Rozdział XXIV

70 9 3
                                    

Nie sądzę, abym dzisiaj zasnął.
Te wszystkie rzeczy, które się wydarzyły, tego jest po prostu zbyt dużo, nawet jak na mnie. Skoro nie będę spał to należałoby czymś się zająć.
Mam pewien pomysł.

Sięgam po telefon i sprawdzam listę osób, których trzeba się pozbyć. W sumie wykorzystam ten czas, który mam na zdobycie kasy. Bo w końcu pieniędzy nigdy nie jest zbyt dużo. Właśnie znalazłem całkiem spoko sumkę za jednego typka, dziesięć miliardów euro. No cóż bywały lepsze stawki.

Nagle na ekranie pojawiło się przychodzące połączenie.
-Halo- przywitałem rozmówcę.
-Tom, jak dobrze, Cię słyszeć.
Mam pilną sprawę do omówienia- usłyszałem głos mojego dziadka.
-Jasne, powiedz tylko gdzie jesteś- odpowiedziałem Gregorowi.
-Z pewnością wiesz gdzie jest mój dom, tam mnie znajdziesz- roześmiał się. Heh, faktycznie śmiesznie by było gdybym nie wiedział gdzie mieszka mój przodek.
-Daj mi chwile- powiedziałem, po czym się rozłączyłem.

Przecież nie pójdę do dziadka w zakrwawionych ciuchach. Co on sobie pomyśli? W sumie, to on o wszystkim wie. Co nie zmienia faktu, że należy okazać mu trochę szacunku, czytaj: ogarnąć swój wygląd. W tym celu udaje się do łazienki, aby wziąć prysznic i zmienić ubranie.

Z mokrymi włosami wchodzę z powrotem do pokoju i... potykam się o ciało Luka. Co on tutaj robi?
A no tak, przecież dostał środek nasenny i śpi na środku pokoju. Trzeba będzie coś z tym zrobić... Ale to później, teraz idę do dziadka. Przed teleportacją zgarniam jeszcze kurtkę skórzaną, która idealnie pasuje do czarnych spodni i krwiście czerwonej koszuli, które mam na sobie. Zabieram jeszcze gnata, tak na wszelki wypadek i papierosy oczywiście.
Zamykam oczy jeszcze w swoim pokoju, a otwieram już w salonie dziadka.

Rozglądam się po pomieszczeniu. Dawno mnie tu nie było, a mimo to wszystko wygląda tak jak dawniej. Pełno tutaj książek, regały zakrywają dwie ściany, praktycznie w całości, na następnej ścianie znajdują się wielkie okna sięgające ziemi przysłonięte bordowymi kotarami, przed którymi stał dwudziesto osobowy stół wraz z krzesłami. Na ostatniej zaś ścianie znajduje się olbrzymi kominek, w którym pali się ogień dodając temu pomieszczeniu trochę światła. Nie, żeby tu lamp nie było... oczywiście, są tutaj one, jednakże ogień dodaje przyjemny klimat. Przed paleniskiem stoją dwa czerwone fotele, za nimi zaś znajduje się kanapa i stół kawowy. Jest tutaj też pełno komód i dywanów, wszystko to w ciepłych, czerwonawych odcieniach.

Na jednym z foteli siedział mój jedyny krewny, który popijając wino, przyglądał się tańczącym płomieniom ognia. Postanowiłem zająć usiąść w fotelu obok niego.
-Witaj dziadku- powiedziałem podchodząc do niego i go przytulając.
-Miło Cię znowu widzieć- odwzajemnił mój uścisk.
Usiadłem obok niego i wyczekiwałem, kiedy powie mi dlaczego mnie wezwał.
Dzięki jego naukom zrozumiałem, jak cenną rzeczą jest cierpliwość. Podczas trenowania u Gregora, zrozumiałem wiele istotnych faktów między innymi tego aby się nie poddawać bo z każdej sytuacji, nie ważne jak bardzo trudna by ona nie była, jest wyjście, dowiedziałem się, że wytrwałość i ciężka praca pomoże nam w końcu osiągnąć upragniony cel. Nie zliczę ile razy obrywałem w życiu, lecz mimo to zawsze się podnosiłem. Zawsze zadzierałem głowę do góry i kroczyłem dumnie niczym król. Nikt nie był w stanie mnie zranić, bo nikomu na to nie pozwalałem, nikomu oprócz siebie samego. Nie da się powiedzieć jak wiele zawdzięczam właśnie dziadkowi. To on mnie wychował, uczył, pokazywał czym jest życie.

Moje rozmyślania przerwał głos Gregora.
-Co powiesz na małą kolacyjkę?Chciałbyś może coś zjeść?- zapytał spokojnym głosem.
Jak na zawołanie zdałem sobie sprawę, że nic dzisiaj nie jadłem oprócz śniadania, a jest już dwudziesta druga.
-Nawet nie wiesz jak bardzo- powiedziałem, po czym się zaśmialiśmy.

Nie minęła chwila a na stole pojawiły się liczne potrawy przyniesione przez służbę rozmaite sałatki, surówki, ziemniaki, karkówki, udka z kurczaka i wiele, wiele innych.
Z pewnością starczyło by tego żeby wykarmić całe wojsko.
Zasiedliśmy więc do stołu i zaczęliśmy jeść, w międzyczasie rozmawiając o różnych pierdołach życia codziennego, ani razu od momentu mojego przybycia nie mówiliśmy o niczym związanym z mafią czy też zabijaniem. Taka rozmowa była nam potrzebna, choć na moment mogliśmy poczuć się jak normalna, typowa rodzina.
Prowadziliśmy dyskusje na różne tematy począwszy od polityki, kończąc na ocenach w szkole.
Jednakże wszystko co piękne szybko się kończy, tak było i tym razem. Wraz z zakończeniem posiłku i przeniesieniem się spowrotem na miejsca przed kominkiem.

-No dobra, dość o głupotach, teraz czas poruszyć nieco poważniejsze tematy.- zaczął powoli dziadek nalewając nam po kieliszku wina. Po chwili podał mi już napełnione do połowy szklane neczynie. Wypiłem łyk procentowej substancji i z wyczekiwaniem przyglądałem się Gregorowi.
-A mianowicie, uważam, że w naszych szeregach jest szpieg- powiedział, a mnie, kiedy usłyszałem te słowa, przeszły ciarki.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
Przecież w naszej rodzinie są sami zaufani ludzie- nie mogę, nie chce dopuścić do siebie myśli, że ktoś mógłby być kretem.
-To prawda, ludzie w naszej organizacji są bardzo ostrożnie wybierani, ale jaką masz pewność, że nie udają?- zapytał.
To raczej oczywiste, nie mam takiej gwarancji.
-Ale dlaczego tak uważasz?- ciekawe, co skłoniło go do wysunięcia takich wniosków.
- Zdarzenie sprzed tygodnia, jak i te dzisiejsze nie mogły być tylko kwestią przypadku. Z kąd zakon cienia mógł wiedzieć gdzie znajduje się nasza baza, albo z kąd zdobyli informacje o twoim dzisiwjszym wyjściu do archiwum?- w sumie jakby się nad tym zastanowić to jest w tym dużo racji. Nie powinno mnie to dziwić, przecież dziadek zawsze ma racje. W takim razie do głowy nasuwa się bardzo istotne pytanie.
-Podejrzewasz kogoś?
-Jest tylko garstka osób, które wiedziały, że dzisiaj miałeś zdobyć dokumenty- odpowiedział spokojnie.
-Chris, Jack, Zak, Nik i Samanta, w tym jeszcze ja, Ty i Scott, ale nas można wykluczyć- powiedziałem
-Zgadza się- przytaknął mój przodek. Cholera.
-W takim razie co powinienem zrobić? Przeprowadzić śledztwo czy jak?- co ja mam zrobić.
Przecież to jest takie śmieszne.
Jak ktoś z moich przyjaciół może być szpiegiem, który zdradza wszystkie nasze tajne plany, rozmieszczenie naszych baz na świecie, nazwiska ludzi nalezacych do naszej organizacji.
Im dłużej o tym myślę, tym bardziej czuje gniew, złość i żądze zemsty. Cholera, już rzadko komu można zaufać w tych czasach.
-Właściwie to byłoby to najlepsze rozwiązanie- odparł Greg.
W tym momencie wstałem z jakże wygodnego fotela i odłożyłem już opróżniony kieliszek na stolik za mną.
- Muszę już wracać, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, swoją drogą dzięki za kolację była wyśmienita.- porzeganałem się z dziadkiem.
-To zrozumiałe, sam mam jeszcze papierkową robotę do wykonania.- odrzekł starszy mężczyzna.
-Do zobaczenia- powiedziałem przygotowując się do teleportacją.
-Jasne, pamiętaj że jesteś mile widziany w tej rezydencji, w końcu jest ona po części twoja- mrugnął do mnie dziadek, a ja w tym momencie się teleportowałem z powrotem do akademiku.

Chyba sobie dzisiaj odpuszczę misje, w końcu to i tak się nie śpieszy, a mi się przyda chwila odpoczynku. Muszę poukładać sobie wszystko w głowie to co się dzisiaj wydarzyło i to co powiedział mi dziadek. Aaaa... na samą myśl o szpiegu, robi mi się niedobrze. Potrząsam głową, aby na chwilę zapomnieć o tym, po czym spoglądam na ziemię.
Przez ten cały czas Luk nie ruszył się nawet o centymetr. No nic trzeba go przetransportować do łóżka, albo nie...
Dobra, ten jeden raz nie będę złym człowiekiem i nie zostawię co na ziemi. Powoli podszedłem do niego i podniosłem. O dziwo nie był w cale jakoś bardzo ciężki, więc było mi łatwo go przetransportować. Gdy już leżał na swoim miejscu, przykryłem jego ciało pierzyną i sam udałem się do swojego łóżka spać.

Krew mafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz