PRZEŻYWAJCIE ROZDZIAŁ W HASHTAGU - W JEDNEJ KARCIE OTWARTY ROZDZIAŁ LETTERS, A W DRUGIEJ TWITTER - NAPRAWDĘ MI ZALEŻY
I HALO, TO MASTER CHAPTER, CHYBA MI SIĘ NALEŻY CNIE
Ruby's POV
- Wiesz, naprawdę dobrze się dzisiaj bawiłam - przyznałam i uśmiechnęłam się do Trisa, który wydawał się promienieć z radości.
- Ja też. Zapomniałem o tym wszystkim, co się dzieje.
- Zamierzasz im powiedzieć, że wiesz?
Tristan przygryzł wargę i spojrzał na mnie z niepewnością. Wiedziałam, że to jedyne, o czym marzył, ale nie mógł tego zrobić, nie mógł ich martwić. Przynajmniej według niego.
- Słuchaj, trwa postępowanie na policji, a twoje informacje dużo pomogą, okej? Musisz im powiedzieć.
Chłopak westchnął, a ja jęknęłam.
- Chodź tutaj - wzięłam go w objęcia i nic więcej nie mówiłam.
- Ruby, może to tylko moje podejrzenia? Wiesz, Tina była mi bliska i w ogóle, ale może to zrobił ktoś zupełnie inny? Ktoś, kogo nawet nie podejrzewam?
- Jak ja? - rzuciłam, a on przewrócił oczami.
- Oczywiście, że nie ty. Ale może to była Dianna w swojej własnej osobie? Rubs, ja już naprawdę nie wiem...
- Ale nie zaszkodzi się z nimi podzielić tym, co myślisz. Nieprawda?
- Prawda - skinął, a ja uśmiechnęłam się lekko. - Dlaczego zawsze musisz mieć rację?
- Tak to już jest z nami geniuszami - zaśmiałam się, a on pokręcił głową z niedowierzaniem.
Dianna's POV
- Dianna, musicie... - wychrypiał, ale zignorowałam go i już zaczęłam dzwonić po karetkę. - Musicie uciekać...
- Och, zamknij się, Hood. Ratuję ci dupę - mruknęłam i wsłuchiwałam się w irytujące pikanie po drugiej stronie słuchawki.
- Boże, naprawdę, Di? Która karetka przyjedzie ci na dach cholernego wieżowca?! - krzyczał zdenerwowany Michael. Chodził w jedną i w drugą stronę szukając wszystkiego, co nada się na opatrunek, bo ten, który obecnie miał na sobie Calum, zdążył już przesiąknąć krwią.
- Nie wiem, co mam zro... - przerwałam, kiedy ktoś wyrwał mi telefon. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się z sercem na ramieniu. - Mama? - wyszeptałam z niedowierzaniem. Jaja sobie chyba ze mnie robicie.
- Cześć, Dianno. Och, i cześć, Michael! Kopę lat! - wyrzuciła rękę w górę w entuzjastycznym geście, a potem wybuchnęła śmiechem. Naprawdę dużo kosztowało mnie wtedy, żeby jej nie spoliczkować.
- Co ty tutaj robisz? - syknęłam, a ona gwałtownie wciągnęła powietrze i wypuściła je powoli, formując ten sam diaboliczny uśmieszek, co zwykle. Uh.
- Co TY tutaj robisz, Dianno? Psujesz mój misterny plan...
- Daruj sobie. Zabiłaś Luke'a i Tinę? - wyrzuciłam bez skrupułów, a ona spojrzała na mnie urażona.
- Jak możesz mnie o to oskarżać... Czekaj, Tinę? - powiedziała bez tchu. - Pielęgniarkę?
- Nie, cholera, tęczowego kosmonautę pracującego w kopalni. Rusz głową, Elena! - krzyknęłam. Mama wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Nigdy wcześniej nie powiedziałam do niej po imieniu.
- Nie wiedziałam, że ją zabili. Nie mieli jej zabijać, cholera - powiedziała szybko, a ja otworzyłam szeroko oczy.
- Jak to "nie mieli jej zabijać"? Oni?