Aaa ! To już za tydzień ! Nie mogę się doczekać! - krzyknęłam na całe gardło , przeglądając najświeższe wiadomości astronomiczne. Już w następny poniedziałek wydarzy się coś niesamowitego czyli deszcz meteorytów.
- Czym ty się tak ekscytujesz ? To tylko gorące kulki, które lecą sobie w przestrzeni obok Ziemi. - odpowiedziała moja przyjaciółka wylegując się na moim łóżku.
- Ehh, bo ty się tym nie interesujesz kobieto. Takie coś zdarza się raz na 300 lat. Jak chcesz mogę cię to wciągnąć. - poruszyłam zabawnie brwiami.
- Ja podziękuję, nie chcę byś zrobiła ze mnie takiego fanatyka gwiazd jak Vernon, twój niedoszły chłopak i mąż twoich dzieci. - odparła podkreślając ostatnie słowa.
- Co poradzę ,że nie mogę mu tego powiedzieć ? A tak na inny temat, kiedy jest wycieczka, w poniedziałek czy wtorek ?- zapytałam.
- Dowiemy się jutro na ostatniej lekcji.
- Oby nie w ten szczególny dzień. - westchnęłam i zabrałam jej paczkę żelków, która i tak była już prawie pusta. Dałam jej znak ,że ma się posunąć na łóżku. Resztę wieczora spędziłyśmy na oglądaniu filmów. Po seansie poszłyśmy spać, ponieważ musiałyśmy iść następnego ranka do szkoły.
Z nudów jakie były na ostatniej lekcji wyciągnęłam mój szkicownik i bazgrałam na kartce. Byłam dziś bardzo niecierpliwa, bo nauczyciel jeszcze nie omówił wyjazdu wycieczki. Spojrzałam na mój rysunek. Przedstawiał mnie i Hansola jak wpatrujemy się w gwiazdy. Byłam w nim bardzo zakochana. Zerknęłam ukradkiem czy mi się nie przygląda, ponieważ siedzi za mną. Wypuściłam powietrze z ust, widząc ,że spogląda przez okno. Nareszcie wychowawca zaczął temat wyjazdu. To co usłyszałam zbiło mnie z tropu. Mieliśmy wyjeżdżać w poniedziałek a na takich obozach po 21 nie można wychodzić z namiotów. Deszcz meteorytów zaczynał się o 22:17. W oczach zebrały mi się łzy. Nie chciałam tego słyszeć. Z zamyśleń wyrwał mnie głos chłopaka.
- Nie martw się _____. Coś wymyślę. - powiedział z iskierką nadziei w oczach. Wstał i spojrzał na moją ławkę. Szybko schowałam swoją pracę. Mam nadzieję, że nie zobaczył rysunku. Uśmiechnęłam się do niego słabo i także wstałam. W tym momencie zabrzmiał dzwonek oznaczający koniec lekcji. Wyszliśmy z klasy i udaliśmy się do domów.
Cały weekend byłam pocieszana przez wszystkie mi bliskie osoby ale i tak na nic, byłam za bardzo zawiedziona. W niedzielę pakowałam się aż 4 godziny, nie moja wina ,że jedna wiadomość zniszczy mi następujące dni. Zwlekałam z tym jakbym musiała wyprać ręcznie tygodniowe skarpetki mojego taty. Na tą myśl przeszły mnie ciarki po całym ciele. Następne godziny spędziłam na wieczornej rutynie, poukładaniu sobie myśli i na koniec pójście spać.
O 6:40 wszyscy siedzieli już w autokarze. Ja siedziałam z ( imię przyjaciółki ) a Vernon z jego kolegą. Moja towarzyszka zasnęła , ponieważ zaspała i nie miała za wiele czasu na leniwe wstawanie. Nie mając co robić, wyjęłam słuchawki, podłączyłam je do telefonu i włączyłam ulubioną playlistę. Reszta drogi minęła spokojnie.
Wysiadając z pojazdu poślizgnęłam się na schodkach i omal bym nie upadła ale zostałam złapana w talii przez Vernona. Poczułam jego ciepłe dłonie otaczające moje drobne ciało. Kiedy zostałam postawiona na ziemię na mojej twarzy ujrzały się zarumienione policzki.
- Dziękuję. - powiedziałam w miarę normalnie. Serce waliło mi tak, jakby miało wylecieć z piersi.
- Nie ma za co. - uśmiechnął się uroczo. - A teraz czas na powitalnego przytulasa. - podszedł do mnie i przytulił. Oddałam uścisk i poczułam jak odrywam się od gruntu. Wirowałam w powietrzu. Chłopak zakręcił nas wokół własnej osi a na końcu dał buziaka w policzek.
- A ja wciąż myślę , dlaczego nie jesteście parą. - zamyśliła się moja przyjaciółka stukając się w głowę. Obydwoje zaśmialiśmy się nerwowo. Następnie przeszliśmy bliżej naszego wychowawcy. Tłumaczył on zasady zachowania, które bardzo dobrze już znaliśmy. Po tym udaliśmy się do swoich namiotów. Reszta dnia przebiegała na grach integracyjnych zakończonych ogniskiem. Wówczas, gdy chciałam usiąść obok Hwe , on gdzieś zniknął, ponieważ jego przyjaciel także nie wiedział gdzie się znajduje. Ze smutną miną poszłam po skończonym jedzeniu z ogniska do mojej "sypialni". Ułożyłam się wygodnie i patrzyłam w górę. Myślałam jak będzie wyglądał deszcz meteorytów. Na poliku spłynęła mi słona łza. Jako ,że ( imię przyjaciółki ) była śpiochem, dawno już zasnęła. 20 minut po przeglądzie nauczycieli poczułam rozsuwanie się zamka od wejścia namiotu. Ujrzałam w nich głowę mojego przyjaciela. Od razu na moją twarz wstąpił uśmiech.
- Chodź ,szybko. Nic nie zabieraj i nie zadawaj pytań. - rzekł i pomógł mi wyjść. Zawiązał mi oczy i zaprowadził na szczyt małej polany z pięknym widokiem na niebo. Widząc to spojrzałam się tylko na niego. Widział jakie sprawiło mi to szczęście ,więc nie musiał pytać o nic więcej. Złapał moją rękę i wypowiedział te magiczne słowo.
- Saranghaeyo*. - po czym ujął moją twarz i wpił się w moje czerwono-krwiste usta. Oddałam pocałunek. W międzyczasie zaczął się teatr spadających gwiazd.
Saranghaeyo - Kocham Cię
CZYTASZ
Scenariusze SEVENTEEN | ZAKOŃCZONE |
Short StoryChciałabyś urozmaicić swoją wyobraźnię ? Poznaj swoje losy z jednym z chłopców z Seventeen ! Zapraszam do czytania i komentowania !