry’ego. Jakoś zwinnie się z nich wyplątałam i zaczęłam się zastanawiać, co ubiorę. Po zastanowieniu wybrałam jeden z moich ulubionych kompletów. Jakoś nie za specjalnie się spieszyłam. Wzięłam zimny prysznic, w końcu muszę być dziś pobudzona, a to mi dobrze robi. Potem spokojnie się ubrałam i umalowałam. Musiałam zakryć jakoś czerwony ślad, który uwidocznił się po uderzeniu Trevora.
Noo... 30 minut zajęło mi wszystko, zazwyczaj w krótszym czasie się wyrabiam. Weszłam z powrotem do pokoju. Haz sobie dalej spał, przytulając poduszkę. Wyglądał słodko... Nie lubię słodyczy oraz słodkich chwil. Spełnię jego marzenie i zwale go z łóżka. Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. A potem usłyszałam tylko przepiękne..
- Ał !! Jessica !! - Wydarł się.
- Sam w nocy chciałeś, więc się teraz nie wściekaj. - On tylko zrobił, można powiedzieć taką minę. -,-
- Która godzina? - Zapytał.
- Równa 10.
- To idę do siebie. Wszyscy śpią, więc nie będzie głupich pytań.
- To idź. - I wyszedł.
Muszę znowu spotkać się z tym gnojkiem. On jest nieobliczalny i szuka zemsty. Wiem jedno, że nigdy nie wybaczy mi tego, czego nawet nie zrobiłam. Tsaa... Mu nie przetłumaczę. Zawsze był uparty.
Około 11 poszliśmy całą dziesiątką na śniadanie. Ja nie byłam głodna, więc siedziałam i tępo gapiłam się w przestrzeń. Oczywiście ktoś zawsze musi mi przeszkodzić w moich jakże cudownych i ciekawych zajęciach. Chyba wiecie kto, nie? Tak, zgadza się... Styles.
- Dlaczego nie jesz?
- Ponieważ nie jestem głodna.
- Dlaczego?
- A ja skąd mogę wiedzieć, zapytaj mojego żołądka. - Powiedziałam. On na mnie popatrzył. Pochylił się nade mną i zapytał…
- Żołądku, dlaczego nie jesteś głodny. - Nie no strzeliłam FACEPALM.
- Ty jesteś taki głupi czy tylko udajesz? - Zapytałam z grymasem.
- Udaje. - Odpowiedział.
- No nie wydaje mi się.
- Wątpisz w moją mądrość.
- Tak. - Potem wstałam i poszłam do pokoju. Dopiero wieczorem wyjdę na mój spacerek, ale tym razem mnie nie zaskoczy.
*Wieczór, około godziny 21*
Wyszłam niezauważona, ponieważ te cioty, zwane moimi przyjaciółkami siedziały u tych debili, zwanych One Direction. Zaczęłam iść w stronę parku, licząc, że spotkam tam Trevora. W sumie pewnie się zastanawiacie, dlaczego chcę się z nim spotkać. No, więc on jest nieobliczalny i jak będzie trzeba wplątałby w to np. niezwiązane nawet z tą sprawą dziecko, czy coś. Muszę się upewnić, że wszyscy w koło będą bezpieczni, bo ja w sumie nie jestem zbyt ważna... Pyskata, wredna, potrafię się wydrzeć na każdego, kto chociażby źle staną (ale to tylko jak mam naprawdę parszywy humor). No nie ważne…
Przeszłam chyba cały park, ale ani żywej duszy.. Nie no parę parek łażących i przytulających się, ale po Trevorze ani śladu. Po zastanowieniu, ruszyłam w stronę patoli, czyli biedniejszej części miasta. Ja zawsze nazywałam to "patolą" i to się nie zmieni. Kiedy tam dotarłam wyjęłam nóż i schowałam go do kieszeni. Nożyk zazwyczaj noszę przy nodze. Nie wiem, dlaczego, ale tak mi wygodnie. Czułam na sobie wzrok różnych ludzi, niektórych nawet rozpoznawałam. Czasem tu przychodziliśmy paczką. Przeszłam koło jakiegoś ciemnego zaułka i wtedy ktoś pociągną mnie do tyłu.
- Co kurw.. - Nie zdążyłam powiedzieć, bo mój napastnik zakrył mi usta. Trzymał mnie tak, że nie mogłam wyjąć noża.
- Co tutaj robisz Jess? - Poznałam ten głos…
- Przyszłam dowiedzieć się, co nie, co o zemście. - Powiedziałam bezczelnie, prosto z mostu.
- I liczysz, że ci powiem? - Zapytał zdziwiony, przynajmniej chyba to usłyszałam w jego głosie. Trzymał mnie dalej tyłem do niego.
- W sumie mogę się domyślać.. Zabijesz mnie, szybko i bez boleśnie bądź ewentualnie sprawisz mi długą i bolesną śmierć. - Mówiłam z kpiną.
- Obserwowałem cię księżniczko, wiem, że aktualnie jesteś w trasie razem z zespołem One Direction i z twoimi przyjaciółkami. Nigdy nie spodziewałem się, że znajdziesz przyjaciół.
- Do czego zmierzasz? - Zapytałam niepewnie, ale starałam się brzmieć obojętnie.
- Twoja matka cię nie kocha, a ty masz tylko je... Szkoda by było gdyby coś którejś się stało, prawda? - Moje źrenice się powiększyły, a ja się spięłam.
- Tylko którąś tkniesz, a pożałujesz, że żyjesz!?!? Rozumiesz!?!? - Wyrwałam się z jego "uścisku". Uśmiechał się ohydnie.
- To twój czuły punkt Jessie. Nie chcesz stracić ludzi, którzy zostali przy tobie. - Zaśmiał się.
Podniosłam jakiś kamień i rzuciłam w jego stronę, ale zrobił unik.
- Do zobaczenia Jess. - Znikną gdzieś w mroku. Szybko zaczęłam iść w stronę hotelu. Nie mogę teraz spuszczać oczu z dziewczyn. Muszą być bezpieczne... MUSZĄ.
*Na drugi dzień, około 19*
Dziś chłopcy mają koncert. Wujek pozwolił mi nawet zostać w hotelu, ale odmówiłam mu. Byli zdziwieni. Ja musiałam być pewna, że nikomu nic się nie stanie..
Koncert trwał (w sumie to się kończyła, jeszcze jakieś dwie piosenki), fanki szalały. Nie widziałam nic niepokojącego, ale i tak starałam się być czujna. Nagle usłyszałam.
- DOBRANOC DIRECTIONERS! - Wydarli się do mikrofonów chłopcy i weszli za kulisy.
- Musimy jeszcze zostać na trochę i rozdać autografy. - Powiedział Liam.
- My może poczekamy na zewnątrz? - Zapytała Meg.
- Tak, chodźmy. - Odpowiedziała Tiff. Wyszliśmy zza kulis, chłopcy poszli do fanów, a my przedzierałyśmy się do wyjścia. Wyszłyśmy tylko cztery. Gdzie jest Tiffany?
- Ej, gdzie jest Tiff? - Zapytałam zaniepokojona.
- Ymm... Była koło mnie jak się przepychałyśmy, ale potem... Nie wiem. - Powiedziała Bell.
- Pewnie jest jeszcze w środku. Może się wróciła, bo czegoś zapomniała. - Powiedziała Melody.
Po pół godziny wyszli chłopcy, ale Tiff nie było.
- Nie widzieliście Tiffany? - Zapytałam.
- Nie, przecież szła z wami. - Odpowiedział mi Harry. Wtedy dostałam sms'a..
- To Tiff? - Zapytała mnie Bella. Popatrzyłam na nią ze zbolałą miną, potem na resztę.
- Nie, to Trevor…
.......................................................................
Jutro będą dwa rozdziały :)
