Rozdział VII

121 12 0
                                    

W pośpiechu chwyciłem czarną bluzę i narzuciłem ja na siebie, wziąłem jeszcze papierosy i broń, po czym opuściłem pomieszczenie.

Nie minęła chwila, a już byłem u chłopaków. Wszedłem do pokoju bez pukania.
-Siema, jak tam, wyspaliscie się?- spytałem na wstępie.
-Kto śmie przerywać mój sen!!- oho, widzę, że ktoś tutaj jeszcze się nie obudził.
-Wstawaj, Nik. Zaraz zaczyna się szkoła, a chyba nie chcesz się spóźnic.
-Oj Jack, nie umiesz tego robić, patrz na mistrza- powiedziałem przyjacielowi i poszedłem obudzić ninje. Usiadłem na skraju łóżka i zacząłem potrząsać ramieniem śpiącego.
-Nik, zaraz ominie nas śniadanie- w odpowiedzi usłyszałem tylko jakiś pomruk, spróbowałem jeszcze raz.
-Dzisiaj na śniadanie są naleśniki z czekoladą i gorąca czekolada- na te słowa gwałtownie otworzył oczy i szybko wyskoczył z łóżka, w pośpiechu zaczął się ubierać.
-Wow, stary. Na to nie wpadłem- przyznał Jack.
-A no widzisz, ma się ten dar.
-No dalej idziemy chłopaki, bo zjedzą nam wszystkie naleśniczki- poganiał nas Nik.
-Najpierw to Ty umyjesz zęby, bo inaczej nic nie dostaniesz- zarządziłem, a on posłusznie wykonał moje polecenie.
-Hej, Tom. Ale te naleśniki, to prawda?- zapytał współlokator Nika. Nie odpowiedziałem mu, na co zrobił wielkie oczy.
-Czy ty wiesz jak się to skończy?
Przecież on Cię zabije.
-Nie da rady tego zrobić, co najwyżej trochę mi się oberwie, ale nie umrę, spokojnie. W końcu jestem waszym przywódcą nie bez powodu.
-Dobra idziemy!!- krzyczał podekscytowany Nik. On jest jak dziecko, do życia nie potrzrba mu nic więcej niż cukier i sen.

Z przyjaciółmi opuściliśmy akademik i udaliśmy się do stołówki.

Zatrzymałem się tuż przed budynkiem. Najwyższa pora na papierosa. Pozostali spojrzeli na mnie pytająco.
-Idźcie przodem, zaraz was dogonie- powiedziałem, po czym udałem się za budynek. Szybko sprawdziłem teren czy nie ma żadnych ludzi ani kamer. Upewniwszy się, że teren jest czysty wyciągnąłem przedmiot, dzięki któremu się odstresowywuje i włożyłem go do ust, w między czasie wyjąłem zapalniczke trzymaną w pudełku od fajek i odpaliłem ją. Lubię przyglądać się ogniu, jest on taki piękny ale i niebezpieczny. Podpaliłem papierosa i rozkoszowałem się nim przez kilka minut, aż się nie wypalił, kiedy to się stało, rzuciłem pozostałościami w ziemię i zadeptałem.

Po drodze do stołówki spotkałem Samante, była sama.
-Hej, jak Ci się dzisiaj spało?- rozpocząłem rozmowę.
-A raczej nie spało, chciałeś zapytać- odpowiedziała sennym głosem, a ja spojrzałem na nią wzrokiem rzadajacym wyjaśnień, tak więc dziewczyna kontynuowała.
-Cała noc gadałam z Joanną, a jakby tego było mało to jeszcze skończyło mi się serum od Jacka i teraz czuję, się jak zwłoki- kończąc swoją wypowiedź ziewnęła.
-Współczuję, ale wiesz co, chyba mam jeszcze jedną strzykawkę u siebie, więc wpadnij do mnie po rozpoczęciu, to ci ją dam- zaproponowałem na co natychmiastowo przytaknęła.
-A teraz chodź na śniadanie- rzekłem i otworzyłem drzwi prowadzące do stołówki.

Przepuściłem Sam pierwszą i wszedłem do środka. Od razu zauważyłem chłopaków Jack spojrzał na mnie oczyma pełnymi paniki i strachu, natomiast Nik siedział tyłem do nas. Jednak kiedy zauważył, że jego towarzysz przez dłuższy czas wpatruje się w jakiś punkt za nim, postanowił się odwrócić, a kiedy to nastąpiło, nasze spojrzenia się skrzyżowały i zaczęło się piekło. Nawet nie zdążyłem mrugnąć, a ninja wstał i zaczął się do mnie zbliżać.
Ah... Czyli już się zorientował.
-TOM!!! Ty skurwielu! Jak mogłeś mi to zrobić?!!- darł się w niebogłosy na całą stołówkę.
Hahahahaha, skoro tak, to zatańczmy.

Podszedł do mnie tak blisko jak to było tylko możliwe i cały aż się trząsł ze złości. Ja natomiast stałem spokojny i opanowany, czekając na jego ruch. Po chwili odsunął się trochę i zaatakował prawą pięścią, ale trafił w pustkę, spróbował drugi raz, tym razem lewą i znowu chybił. Powtarzał tę czynność jeszcze kilkanaście razy, jednak każda kolejna próba kończyła się tak samo, a mianowicie spudłowaniem. Nik działał szybko i precyzyjnie, jednak ja byłem jeszcze szybszy, minimalnie ale jednak. Powoli zaczynałem się męczyć tymi unikami, a z tego co zauważyłem mój przeciwnik również, więc postanowiłem przejść z trybu defensywnego na ofensywny, czyli zadać cios. Z tego co zauważyłem, wokół nas utworzył się krąg gapiów. Nie dobrze, jeszcze trochę i przyjdą nauczyciele, w sumie dziwi mnie to, że jeszcze ich nie ma.
Trzeba to szybko zakończyć.
Mój przyjaciel wyszedł z prawą pięścią, a co za tym idzie zrobił krok do przodu prawą nogą, więc ja szybko pozbawiłem go równowagi poprzez podcięcie jego prawej nogi. Wylądował na plecach. Widząc, że już leży na ziemi szybko ukucnąłem obok niego i przywaliłem mu z całej siły w twarz, żeby się otrząsnął. Niestety ale czasami trzeba być brutalnym. Gdybym zrobił to zbyt lekko nie przestałby walczyć, a w ten sposób zyskał przytomność umysłu.
-No już stary, wstajemy- powiedziałem i podniosłem się powoli, po czym pomogłam wstać poszkodowanemu.
-Znowu... Znowu to zrobiłem. Tom, ja... ja nie chciałem- wyszeptał tak cicho, że tylko ja usłyszałem, a w jego oczach pojawiły się łzy. Dobrze wiedziałem, że to nie była jego wina, że nie panuje nad gniewem i złością.
-Już dobrze Nik. Nic się nie stało- uśmiechnąłem się pokrzepiająco, po czym wstaliśmy.
W ciszy udałem się do stolika z przyjaciółmi, Nik cały czas patrzył się w podłogę, był smutny. Przy stoliku czekał na nas Jack z jedzeniem.
-O co im poszło?-  spytała  dziewczyna przecierając zaspane oczy. Po jej słowach mój przyjaciel wstał z miejsca, na którym dopiero usiadł i wybiegł na korytarz. Posłałem dziewczynie karcące spojrzenie i ruszyłem za Nikiem, kątem oka zauważyłem przepraszający wzrok Samanty i usłyszałem jak Jack zaczyna jej coś opowiadać, prawdopodobnie przyczyne wściekłości ninjy.

Przebiegłem cały korytarz w poszukiwaniu przyjaciela, dobiegłem do jego końca i miałem już zamiar skręcić w prawo, kiedy usłyszałem ciche łkanie. Instynktownie obróciłem się w stronę, z której dobiegał ten dźwięk i zobaczyłem przyjaciela siedzącego na ziemi pomiędzy szafkami szkolnymi. Po jego policzkach nieustannie spływały łzy. Widywałem go już w takim stanie nieraz, ale tym razem wiedziałem jak mam się zachować. Usiadłem obok niego, a on spojrzał się na mnie wzrokiem pełnym rozpaczy i pustki. To właśnie ta pustka mnie najbardziej martwiła.
-Dziękuję- powiedział i się we mnie wtulił. Byłem już do tego przyzwyczajony. Nik jest z nas wszystkich najmłodszy, ma najmniejsze doświadczenie w zabijaniu, co nie zmienia faktu, że i tak jest bardzo dobry w swoim fachu. Każdy z nas potrzebuje jakoś odreagować, dać upust negatywnym emocjom spowodowanych tym co robimy.
Ja pale i biegam, Samanta pije, Jack całymi nocami przesiaduje w laboratorium i tworzy nowe mikstury, a Nik płacze.
-Tom. Ja.. To było- zaczął z trudem, brakowało mu słów.
-Wiem młody. Nic nie mów- powiedziałem i zacząłem głaskać co po głowie. Moi przyjaciele są jak moja rodzina, którą straciłem. Dlatego jestem przy nich w najgorszych momentach, pocieszam kiedy płaczą, uspokajam kiedy jest taka potrzeba i bronię za wszelką cenę i nigdy, nikomu nie pozwolę ich skrzywdzić. Dla wszystkich z zewnątrz jestem wredny i niemiły, arogancki, ale jeśli chodzi o mój zespół wychodzi ze mnie typowa matka.

Krew mafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz