Minionej nocy Sana ani na kilka sekund nie zmrużyła oka. Przewracała się z boku na bok, próbując w jakiś sposób powstrzymać tworzący się w jej głowie chaos. Nie mogła przestać myśleć o tym, co zobaczyła w tej przeklętej kamienicy. Najbardziej jednak zabolało ją to, że ojciec przez cały czas kłamał. Udawał, że zakończył romans z Jaein, a w rzeczywistości w dalszym ciągu się z nią spotykał. Co było w niej tak niezwykłego, że gotów był poświęcić dwadzieścia lat małżeństwa i narazić na szwank swoją reputację? Woosik zawsze twardo stąpał po ziemi i nigdy nie pozwalał się wodzić za nos, więc jakim cudem tak młodej dziewczynie udało się go omamić? Musiał kompletnie stracić głowę dla Jaein skoro nagle rodzina przestała mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie.
Zakochał się w niej?
Sana podskoczyła na łóżku, gdy do jej uszu dotarło przeraźliwe łomotanie do drzwi mieszkania. Chcąc sprawdzić, co się dzieje, podniosła się z miękkiego materaca i podeszła do drzwi sypialni, uważnie przy tym nasłuchując dobiegające z drugiego pokoju odgłosy rozmowy. Od razu rozpoznała głos Shina, który wydawał się być czymś wyraźnie zdenerwowany.
Nie czekając dłużej, Sana wyszła z sypialni i spojrzała na stojących przy wejściu do mieszkania dwóch chłopaków. Po minie Wonho wywnioskowała, że wcale nie był zadowolony z tej niespodziewanej wizyty.
– Szwagier, widzę, że przygruchałeś sobie nową lalkę do towarzystwa – powiedział blondwłosy chłopak i zacmokał rozbawiony, uważnie przyglądając się Sanie, która na te słowa otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.
– Powinieneś już iść – wymruczał Shin, patrząc spod byka na blondyna.
– Pójdę. – Chłopak wyprostował się maksymalnie, przez co był prawie o głowę wyższy od Wonho i teraz patrzył na niego z góry z nieukrywaną pogardą w ciemnych oczach. – Ale nie myśl sobie, że to koniec.
Później spojrzał na Sanę i puścił jej oczko, uśmiechając się przy tym obleśnie. Dziewczynę aż przebiegł dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Kiedy chłopak wyszedł, Shin zatrzasnął za nim drzwi i dla pewności przekręcił klucz w zamku. Wolał nie ryzykować, zwłaszcza teraz, gdy była u niego Sana.
– Kto to był? – zapytała szeptem, obejmując się ramionami, na których wciąż widoczna była gęsia skórka. – Wonho?
Brunet westchnął cicho i powoli podszedł do Sany. Pozwoliła mu położyć dłonie na swoich ramionach, jednak zaprotestowała, kiedy chciał ją do siebie przytulić. Zachowując odpowiedni dystans, patrzyła chłopakowi w oczy, próbując cokolwiek z nich odczytać.
– Co to był za chłopak i dlaczego nazwał cię szwagrem? – odezwała się ponownie, nie uzyskawszy wcześniej odpowiedzi. Wonho zagryzł wargi w wąską linię i opuściwszy bezradnie ramiona wzdłuż tułowia, wbił wzrok w swoje bose stopy. – Wolałabym się tego dowiedzieć od ciebie, a nie od osób trzecich.