Rozdział XIII

80 7 1
                                    

Upadam z hukiem na ziemię.
Cholera by to..
-Cholera!- krzyknął przestraszył Luk. A co ja powiedziałem...
-Co Ty robisz?- pyta się po chwili.
-Próbuje wstać. Nie widać?- wymamrotałem w dywan.
-No.. Nie wyglądasz jakbyś chciał wstać.- skomentował mój współlokator.
-A czy ja mówię, że tego chce?- rzuciłem pytanie w przestrzeń.
Jasne, że nie chce mi się wstawać, a komu by się chciało. Ziewam i próbuje podnieść się z podłogi.
Lecz na wiele się to nie zdaje, bo po chwili znowu ląduje na glebie.

-Może Ci pomóc stary?
Byłbym wdzięczny gdybyś zechciał. Myślę sobie, jednak nie wypowiadam tych słów na głos.
Tylko patrzę na niego zaspanym wzrokiem, na co on wstaje z łóżka i pomaga mi wstać.
Będąc już w pionie próbuje zrobić krok do przodu ale zamiast tego potykam się i kiedy mentalnie jestem już przygotowany na bliskie spotkanie z podłogą, nic takiego się nie dzieje. Zatrzymuje się w powietrzu. Co jest grane. Chwilę później orientuję się, że to Luk mnie trzyma.. Kurwa.
-Puść mnie!!! W tej chwili- krzyczę na niego, a on nic sobie z tego nie robi, powoli usadza mnie na moim łóżku. Co za debil. Mówiłem, żeby zostawił... Co on sobie myśli, że kim niby jest.
Kiedy już siedziałem zauważyłem, że chłopak wpatruje się w jeden punkt pode mną. Co tam jest? Z tego miejsca nie jestem w stanie tego dostrzec.
-Chyba ci upadło- mówiąc to podał mi strzykawkę. Cholera, teraz na pewno zaczną się pytania. Kuźwa. Jakbym miał za mało na głowie. Wziąłem od niego strzykawkę. Chociaż jest jeden plus. Teraz nie będę się musiał z tym kryć w pokoju, z braniem serum. Luk bez słowa odwrócił się i wstał.
-Widzę, że też masz nałogi.

I to jeszcze ile... alkohol, papierosy, serum, leki, zabijanie.
Oj długo by można było wymieniać.
-Można tak powiedzieć- odparłem. Niech sobie myśli, że ćpie. W sumie, po poniekąd to prawda. Ehhh.

Biorę eliksir anty-senny i wstrzykuję to sobie dożylnie, podczas wykonywania tej czynności czuję na sobie wzrok chłopaka. Nie muszę na niego patrzeć żeby wiedzieć, że mi się przygląda.
Gdy cała mikstura znalazła się w moich żyłach, od razu poczułem przypływ energii, więc zacząłem się ogarniać.

Będąc już gotowym, zacząłem sprzątać w pokoju. Nie minęło pół godziny, a wszystko było wysprzątane.
-No nieźle. Stary co ty bierzesz?- Luk ewidentnie był w szoku.
Jak z wraka człowieka stałem się supermenem i to w tak krótkim czasie. Też bym się zdziwił na jego miejscu.
-Hehehe, tajemnica- rzucam za sobą, opuszczając pokój.

Dzisiaj podczas drogi do stołówki nie spotkałem nikogo z mojej paczki, co się rzadko zdarza. A właśnie, żebym nie zapomniał przedyskutować z resztą sprawy Zaka. Bo przecież nie zostawimy go samego w żałobie. Ja na pewno go nie zostawię. Jestem ciekaw jak pozostali zareagują na mój pomysł. Pomysł, na który wpadłem jakiś czas temu.
Pogrążony w myślach nie zauważyłem, że już znalazłem się w miejscu, do którego zamierzałem. Szybko biorę tosty z serem i jajecznicę, do tego sok pomarańczowy i szybkim krokiem udaję się do stolika, przy którym już siedzą moi przyjaciele i Joanna. Co ona tutaj robi?!
- Hejka- mówię, zajmując swoje miejsce, a reszta opowiada mi tym samym. Nik jest jeszcze nie przytomny, chyba spędził całą noc na nogach. Wcale mu się nie dziwię, w końcu ma najwięcej do robienia w swoim rejonie, że względu na dużą ilość małych państw. Samanta gadała o czymś że swoją koleżanką. Natomiast Jack jadł w ciszy śniadanie.
Spojrzałem pytająco na tego ostatniego, by po chwili przenieść wzrok na Jane. Na szczęście chłopak zrozumiał moje pytanie: "Co ona tutaj robi", ale tylko wzruszył ramionami, co mi zbyt wiele nie dało. Na co ja westchnąłem.
-Dobra ludzie. Musimy pogadać- oznajmiłem bez zbędnego cackania się.
- w czwórkę- dodałem, widzac, że Joanna nadal siedzi na swoim miejscu. Na moje słowa, dziewczyna strzeliła foha, ale grzecznie się oddaliła.
-Słuchamy- powiedział Jack z zainteresowaniem.
-To dobrze- odpowiedziałem przyjacielowi i zacząłem opowiadać tragiczną historię jaka spotkała Zaka.
-I z tąd moje pytanie: Co myślicie o tym, aby wrucił do nas z powrotem, do naszej ekipy?- zakończyłem swój monolog.
-Taaak! Zak wróciii! Jeeeej!!!- nagle Nik bardzo się ożywił.
-Mi to pasuje- oznajmił Jack.
-Jestem za.

I takie szybkie rozwiązywanie spraw to ja lubię. W sumie zdziwiłbym się jakby się nie zgodzili ze mną. Po pierwsze, bo bardzo lubią Zaka, a po drugie chociażby przez to, że ja jestem szefem, a oni zawsze są mi posłuszni. Uśmiecham się na tę myśl, jakie to prawdzie.
Moje rozmyślania przerwał dzwonek na lekcje. Pierwszy angielski, módlcie się abym przetrwał.

Nawet się nie obejrzałem a minęła połowa lekcji. Strasznie szybko płynie ten czas. Masakra.
Na szczęście, albo i nie, wszystkie lekcje mamy w tej samej sali, tylko nauczyciele się zmieniają.
No i to, to ja rozumiem. W poprzednich szkołach, do których chodziłem, a było ich sporo, to nauczyciele mieli swoje sale, a uczniowie spędzali przerwy na tym, aby szukać odpowiedniej cyfry na drzwiach. Jak ja tego nie lubiłem, prawie za każdym razem się gubiłem, albo spóźniałem na lekcje. Z tego co pamiętam, w żadnej szkole nie byliśmy dłużej niż rok. Może tym razem zostaniemy dłużej. Kto to wie... Obecnie jest przerwa na obiad, która trwa godzinę. Podczas tej przerwy uczniowie jak i nauczyciele mogą wyjść na miasto coś zjeść. Ja postanowiłem, że zjem na stołówce pod koniec przerwy a teraz siedzę sobie na trybunach i wdycham zapach świeżo skoszonej trawy, kiedy z rozmyślań wyrywa mnie dźwięk telefonu. Odbieram natychmiastowo nie patrząc nawet na wyświetlacz, aby sprawdzić kto dzwoni.
-Halo- zaczynam bardzo inteligentnie. Cisza. Spoglądam na wyswietlacz. Dzwoni Zak.
-Co jest stary?- pytam, aby zacząć jakoś rozmowę.
-Mówiłeś żebym zadzwonił, kiedy będę chciał- odpowiada jest wesoły, a przynajmniej chce żeby tak się wydawało. Założył maskę. Wiem to ponieważ znam bo od dziecka.
-Hmmm... No faktycznie, mówiłem. Hehehe. Czyli dzwonisz bo ci się nudzi czy...- nie było dane mi dokończyć bo zostałem zagłuszony przez płacz.
Wiedziałem, że tak to się skończy. Cholera.
-Tom. Ja już nie mogę... Ja już nie chce... Tom..- łkał do telefonu. Cholera. Przecież się tam nie teleportuje teraz, nie podczas lekcji. Muszę coś wymyślić, bo jeśli czegoś nie zrobię, to on sobie coś zrobi. Cholera. Dobra, raz się żyje.
-Zak tylko spokojnie- mówiłem uspokajająco, biegnąc do pokoju chłopaków. Na szczęście drzwi są otwarte więc szybko wbijam do środka co sprawia, że moi przyjaciele dostają zawału, i się teleportuje do willi. Od razu udaję się do swojego apartamentu, jest on na drugim końcu bazy. Cholera. Słyszę jak chłopak się rozłącza. Cholera.
Dobiegam do drzwi i szarpie je z całej siły. Kurwa, zakluczył się.
Wyciągam broń o strzelam. Udało się rozwalić zamek.
Otwieram drzwi i zamieram.
Zak wiśi na linie pod sufitem.
Cholera.

Krew mafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz