Rozdział XXIII

65 8 3
                                    

*perspektywa Toma*

Cały czas wracam myślami do walki z Cieniami i do nieprzytomnego Scotta. Muszę się czymś zająć bo jak tak dalej pójdzie to się porycze. Cholera.
Biorę ostatni łyk Whisky i spoglądam na Luka, który usiadł obok mnie. Heh.
Ma na sobie moją bluzę z czasu Kiedy go uratowałem. Nic nie mogłem poradzić na to, że zacząłem się śmiać, co z kolei spowodowało, że chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem, lecz po chwili też się uśmiechnął. Pewnie myśli, że to od alkoholu.
Nie będę go wyprowadzał z błędu. W sumie to dobry z niego człowiek, nie wydaje mi się aby był zdolny do czynienia zła, zabicia kogoś czy też drobnej kradzieży. Mimo tego zastanawia mnie jaki jest powód istnienia ran na jego rękach. Dlaczego..?
Ilekroć go spotykam, jest cały we krwi, na skraju przytomności, albo już nieprzytomny. Po co, miałby to robić, przecież mu się to nie opłaca. Z tego co o nim wiem z jego akt, jest czysty to znaczy nigdy nie złamał prawa. Ma pełną rodzinę, z tego co wiem to średnio zamożną, ale jednak, a w szkole jest dobrym, jak nie bardzo dobrym uczniem. Więc dlaczego się tnie? Spoglądam na jego przedramiona owinięte bandażami, widać na nich lekko przebijającą się krew, świeżą krew. Bez zastanowienia się, dotknąłem ich lekko dłonią, na co Luk się wzdrygnął. Pewnie się tego nie spodziewał. Przejechałem palcami wzdłuż bandaży, aż do miejsca gdzie znajduje się zakończenie opatrunku, po czym zacząłem powoli go odwijać. Koncikiem oka zauważyłem, że mój współlokator odwrócił głowę, w taki sposób, abym nie mógł dostrzec jego twarzy. Może nie chce abym to robił, abym zobaczył jego blizny. Heh. W takim razie już za późno bo wielokrotnie je widziałem.
Eeehh...
-Słuchaj, jeśli chcesz, abym przestał to powiedz- oznajmiłem. Odpowiedziała mi cisza, więc zaprzestałem wykonywania tej czynności. W momencie, kiedy zabrałem swoje dłonie, chłopak odwrócił się twarzą do mnie, tak więc teraz mogłem zauważyć że jego oczy spowija mgła wspomnień. Nic nie powiedział tylko skinął głową zachęcając mnie bym kontynuował, więc odwróciłem do wykonywania prezentowanej czynności.

Przez cały czas czułem, że chłopak mi się przygląda, jednakże postanowiłem to zignorować. W końcu skończyłem zdejmować opatrunek. Bandaże opadły na podłogę ukazujące tym samym skórę pokrytą licznymi ranami.
Blizna, na bliźnie i świeże cięcia. Praktycznie nie można było dostrzec na tych rękach kawałka nienaruszonej skóry. Nawet ja się nie doprowadziłem do takiego stanu, w jakim jest ten chłopak, a powinienem. Ja w przeciwieństwie do niego powinienem był umrzeć już lata temu, mimo to jeszcze żyje.
Przecież ten chłopak ma idealne życie, więc dlaczego? Dlaczego..?
Nawet nie zauważyłem kiedy w moich oczach pojawiła się łza, która powolnie spłynęła po moim policzku.
-Dlaczego...- nawet nie wiem czy to powiedziałem na głos, jednakże po minie Luka sądzę, że jednak tak. Chłopak spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, po czym napił się whisky. W tym momencie łza, którą uroniłem spadła prosto na świeżą ranę Luka, który śledził ją uważnie wzrokiem
-Chcesz wiedzieć?- zapytał głosem wypranym z emocji.
Mógłbym uzyskać odpowiedź na pytanie, które mnie męczy od początku znajomości z nim, a jednak nie chce dowiadywać się tego w taki sposób, czuję jakbym na nim to wymuszał. I kiedy myślę o tym w ten sposób czuje się źle.

-Nie wiem...- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. W tym momencie Luk przesunął się bliżej mnie i podwinął rękaw zakrwawionej koszuli. Spojrzałem na odsłonięte miejsce, które naznaczyłem przypalając petami. Hehe...
Kto by się spodziewał, że jeszcze o tym nie zapomniał.
-Dlaczego to robisz?- zapytał.
Heh, odpowiedź jest prosta, żeby poczuć ból, który i tak jest sto razy mniejszy od bólu, który czują moje ofiary.
-Żeby chociaż w najmniejszym stopniu odpokutować za to co zrobiłem- wyjaśniłem. Nie musi znać konkretnego powodu, ja sam z siebie mu go nie podam.
-J, ja mam inny powód- zająkał się widać, że to nie jest dla niego łatwe.
-Ja, chcę zapomnieć-odpowiedział po chwili.
-To zrozumiałe...

Nawet nie zauważyłem, kiedy wypiłem cały napój procentowy, z resztą Luk miał podobnie.
Aktualnie, to nawet nie wiem z czego się śmiejemy. Prawdopodobnie z niczego.
Nagle usłyszałem dźwięk telefonu znajdującego się tuż za mną. Chciałem bo sięgnąć, ale przeszkodził mi w tym Luk.
Zatrzymał mnie, chwytają za rękę i obrócił moją twarz w swoją stronę. Wybełkotał coś pod nosem i przesunął się jeszcze bliżej mnie. Tak, że prawie stykaliśmy się nosami. Chłopak przeniósł swój wzrok z moich oczu na usta, w brew mojej woli poszedłem w jego ślady. Powoli Luk zaczął jeszcze bardziej zmniejszać odległość między nami, aż nasze usta się połączyły.
Pocałunek ten był krutki, niepewny, delikatny. Postanowiłem go odwzajemnić i kiedy mój współlokator zaczął się powoli oddalać, ja przywarłem do jego ust całując powoli, lecz namiętnie.

Podczas tego wszystkiego zapomniałem o telefonie i straciłem poczucie czasu, co okazało się być bardzo złym zachowaniem.
Nagle, kiedy ja byłem skupiony na pocałunku, do pokoju wbiegł Jack razem z Chrisem. W momencie, gdy ich zobaczyłem od razu odskoczyłem od Luka i spojrzałem się na przybyłych, którzy stanowczo widzieli za dużo. Jack stał odwrócony plecami do nas, wyglądał przy tym na zażenowanego?, a Chris poruszał sugestywnie brwiami, ciesząc jape. Co za idiota.
-Wybacz, nie wiedziałem, że będziesz... zajęty- oznajmił Austriak, cały czas, niezmiernie wesoły. Wstałem z podłogi i przeszedłem na swoją stronę pokoju, aby wziąć tabletki na wytrzeźwienie.
-Do rzeczy- rozkazałem, już wracając do siebie, przy okazji wziąłem strzykawkę z mocnym środkiem nasennym, z zamiarem zaaplikowania jej Lukowi.
-Dzwonił do nas Gregor i kazał nam sprawdzić czy nic ci nie jest, no wiesz, po tej zawziętej wymianie pocisków, bo nie mógł się do Ciebie dodzwonić- oznajmił Jack.
-Ale z tego co mieliśmy okazję zaobserwować to jest chyba nawet lepiej niż dobrze- powiedział dwuznacznie Chris.
On się ewidentnie prosi o lanie.
Postanowiłem bo zignorować i kucnąłem przy Luku, zaczynając wbijać igłę w jego ramię.
-Dlaczego to robisz? A mogło być tak zabawnie- niech mnie ktoś trzyma, bo w przeciwnym razie Chris nie pożyje zbyt długo.
-Co ze Scottem?- pytanie skierowałem w stronę Jacka.
-Na szczęście został przydzielony do opieki naszemu lekarzowi, ale nie zmienia to faktu że jest w bardzo kiepskim stanie- odpowiedział mi przyjaciel.
-Cholera..- warknąłem, wkurzony na swoją głupotę. Przecież gdybym był choć odrobinę uważniejszy, dostrzegłbym wroga i zdążyłbym zareagować, zanim zostaliśmy otoczeni.
Zacisnąłem dłonie w pięści i uderzyłem mocno w podłogę. Jaki ja jestem głupi. Chcę być teraz sam. Mam już dość wszystkiego.
-Dobra. Widzicie, że nic mi nie jest, a teraz wypad- powiedziałem wywalając przyjaciół z pokoju i zamykając za nimi drzwi. Słyszałem jak się oddalali, ich głosy stawały się coraz bardziej odległe, ciche.
Osunąłem się po zamkniętych drzwiach, po czym schowałem twarz w dłoniach. Nie płakałem, nie czułem smutku czy też złości, o szczęściu, czy też radości nie wspominając. Czułem po prostu obojętność, bądź też nie czułem nic. Spojrzałem na Luka, który śpi na podłodze. Co za dziwny człowiek. Kiedyś go rozgryzę.
Poznam przyczynę jego prób samobójczych, jak i okaleczania się. Dowiem się wszystkiego co chowa przed ludźmi pod maską szczęśliwego ucznia. 

Nikt nigdy nie widział jak płaczę, a dzisiaj w nocy widziano moje łzy dwukrotnie. Osobą, która je widziała był właśnie on. Mój współlokator, Luk.

*****

Hejka!
Eto... 😓 nie za bardzo miałam pomysłu na ten rozdział i w ostateczności powstało takie coś.
Też nie miałam za dużo weny, więc tym bardziej wyszło źle.

Do następnego👋

Krew mafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz