5

710 48 15
                                    

Piosenki do rozdziału:

- Taylor Swift - Safe And Sound, Last Kiss

- Kodaline - All I Want

Dodatkowo przed przeczytaniem MUSICIE zerknąć do swojego dzieciństwa i przypomnieć sobie jedną piosenkę - ,,Kurki Trzy".

Wielka trumna została spuszczona do dołu, a ja już nawet nie czułam smutku. Jedyne, co nawiedzało moje serce, to zaduma. Będę za nim tęsknić, pomyślałam. To śmieszne. Człowiek wydaje się najpotężniejszą istotą z całego królestwa zwierząt, a tak łatwo można pozbawić go życia.

Westchnęłam, przekraczając bramę cmentarza. Nic się nie zmieniło. Droga do grobu Luke'a prowadzi pod piaskową górę, z której widać całą dolną część tego miejsca. Robiło się już ciemno - postanowiłam przyjść tu dopiero, kiedy nikogo nie będzie - więc wytężyłam wzrok i wlepiłam go w drogę przed sobą. Ashtona nie ma ze mną. Chciałam być z nim sama. Wzięłam więc gitarę i nuty. Mogę przynajmniej udawać, że nadal tu jest i zagrać z nim, tak jak mieliśmy w zwyczaju robić co piątek.

Mijałam właśnie rządek nagrobków dzieci. Patrzyłam na roczniki - niektóre byłyby dzisiaj w moim wieku. To chyba najgorsze, co może spotkać rodziców. To dziecko to owoc ich miłości. A ono umiera. Moje oczy się zaszkliły. Po krótkiej chwili usłyszałam delikatną pozytywkę. Ruszyłam za dźwiękiem, który stał się coraz wyraźniejszy. W końcu zatrzymałam się, a mój wzrok padł na małego misia z otwartą w moją stronę książeczką z jakimś napisem.

Podobno dźwięki roznoszą się też do Nieba.

Rozpoznałam tę melodię. To były Kurki Trzy, mama zawsze śpiewała mi to przed snem. Właśnie, mama... Nie trzymałam już łez. Po prostu wpatrywałam się w pozytywkę i słuchałam niesamowicie smutnej piosenki, która kiedyś wydawała mi się tak cholernie radosna... Ci ludzie stracili swoje dziecko, ale nadal je kochają. A ona nadal mnie ma. I już mnie nie kocha.

Kiedy już prawie dotarłam na szczyt niewysokiej góry i miałam jedynie do pokonania trochę chodnika, zakręt w lewo i pięć schodów, usłyszałam głośne szlochanie. Podniosłam głowę i zobaczyłam znajomą blond czuprynę. Otworzyłam szeroko oczy, jednak schowałam się za jakimś krzakiem, słysząc wszystko dokładnie.

- Wiesz, Luke - zaśmiał się gorzko. - Wiem, że zawsze ją kochałeś. Na początku nie chciałeś tego przyznać, ale już ją kochałeś. I nawet nie próbuj zaprzeczyć. Chociaż, faktycznie. Nie spróbujesz.

Przewróciłam oczami na jego głupi żart.

- W każdym razie... - pociągnął nosem. - Wiem, że ją kochałeś. Dobrze wiedziałeś, że ze mną jest tak samo. Dianna była, jest i będzie dla mnie wszystkim. Szkoda, że nie mogę powiedzieć jej prawdy. - westchnął ciężko. - Bardzo mi cię brakuje, wiesz, stary? Zawsze byłeś ode mnie lepszy w fifę, pamiętasz? Dawałem ci wygrywać. Uwielbiałem patrzeć, jak cieszysz się z wygranej. Byliśmy przyjaciółmi, wszyscy we trójkę. Dlaczego nie chcieliście się do mnie przyznać? Co było ze mną nie tak?

Zapłakał i wstał, dotykając ręką napisu na nagrobku.

- Lucas Robert Hemmings. Tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty szósty... - urwał i zabrał dłoń. - Dwa tysiące dwunasty. Nieprawda. Tu powinno być coś innego. Na zawsze. Nigdy nie zginiesz, Luke. Zawsze będziesz żywy w moim sercu. Moim i Dianny.

Po tych słowach wstał i odszedł, przecierając rękawem bluzy swoje policzki. Kiedy był naprawdę blisko mojej kryjówki wstrzymałam oddech i usłyszałam, jak szepcze:

- Żegnaj, Luke.

Wyszłam zza krzaka i udałam, że idę kawałek, żeby nie domyślił się, że go podglądałam.

✔ Letters ฯ m.cOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz