Rozdział XI

91 8 2
                                    

Ludzie są tacy naiwni. Wystarczy tylko, że zobaczą osobę skrzywdzoną, a już ich czujność spada. I tak było też w tym przypadku. Litość, ach litość.
To dzięki niej dostałem się do środka, dzięki litości i naiwności tych biednych ludzi.

Drzwi się za mną zamknęły, teraz nie ma już odwrotu, nie żebym chciał zawrócić. Hehehe, nie.
W salonie były zapalone światła tak samo jak w kuchni i przedpokoju. Na kanapie siedział mąż Angeli, córki prawdopodobnie spały. Oprócz nich był tutaj jeszcze Matias i ja.
Dwójka policjantów została na zewnątrz. Uhh.. No to zaczynajmy. Wyłączyłem wszystkie kamery, za pomocą aplikacji, stworzonej przez Jacka oczywiście. A mianowicie spowodowałem zwarcie prądu, co skutkowało odcieńciem zasilania we wszystkich sprzętach. Korzystając z zamieszania szybko wyciągnąłem pistolet z tłumikiem, dzięki któremu strzały nie są aż tak głośne i zacząłem rzeź.

Pierwszy oberwał policjant, stał tyłem i miał krótkofalówke, nie wspominając już o tym, że posiada broni. Dwa strzały. Jeden w głowę, drugi w serce. Szybko się odwracam i strzelam do kobiety, też dwukrotnie. Został facet. Facet, który nie wiadomo z kąd wziął broń. Ale nawet nie umiał się nią posługiwać, z resztą cały się trząsł.
-Proszę, błagam, oszczędź mnie- próbował mnie przekonać, ale to i tak nie miało większego sensu, bo i tak go postrzeliłem. Oberwał w ramie. Cholera, po co on się wogóle ruszał.
-Pomocy!!- wydarł się jak opentany, po czym zarobił jeszcze dwie kulki. Tym razem trafiły tam, gdzie miały trafić.
No i po robocie.
-Mamooo! Co się stało?- kurwa, zapomniałem o bachorach.
Ugh, a już myślałem, że to koniec.
Strzał prosto w głowę, jedna padła. Strzał prosto w serce, druga upadła.
-Szefie, wszystko w porządku- usłyszałem głos wydobywający się z krótkofalówki. Heh, widzę, że impreza zaczyna się rozkręcać.
-Nie! Potrzebne wsparcie, zostaliśmy zaatakowani!!- powiedziałem to z takim przerażeniem, na jakie było mnie  stać.
-Już idziemy szefie! Bez odbioru!- powiedział ktoś po drogiej stronie. Po chwili do środka weszło dwóch policjantów, którzy przedtem byli na dworze i kiedy zobaczyli mnie stojącego pośrodku trupów, na ich twarzy pojawił się strach. Nie, to nie był strach, to było przerażenie. Przerażenie, które ich sparaliżowało. Ehh.. Nie czekając już dłużej postanowiłem strzelać. O dziwo, chłopaki nie próbowały uciekać, ani walczyć. Po prostu stali jak te słupy. Nie tego się spodziewałem po policjantach, myślałem, że zrobią cokolwiek. Już tamten mężczyzna, mąż Angeli, był bardziej.. odważny? No przynajmniej nie stał bezczynnie, próbował coś zrobić. Po chwili obydwoje gliniarze leżeli we własnej krwi, sączącej się z dziur w czaszkach. Przekroczyłem ich ciała w drodze wyjściowej.

Będąc już daleko poza domem, włączyłem z powrotem prąd. Nawet jakby chcieli, to i tak nie mają na mnie żadnych dowodów. Spojrzałem na zegarek. Od rozpoczęcia akcji minęło nieco ponad godzina. Hmm... Nie tak źle, ale rekordu nie pobiłem. Muszę zapalić.
Wyjąłem papierosa, odpaliłem go za pomocą zapalniczki. Będącej jedną z niewielu pamiątek po ojcu.

Co ja robię że swoim życiem? Czy właśnie tego chciałeś ojcze? Czy może Cię zawiodłem?

Gasze papierosa na przedramieniu, po czym rzucam go na ziemię. To nie jest pierwszy raz kiedy robię to w ten sposób, więc przywykłem już do tego palącego bólu. Nie ma co, czas wracać do bazy. Jeszcze tylko podnoszę mój płaszcz i już mnie nie ma. To by było na tyle z mojej wycieczki do Niemiec.

Zamykam oczy, a kiedy je otwieram jestem u siebie w pałacowym pokoju. W sumie to tą sprawą powinna zająć się Samanta, bo w końcu to jest jej "teren", że tak powiem. Ale klient zarzyczył sobie, aby zrobił to nie jaki Żniwiarz, czyli ja. Klient nasz Pan, ma prawo wybrać wykonawcę zlecenia, bo to w końcu on płaci.

Mam jeszcze trochę czasu do przybycia Zaka, może wezmę kompiel. To w sumie dobry pomysł zważywszy na to, że jestem cały we krwi. Poszedłem więc do łazienki aby nalać wody do wanny, dodałem trochę różanego płynu do kompieli. W między czasie wróciłem do pokoju , aby przygotować sobie whisky. Wlewam alkohol do szklanki i dodaję kilka kostek lodu. Wracam do łazienki, aby zakręcić wodę, po czym zanurzam się w pianie po samą głowę. Biorę łyk wysoce procentowego napoju i zamykam oczy. To jest to. Przyjemne z pożytecznym.

Często zastanawiam się co by było gdyby... gdybym nie zabijał ludzi, grzyby mój ojciec nie został zamordowany, gdyby...
Przestań o tym myśleć głupi.
Nie myśl o tym co sprawia, że miękniesz. Po prostu nie myśl.
Zauważyłem, że ostatnio coraz częściej mam wyrzuty sumienia, ale kto by nie miał, gdyby zajmował się takimi zadaniami jak ja. Co mnie zadziwia, to to, że coraz łatwiej przychodzi mi zabijać. Boję się, że stanę się bezdusznym potworem zdolnym tylko do zabijania. Boję się, że kiedyś tych maski, które zakładam codziennie na nowo, nie będzie dało się ściągnąć. Boję się, że zostanę całkowicie sam.

Wypiłem już całą whisky, czas kończyć kompiel. Wyszedłem powolnie z wanny i okryłem się szlafrokiem. Zacząłem wycierać włosy, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi, były otwarte, a w nich stał Zak i uśmiechał się tak jak dawniej. Podszedłem do niego i przytuliłem. Nie widzieliśmy się pół roku.
-Masz towar?- zapytałem przyjaciela.
-Oj stary, widzę, że się nie zmienisz- powiedział z uśmiechem i podał mi czarną torbę z ziemi- trzymaj.
-Dzięki, kasę przeleje Ci jutro. Teraz może się napijemy?- zaproponowałem.
-Ja, zawsze. Mów jak tam w życiu.
-Dużo by gadać- odrzekłem, wyciągnąłem całą butelkę whisky z barku i pomachałem mu, nią przed twarzą- Samanta poleca.
-No to otwieraj bracie- rozkazał zacierając ręce- A teraz czekam aż opowiesz mi co u Ciebie.

Przewróciłem spektakularnie oczami i usiadłem obok niego na kanapie.
-Widzę, że mi nie odpuścisz.
-Hehehe, jak ty dobrze mnie znasz. A więc..?- mówiąc to położył rękę na oparciu, a ja oparłem się plecami o jego bok.
-Prawdę mówiąc, nie jest ze mną najlepiej. Czuję jakbym się psuł-
Zak spojrzał się na mnie ze smutkiem, a ja kontynuowałem swoją wypowiedź- odbieram ludziom życie coraz łatwiej, czuję, że stało się to moim priorytetem. Coraz częściej z tego powodu mam wyrzuty sumienia, a dzisiaj...- mówiłem ze łzami w oczach- na misji zabiłem rodziców dzieci i kiedy spojrzałem w oczy ich córki...
-Nie musisz więcej mówić- Zak zaczął głaskać mnie po głowie, tylko jemu pozwalam widzieć mnie w takim stanie.
-Nie. Muszę... jak tak paczyłem w oczy tej dziewczynki, doszedłem do wniosku, że nie różnie się tak bardzo od osoby, która... która zabiła.. naszych... ojców- po wypowiedzeniu tych słów, coś we mnie pękło i nic nie było już wstanie powstrzymać mnie od płaczu. Zak też zaczął płakać. Być może było mu, mnie żal, albo uważał tak samo. Później przyjaciel podał mi butelkę z alkoholem, z której przed chwilą sam pił.

Zaczęliśmy się upijać ze smutku.
Nie mam pojęcia ile wypiłem tej nocy, ale wiem, że pomogło, na krótki czas zapomniałem o wszystkim, totalnie wszystkim.
Nie wiem o czym mój towarzysz do mnie rozmawia, ale wygląda jakoś inaczej, jakoś tak ładniej.
Nie mogę oderwać wzroku od jego ust, są takie fascynujące. Chcę go pocałować. Nagle przestaje mówić i patrzy się w moje oczy. Ghh... dłużej tego nie wytrzymam. Przysuwam się bliżej niego. Pochylam się nad nim i go całuje. Od razu  odwzajemnia pocałunek, pogłębiając go. Całujemy się namiętnie, rozpaczliwie prosząc o wsparcie, o pomoc. Odsuwamy się od siebie kiedy brakuje nam tlenu, cały czas patrząc sobie głęboko w oczy. Po chwili się w niego wtulam, na co on obejmuje mnie i odwzajemnia uścisk. Tak dawno nie czułem tego ciepła, które wytwarza druga osoba, że już zapomniałem jakie jest ono przyjemne. Będąc w objęciach Zaka, natychmiastowo zasypiam.

******

Wesołych Świąt!!🎁🎄

Ze względu iż jest przerwa świąteczna, a co za tym idzie są Święęęta 😁.
Postanowiłam, że jako taki mały prezent, postaram się zrobić dla was, taki mini maraton.
Co prawda nie wiem czy podołam temu wyzwaniu, ale przynajmniej spróbuję 😅.

P.S.
Ten rozdział jest troszku inny.
Mam nadzieję, że się nie obrazicie za niego.
Do następnego😉😘

 

Krew mafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz