Ostatni dzień liceum dla każdego oznaczał coś innego. Dla jednych była to okazja, by nareszcie wyrwać się ze szponów wymagających nauczycieli i zrobić sobie długi odpoczynek od edukacji, a inni znów widzieli w tym szansę na ucieczkę przed dręczącymi ich uczniami, którzy każdy dzień potrafili zamienić w istne piekło. Ambitniejsze osoby już od początku liceum miały dokładny plan na to, co będą robić po jego zakończeniu. Ci mniej ambitni żyli z dnia na dzień, nie przejmując się swoją przyszłością.
Jeong Sana znajdowała się gdzieś pomiędzy nimi. Już od dawna wiedziała, co będzie chciała robić w przyszłości, jednak nie potrafiła podporządkować swojego życia wyłącznie szkole i nauce. Nigdy nie była typem dziecka, które całymi dniami siedzi z nosem w książkach, a ze sprawdzianów ma najlepsze oceny. Nie znajdowała się w czołówce najlepszych uczniów, nie brała udziału w konkursach naukowych, co nie znaczy, że szkoła i nauka nie miały dla niej znaczenia. Po prostu Sana miała trochę inne priorytety i nie zmieniło się to nawet w momencie, gdy rozpoczął się ostatni rok nauki w liceum. Przejście do kolejnej klasy nie wywarło na niej tak wielkiego wrażenia, jak na jej rówieśnikach, którzy każdego dnia panikowali, bo przecież zostało tak niewiele czasu na podjęcie tak ważnych życiowych decyzji. Sana była w o tyle lepszej sytuacji, że już od przedszkola doskonale wiedziała, co będzie chciała robić w przyszłości. Pójście w ślady ojca wydawało jej się być czymś naturalnym i nie wyobrażała sobie, że mogłaby obrać zupełnie inną drogę.
Słysząc głośny klakson stojącego przed domem samochodu, Sana westchnęła ciężko i odstawiła na kuchenny blat kubek z kawą, której nawet nie zdążyła wypić. Z wielkim ubolewaniem wylała całą jego zawartość do zlewu i żwawym krokiem ruszyła w stronę przedpokoju. Na stopy wsunęła eleganckie czarne czółenka na niewysokim obcasie, na ramiona narzuciła marynarkę i czym prędzej wyszła z domu. Była w połowie drogi do samochodu, kiedy ponownie rozległ się głośny i jakże irytujący dźwięk klaksonu.
– Przecież idę! – krzyknęła zirytowana, wymachując rękoma na boki. Przyspieszyła kroku i już po chwili znalazła się przy samochodzie. Rozzłoszczona niecierpliwością siedzącego za kierownicą chłopaka, z całych sił szarpnęła za klamkę, ale ku jej zdziwieniu drzwi wcale się nie otworzyły. – Bardzo śmieszne – wymruczała pod nosem, pukając palcami w szybę od strony pasażera.
– Spóźniłaś się – stwierdził czarnowłosy chłopak, nawet nie spoglądając na wsiadającą do samochodu dziewczynę.
– Przez ciebie nawet kawy nie dopiłam – powiedziała naburmuszona, siłując się z pasem bezpieczeństwa.
– Twój tata kazał mi być punktualnie o dziewiątej. Nie moja wina, że nie potrafisz wstać kilka minut wcześniej, żeby spokojnie wypić kawę i zjeść śniadanie. – Shin Wonho obejrzał się przez ramię i uważnym spojrzeniem zmierzył siedzącą na tylnym siedzeniu Sanę. – Chociaż śniadanie chyba zdążyłaś zjeść – dodał rozbawiony i palcem wskazał lewy kącik swoich ust, dając dziewczynie do zrozumienia, że jest brudna.