Rozdział 22: Narkoman

29 5 0
                                    

Sala gimnastyczna była już pełna ludzi, próbowałam wypatrzyć w tłumie Olę lub Martę, ewentualnie Marcela, ale było to wyczynem.

- Gdzie jest jakieś jedzenie? - spytał mój luby podążając za moim spojrzeniem - Dlaczego się tak uśmiechasz? Znalazłaś coś?

- Ale ty jesteś niecierpliwy - zaśmiałam się i pociągnęłam w stronę naszego stolika.

- Nie nabijaj się ze mnie, bo źle się to dla ciebie skończy - mruknął i schował dłonie do kieszeni.

- Ach tak? - odparłam zaczepnie i uniosłam brew. Chłopak zaśmiał się cicho i puścił mi oczko. Czułam się lekko zagubiona, ale nic nie powiedziałam.

Chwilę później dołączyła do nas Ola z Kacprem, Artur ze swoją przyjaciółką Wiktorią i Asia. Przy stoliku zapanowała cisza i nie pozostało mi nic innego jak rozglądać się wkoło i czekać na pierwszą parę do poloneza. Artur siedział z założonymi rękoma i udawał wielce znudzonego, a tak naprawdę co chwilę zerkał w telefon Wiktorii, wysyłającej milion wiadomości na minutę. Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, czy jest między nimi coś więcej i czy dużo ze sobą rozmawiają. Poczułam na sobie wzrok Janka, więc obróciłam się w jego stronę. Uśmiechał się szeroko jak małe dziecko, a w jego oczach błyszczały iskierki, zupełnie tak jakby właśnie otworzył gwiazdkowy prezent. Ubrany był w granatowy garnitur, białą koszulę, a strój dopełniał czerwony krawat. Uwielbiałam go w takim wydaniu. Wydawał się wtedy poważniejszy, śmielszy i co najlepsze - przystojniejszy. Niby wygląd nie gra roli, ale zawsze fajniej mieć przystojnego chłopaka. Cóż mogę powiedzieć? Poszczęściło mi się.

- Na nas chyba już czas - odezwał się zrezygnowany Artur i gestem zaprosił swoją partnerkę do tańca. Janek zrobił to samo i radosnym krokiem doprowadził mnie na parkiet.

- Gotowa? - spytał podekscytowany. Pokręciłam głową. W ciągu chwili przed oczami miałam przynajmniej sześć wizji popsucia idealnie dopracowanego układu, jednak jedno spojrzenie bruneta wystarczyło żeby mnie uspokoić.

"Lewa, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, nie garb się, dwa, trzy, raz, uśmiechnij się, trzy..." - i tak w kółko. Na szczęście nie spełnił się żaden ze wcześniejszych scenariuszy, tylko szkoda, że cały czas, zamiast mieć radość z tańca skupiałam się na liczeniu. Przynajmniej mamy to już za sobą.

- Eeej, a ty dokąd?

- Do stolika? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Mina Janka nie wróżyła nic dobrego.

- Nie, nie, nie, moja droga. Pamiętasz co mi obiecałaś? - zapytał z triumfem w głosie.

- O matko, myślałam, że o tym zapomniałeś - mruknęłam niezadowolona i posłusznie zawróciłam. Kilka miesięcy temu założyłam się z nim, że jeśli sprzeda motor to spełnię jedną z jego próśb. W tamtym momencie byłam w stanie zgodzić się na wszystko. Myśl, że może stać mu się krzywda, albo, że o mało co nie zginął w wypadku napawała mnie wielkim przerażeniem. Nie byłabym tak przewrażliwiona, gdyby nie to, że po prostu nie umiał tym jeździć i stwarzał ogromne zagrożenie dla siebie i innych.

***

Minęły dopiero trzy godziny, a ja już miałam dość, bolały mnie nogi, wsuwki wbijały w głowę i nie mogłam się zdecydować czy siedzieć w żakiecie czy bez. Kiedy miałam go na sobie, było mi za gorąco, a kiedy go zdejmowałam, za zimno.

- Widziałaś gdzieś może Marcela? Albo Martę? - zapytała mnie Beata. Nieco zdziwiona pokręciłam głową - zniknęli razem jakiś czas temu i boję się, że zrobią coś cholernie głupiego.

- Dobra, pomogę ci - mruknęłam niechętnie. Marta ostatnio zachowuje się coraz dziwniej i prawie w ogóle nie rozmawia ani ze mną, ani z Olą, jednak to nie znaczy, że przestała być naszą przyjaciółką - Pójdę jeszcze po Olkę.

Ciągły wybór (✔)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz