1

1K 59 8
                                    

- I jak? - obróciłam się w miejscu, prezentując sukienkę w całej jej okazałości. Bal debiutantów jest przecież tylko raz i trzeba się na nim pokazać z jak najlepszej strony.

- Wyglądasz bosko! - rozpromieniła się Ruby, która stała ze swoją sukienką w drzwiach przymierzalni i opierała się o framugę. - Jeszcze tamtą. Ona będzie jeszcze lepsza.

Spojrzałam w stronę różowej sukienki wiszącej na wieszaku. Miała ładny, marszczony tułów z przylegającymi rękawami 3/4 i rozkloszowaną ku dołowi spódnicę do kolan.

- Jesteś pewna? - skrzywiłam się. - Będę wyglądać jak jakaś pieprzona księżniczka - rzuciłam zgryźliwie, a ona przewróciła oczami.

- Dianna, to bal debiutantów. Tam wszystkie dziewczyny będą wyglądać jak księżniczki. Musisz się ładnie prezentować.

- Ale ta biała jest ładniejsza, przecież sama przyznałaś, że wyglądam w niej świetnie - wskazałam zamaszyście na swoje ciało, które przykrywała tiulowa, prosta sukienka ze złotym, cieniutkim paskiem pośrodku.

- Po prostu ją przymierz, okej? - westchnęła wyraźnie zmęczona moją osobą. Burknęłam krótkie 'okej' i zamknęłam drzwi. Rozpięłam ubranie i wyszłam z sukienki, chwytając różową, żeby ją na siebie założyć. Wtedy wypadła z niej karteczka. Zmarszczyłam czoło, myśląc, że przypadkiem urwałam metkę i teraz będę musiała wejść w interakcję z pracownikiem sklepu, żeby mu to zgłosić. Po chwili wahania podniosłam ją z miękkiego dywanu przymierzalni i zauważyłam, że nie była to wcale metka, a malutki świstek papieru z moim imieniem. Rozłożyłam papier. "Och, to list", pomyślałam. I jeszcze wtedy nie wiedziałam, że ten jeden list wywróci moje życie do góry nogami.

Droga Dianno Sherman,

tym oto listem zapraszam Cię na bal debiutantów. Nie przyjmuję odmowy. Jeśli umówiłaś się z kimś, odwołaj go. Włóż kartkę z Twoim adresem do szafki 205. Drugie piętro, górny rząd.

Do zobaczenia na balu,

M.C.

- Dobry Boże - wyszeptałam sama do siebie i nieświadomie upuściłam kartkę.

On wrócił.

---

- Niemożliwe - zaprzeczyła natychmiast Jade, kiedy dołączyła do nas w kawiarni.

Kupiłyśmy tą księżniczkową sukienkę. Chociaż w sumie to bardziej Ruby ją kupiła, bo ja upierałam się przy białej. Nie mam jednak żadnej siły przebicia kiedy przychodzi do niej. Zawsze stawia na swoim.

- A jednak - skinęłam głową i wzięłam łyka swojej kawy. Muszę zapalić, pomyślałam, jednak odgoniłam od siebie tę myśl. Nie pal aż do balu, taka była umowa, przypomniała mi moja podświadomość, więc wróciłam do rozmowy z przyjaciółkami.

- Kiedy wrócił? I skąd masz pewność, że to on?

- Dwieście piątka? Naprawdę? Czy to wam nie wystarcza? - spojrzałam na blondynki z niedowierzaniem. Czasami miałam wrażenie, że ja i moje rude kudły do nich nie pasowałyśmy. Ruby i Jade były kuzynkami, jednak niesamowicie do siebie podobnymi, bo różniły je tylko oczy - ta pierwsza miała niebieskie, a druga - zielone. Super. Moje były szare. Tak cholernie nijako szare.

- Hej, Ziemia do Di! - Ruby pomachała mi ręką przed twarzą. Potrząsnęłam głową odrzucając od siebie głupie myśli. Przecież były moimi przyjaciółkami. Nie obchodziło ich, jaki kolor mają moje włosy czy oczy.

- Możecie powtórzyć? Przepraszam, zamyśliłam się - westchnęłam.

- Jak zwykle - mruknęła Jade, a Ruby zdzieliła ją łokciem w żebra. Uśmiechnęłam się na ten znajomy widok, jednak moje myśli znowu wróciły do listu. - Mówiłam, żebyś nie dawała mu tego adresu. Idziesz z Ashtonem, rozumiesz? Nie po to swatałam cię z kolesiem, którego szczerze nienawidzę, żebyś to odwołała.

- JJ, chyba nie rozumiesz - wyszeptała Rub, a Jade spojrzała na nią zaskoczona.

- Czego nie rozumiem?

- Mówimy o Cliffordzie.

Jade otworzyła szeroko usta, po czym przykryła je dłonią i pokręciła szybko głową.

- O mój Boże! - krzyknęła, kiedy informacja w końcu do niej dotarła. - Jeju, tak strasznie przepraszam, Di. nie wiedziałam, że chodzi o niego...

- Nie szkodzi - ucięłam. - Bardziej martwi mnie inna kwestia. Co ja mam teraz zrobić?

Kuzynki spojrzały po sobie niepewnie.

- Nie ryzykowałabym - powiedziała krótko Rub, a ja skinęłam, wiedząc o czym mówi.

Musiałam dać swój cholerny adres cholernemu Michaelowi.

---

Stałam na drugim piętrze przed rzędem szafek, bujając się niespokojnie na stopach. Czekałam, aż wszyscy uczniowie rozejdą się na lekcje, żeby wsadzić małą karteczkę do dwieście piątki. Co chwilę przygryzałam nerwowo wargę, rozglądając się, czy aby nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Jak zwykle, byłam całkowicie ignorowana. Tego dnia cieszyło mnie to jak nigdy.

Kiedy ostatni uczeń opuścił korytarz, zamykając za sobą drzwi do klasy, z wahaniem podeszłam do rzędu szafek. Oczywiście, że wiedziałam, która to 205. Mam z nią mnóstwo nieprzyjemnych wspomnień.

Szybkim ruchem wsunęłam liścik do szafki przez jeden z płaskich otworów. Odetchnęłam z ulgą mając to za sobą i już miałam się odwrócić, żeby wrócić na lekcje, kiedy ktoś przycisnął mnie do szafek.

- Widzę, że zastosowałaś się do poleceń - usłyszałam za sobą ochrypły głos i głośno przełknęłam ślinę.

- T-tak. Tak, jak prosiłeś - wyszeptałam przerażona. Michael odwrócił mnie tak, że teraz opierałam się plecami o szafki i głową o tą pieprzoną dwieście piątkę. Nie miałam jednak odwagi spojrzeć mu w oczy. Chwycił mój podbródek i całkowicie niedelikatnie podniósł go do góry.

- Patrz mi w oczy, Dianna - rozkazał, a ja zmierzyłam się ze spojrzeniem jego nieprzyjemnych, zimnych tęczówek. Wstrzymałam oddech, kiedy opuścił dłoń, przygotowana na wszystko, co tylko możliwe.

Oprócz uwolnienia mnie i odejścia bez słowa. Tego akurat się nie spodziewałam. Może ludzie mieli rację? Może naprawdę się zmienił?

Spojrzałam na jego sylwetkę znikającą za zakrętem korytarza.

Nie, Dianna. To nadal jest potwór. Zawsze nim będzie.

-------

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Dwójeczkę planuję dodać 11 sierpnia :) x

Tymczasem zachęcam do pisania, co sądzicie jak dotąd, na moim twitterze xx

✔ Letters ฯ m.cOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz