Rozdział X

112 9 0
                                    

Płakałem, wylewałem morza łez i z przyjemnością robiłbym to przez jeszcze długi czas. Tyle tylko, że mam swoje obowiązki, muszę być silny, żeby dawać innym nadzieję i wole walki. Przywódcy nie powinni pokazywać swojej słabości, powinni ją całkowicie wyprzeć.
Ale ja tak nie umiem. Mimo to przestaję płakać, aby znów założyć maskę silnego i wytrwałego przywódcy.

Wypijam do końca butelkę wina, po czym rzucam ją w kąt, w którym znajduje się ich już kilkadziesiąt. Ehh... trzeba będzie to kiedyś posprzątać. Ale nie dzisiaj, nie chce mi się. Jeśli chodzi o alkohol to na ogół mam bardzo mocną głowę, trudno mnie upić, chyba, że tego bardzo chcę tak jak teraz, to upijam się od razu.

Na lekko miękkich nogach opuszczam pokój. Zostawiam za sobą wszystkie wspomnienia, całą przeszłość i udaję się na dół.

Pewnie reszta już jest i na mnie czeka. Wypadało by im powiedzieć o ostatnich zdarzeniach i obgadać następne zlecenia. Powoli otworzyłem drzwi prowadzące do salonu głównego (grantowego) i zastałem tam moich przyjaciół zawzięcie o czymś dyskutujących.
-Nie, to nie tak, źle mnie zrozumiałeś- mówiła Samanta.
-Ach tak? A jak to miałem odebrać?- odpowiedział jej Nik.
Atmosfera była wyraźnie napięta. Jednakże wystarczyło, że wszedłem do pomieszczenia, a oni zamilki. I to się nazywa być szefem. Najwyraźniej wyczuli moją odwieczną aurę grozy, bo od razu zrobili się poważni.
Westchnąłem tylko i postanowiłem przejść do sedna.
-Słuchajcie. Z rzeczy ważnych Chińczycy się znowu reklamują w sprawie broni, Rosja się wycofała- wszyscy westchnęli z ulgą, ale ja kontynuowałem- jednakże nasi ludzie znowu zostali ranni i mamy kilka ofiar śmiertelnych.
Na te słowa wszyscy gwałtownie zmienili swoją postawę.
-Nie można tak tego zostawić!!- obużyła się dziewczyna.
-Niech no tylko dorwe sprawcę..- mówił z grozą Nik.
-Jakie rejony- zapytał w miarę opanowany Jack.
-Tym razem Francja i Belgia- odpowiedziałem to co przeczytałem w raportach, podając im papiery.
-Cholera..-zaklęła blondynka, będąca odpowiedzialna za rejon, w którym do tego doszło.

Każdy z nas jest odpowiada za jeden rejon, a są one podzielone następująco: Sam czuwa nad zachodnią Europą, Jack ma północno-wschodnią i kawałek części środkowej tego kontynentu, Nik zajął połódnie, środek i dolną granicę z Rosją, ja natomiast ogarniam wszystkie wyspy, Hiszpanię, Galię i Grecję.
Oprócz tego, iż pilnuję pożądku na swoich terenach, ogarniam również wszystkie pozostałe, bo w końcu dowodze tą organizacją. Wszyscy mi podlegają, również moi przyjaciele. Gdyby mi się coś stało lub gdybym umarł, co jest bardzo możliwe w tym zawodzie, to właśnie oni przejęli by dowództwo, albo rozdzielili mafię na trzy. Tak czy inaczej organizacją by przetrwała. Trzeba zabezpieczać przyszłość.

Spojrzałem na zegarek, jest trochę po północy. Trzeba załatwić zlecenie przed drugą, żeby zdążyć na spotkanie z Zackiem.
-Dobra, będzie trzeba o tym porozmawiaćć z pozostałymi i podsumować wszystkie informacje- mówiłem, idąc w stronę półki z różnymi specyfikami Jacka- macie dwa dni, aby dowiedzieć się czy istnieje jakieś zagrożenie w innych państwach. Następnie za trzy noce się tutaj spotykamy ze wszystkimi przedstawicielami naszej mafi z danych regionów państw, wszystkich państw.- zaakcentowałem przedostatnie słowo, po czym spojrzałem na Nika, który kiwnął głową na znak, że zrozumiał.
-Dobra- powiedział Jack i od razu się teleportował, Nik poszedł w jego ślady. Pewnie są już w swoich siedzibach i próbują dowiedzieć się w jakiej sytuacji są ich państwa. Samanta podeszła do mnie, po czym dała mi kartki i pendraiw.
-Tu masz mapę szkoły- wytłumaczyła, widząc mój pytający wzrok.
-Dzięki- odpowiedziałem, sięgając po lek zwalczający procenty w organiźmie, oczywiście nie uszło to uwadze dziewczyny, która spojrzała się na mnie z troską. Nic nie powiedziała tylko się teleportowała, na szczęście.
Połknąłem dwie tabletki, co natychmiastowo mnie pobudziło. Oparłem się tyłem o stół i odpaliłem papierosa. Cholerne obowiązki.

Odepchnąłem się od blatu i ruszyłem do zbrojowni, po drodze zarzucając na siebie białą koszulę i czarną kamizelkę. Z tamtąd zabrałem dwa pistolety i kilka noży do rzucania, bo w końcu nigdy nic nie wiadomo. Przy wyjściu znalazłem mój czarny płaszcz, który założyłem.

Już ubrany i uzbrojony po zęby zadeptałem peta i przeniosłem się do samego centrum Berlina. Odpaliłem telefon służbowy i szybko w aktach Angeli odnalazłem jej adres.
Hehe, mieszka dwie ulice dalej, ale mi się poszczęściło. Czasami na samą drogę zchodzą mi dwie godziny ale nie tym razem.

Będąc już na odpowiedniej ulicy, zlokalizowałem dom kobiety, którą mam sprzątnąć. O kurwa!
Co przed jej domem robią psy?!
Wcześniej ich nie zauważyłem, bo mają wyłączone światła, ale teraz. Hehehe, to się trochę z nimi pobawimy. Ale najpierw obowiązki. Z tego co zauważyłem, to są tu trzy samochody policyjne, czyli jest ich maksymalnie piętnastu. Pewnie obserwują wejście, frontowe jak i tylne. No dobra, dzisiaj sobie poimprowizujemy.

W pośpiechu rozpinam płaszcz i odrywam kilka guzików od kamizelki, a koszulę dre, tak, że widać moją skórę, włosy mierzwie i biegnę w stronę domu, po drodze zrzucając płaszcz.  Ciekawe czy uwierzą w to przedstawienie. Panicznie dobijam się do drzwi. Nie muszę długo czekać, po chwili otwiera mi mężczyzna i od razu mierzy mnie wzrokiem.
-Czego młody?- mówił spokojnie, lecz w jego głosie dało się usłyszeć nutkę nieufności, oraz nadmiernej pewności siebie. Typowy pies.
-Oni..  Oni chcieli mnie, zabić- hehe, te dziecięce lata spędzone w teatrze nie poszły na marne. Powinno to na niego zadziałać, bo w końcu każdy glina ma obowiązek pomagać osobą w potrzebie, chyba, że się mylę.
-Gdzie oni są?- połknął haczyk i bardzo dobrze- Chłopcze skup się. Gdzie ich widziałeś ostatnio?- mówił szybko i chaotycznie.
-Byli na tamtej ulicy, zacząłem uciekać, a oni za mną. Pewnie tutaj są- mówiłem z rozpaczą.
-Czyli jednak Angela miała rację z tymi zabójcami- mówił do siebie- Do wszystkich jednostek rozpocząć poszukiwania w obrębie dwóch kilometrów, nie mogli uciec daleko....- gadał coś jeszcze do radia, po czym się rozłączył uprzednio rzucając "pamiętajcie, żeby informować mnie na bieżąco". No i w ten właśnie sposób pozbyłem się dwunastu gliniazy. Dwóch z szefem zostali, żeby chronić kobietę i jej rodzinę.
-Dobrze się spisałeś, chłopcze. Byćmoże przyczynisz się do rozbicia największej, zorganizowanej mafii w europie- powiedział Matias, chyba tak się nazywa, w każdym razie tak pisze na jego identyfikatorze. W sumie to już znalazłeś jej przywódce. Ale i tak za chwilę będziesz już martwy, więc i tak nic z tego nie będziesz miał.
-Wejdź do środka- zaproponowała, dobroduszna pani Angela- pewnie jesteś zmęczony, jest w końcu środek nocy- mówiąc to wypuściła mnie do swojego domu. Nie wiedziała jednak, że przyjdzie jej zapłaci życiem za tą dobroduszność.

Krew mafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz