Budzę się rano, otwieram szafę.
Jaką dziś przybrać maskę?
Może tą buntownika,
a może osoby zdanej na czyjąś łaskę?Przebieram między twarzą wesołą,
A twarzami smutnymi,
na dnie szafy głęboko schowanymi.W końcu nie powinniśmy pokazywać swoich słabości, prawda?
Trzeba głęboko je trzymać, razem z problemami,
by wyrzerały od środka, jak kwas z ubraniami.Decyduję się założyć twarz radosną,
cieszącą się słońcem i wiosną.
Może nikt nie zauważy tej mojej maski,
zrobionej z cierpień przeplatanych przez plastik.Wychodzę ze sztucznym uśmiechem na miasto.
Nikt nie zauważył.
To dobrze, bo jest jeszcze jasno.Mam zamiar pójść do sklepu, do apteki..... Auć!
Ktoś trącił mnie łokciem.
Upadłam na ziemię łamiąc sztuczne paznokcie.To już za wiele, maska się odrywa.
Wybucham płaczem.
Mam już dość, nie wytrzymuję.Siedzę na chodniku i płaczę.
Ale zaraz.
Co się dzieje?Mężczyzna który mnie potrącił,
Kuca przy mnie i pyta czy nic mi nie jest.
Unosi się delikatnie ust moich kącik.
Mówię, że nic się nie stało.Brunet uśmiecha się lekko i wyprostowuje się pomagając mi wstać.
"Czasem lepiej zwierzyć się osobie, której się nie zna" - mówi, a ja patrzę na niego ze zdziwieniem
"To chyba jakieś nie porozumienie" mówię i odchodzę."Następnym razem nie nakładaj maski, tylko spróbuj znaleźć pomoc.
Stres i smutek jest jak zatruty owoc. " mówi i odwraca się w swoją stronę,
A ja się tylko dziwię,
Że na świecie można spotkać jeszcze tak miłą i pomocną osobę.
CZYTASZ
?
RandomTo jakby zbiór moich myśli, poglądów, uczuć. Nie są to jakieś wiersze wysokich lotów, a bardziej zbieranina tego co potrzebuje wyrzucić z siebie.