- Ashton? - spytałam lekko przerażona. Blondyn leżał na podłodze, cały pobity. Z niektórych miejsc leciała krew, jednak byłam w zbyt wielkim szoku, żeby działać. Cholera. - Ashton! - powiedziałam nieco głośniej. Zero reakcji.
- Dianna, słońce! - odwróciłam się, żeby dostrzec jego. Oczywiście, mogłam się tego domyślić. Ten psychol nie zawahałby się przed niczym.
- Nie mów tak do mnie, wariacie - syknęłam, a on wciągnął powietrze z udawanym bólem.
- Ała, to zabolało! - dramatycznie złapał się za pierś, jednak po chwili wybuchnął śmiechem.
Popierdoleniec.
- Jesteś jakimś pieprzonym psychopatą! - wykrzyczałam, a on pokręcił głową. Co, do cholery?!
- O, nie, nie, naiwna Shenan. Byłbym psycholem, gdybym go zabił z miłości do ciebie. A ja po prostu pobiłem go do nieprzytomności, bo cię pragnę. I tylko w fizyczny sposób. - nonszalancko wzruszył ramionami, a ja poczułam, że się we mnie gotuje. Pieprzony gnojek!
- Szkoda, że nigdy mnie nie przelecisz - prowokowałam. Po co ja go prowokowałam?
- Nie bądź tego taka pewna, Dianno. Bywały bardziej uparte od ciebie. Z nimi też sobie poradziłem. - po tych słowach zaczął zbliżać się do mnie z parszywym uśmieszkiem. Nie, nie podchodź, chciałam krzyczeć, jednak moje usta odmawiały posłuszeństwa. Nie podchodź, nie podch...
- Dianna! Di, obudź się, proszę... - usłyszałam ciepły głos Ashtona, więc natychmiast otworzyłam oczy. Byłam w moim pokoju, wszystko stało na swoim miejscu. Oddychając ciężko, usiadłam na łóżku i próbowałam się uspokoić.
- Cholera - zaklęłam pod nosem, a blondyn usiadł koło mnie i mnie przytulił.
- Co się stało? Co ci się śniło? Strasznie krzyczałaś, mówiłaś, żebym nie podchodził...
- Wszystko z tobą okej? - spytałam, ignorując jego pytania, po czym wzięłam jego twarz w dłonie i obejrzałam każdy jej kawałek. Był cały i zdrowy. Wypuściłam powietrze. To wcale nie dzieje się znowu. Ashton jest tutaj, nic mu się nie stało. Dzięki Bogu.
- Dlaczego miałoby być nie w porządku? - zmarszczył brwi, a ja odwróciłam wzrok. - Oh. To jest właśnie to, co ci się śniło, prawda?
Spojrzałam w stronę okna, gdzie coś mignęło mi przed oczami, jakby ktoś siedział na parapecie. Zignorowałam głupie złudzenie i zwróciłam się do Asha:
- Nie chcę o tym mówić - ucięłam trochę zbyt nieprzyjemnie, więc od razu się zrehabilitowałam. - Przepraszam. To po prostu drażliwy temat jeśli chodzi o mnie.
- Nie szkodzi - uśmiechnął się, po czym znowu wziął mnie w ramiona i pocałował w czoło. - To był tylko sen, pamiętaj o tym. Po przebudzeniu już wszystko jest okej.
Chciałabym, żeby było, pomyślałam smutno. Chciałabym, żeby to nie wydarzyło się naprawdę, żeby Luke nadal był tutaj ze mną, żeby Michael nigdy nie stanął na mojej drodze. Chciałabym być normalną nastolatką, która potrafi zapomnieć o wszystkich troskach i po prostu żyć. I miałam nawet wrażenie, że tak jest, dopóki on nie wrócił. Zawsze wszystko niszczył.
Zastanawiało mnie jednak nadal, dlaczego nic mi nie zrobił wtedy przy szafkach?
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej parę dresów i moją ulubioną bluzę, po czym szybko je na siebie narzuciłam. Zabrałam się za zakładanie vansów, kiedy usłyszałam głos Ashtona: