Byłam w ciemnym lesie. Drzewa przysłaniały mi jakikolwiek widok, dostrzec mogłam jedynie słaby zarys ścieżki przede mną. Podążałam nią już długo, powoli zaczynały opuszczać mnie siły. Przystanęłam i wtedy go dostrzegłam. Widziałam jedynie jego sylwetkę, jednak byłam pewna, że to on.
- Michael! - krzyknęłam, a on zaśmiał się głośno. - Wcale nie musisz taki być, Mike! Może kiedyś pokocham cię takiego, jakim jesteś...
- Bzdury, Dianna! On zawsze będzie lepszy ode mnie. Zawsze wybierzesz jego ponad mną.
- Na pewno, jeśli będziesz taki, jak teraz.
- I tym właśnie jestem, naiwna Shenan. To jedyne, co mogę nazwać 'sobą'. Ten potwór, którego we mnie widzisz, to prawdziwy ja. I ten, który zabił Luke'a z miłości do ciebie, to też ja. Miałaś rację. Jestem pieprzonym psycholem. Kocham cię jak psychol, dlatego go zabiłem.
Zaniemówiłam. O. Mój. Boże.
- Nie zabiłeś go - pokręciłam głową, a on zaczął zbliżać się do mnie. Kiedy dzielił nas dystans jednego metra, stanął w miejscu.
- Właśnie, że tak, droga Dianno. Pójdę za to siedzieć, a ty uwolnisz się od psychopaty, który ciągle cię prześladował.
Moje oczy zaszły łzami. Nie, on tego nie zrobił. Nie, nie mój Mikey, nie on.
- Nie zrobiłeś tego, nie wierzę, że byłbyś zdolny zabić człowieka. Niemożliwe.
- Czy ty nadal tego nie rozumiesz?! Zabiłem twojego pieprzonego chłopaka z uczuć do ciebie! Jestem potworem, czy tego chcesz, czy nie, czy wierzysz w to, czy nie!
- Panno Shenan - usłyszałam nad sobą. Uniosłam głowę znad notatnika i spojrzałam na rozwścieczoną nauczycielkę.
- No co?
- Mam nadzieję, że to, co zapisujesz w swoim notatniczku, jest związane z tematem lekcji.
- Nie jest - rzuciłam, po czym zamknęłam notes i rzuciłam go na ławkę. - Zadowolona? - wypaliłam. Poczułam ból w lewej kostce. Oczywiście, że Ruby mnie kopnęła. Nie chciała, żebym dalej wygarniała tej starej...
- Będę, kiedy stawisz się na karze. Przez następne trzy dni.
Otworzyłam szeroko oczy. O nie, nie zrobiłaś tego, zdziro.
- Dobrze, proszę pani. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby i usłyszałam śmiech z tyłu sali. Sama też się uśmiechnęłam. - Dzięki, Jade.
- Nie ma sprawy! - odkrzyknęła przyjaciółka, a pani westchnęła ciężko.
- Panno Clarks, jeszcze jedno słowo, a sama będziesz musiała odbywać karę.
---
Weszłam do szatni koło sali gimnastycznej i szybko przebrałam się w dresy i bokserkę. Włosy związałam z prędkością światła, dosłownie, po czym pobiegłam do grupy.
- Dużo się spóźniłam? - spytałam jakiegoś chłopaka w bluzie z kapturem. Faktycznie, dzisiaj było zimno, mogłam pomyśleć i sama jakąś wziąć.
- Nie, Shenan. Jeszcze nie przyszedł.
Zamarłam. No nie wierzę, naprawdę?
- Co ty tu robisz? Nie jesteś w mojej grupie.
- Ale dzisiaj mamy z wami zajęcia, cieszysz się? - Michael uśmiechnął się sarkastycznie i zdjął kaptur z głowy.
- Ustawcie się w dwuszeregu! Dziesięć sekund! - wykrzyczał trener na wejściu. Już miałam ulotnić się do dziewczyn, kiedy Clifford pociągnął mnie za ramię i postawił przed sobą. Pochylił się nade mną i zatrzymał swoje usta tuż koło mojego ucha.