Rozdział XVIII

77 8 1
                                    

*Perspektywa Luka*

Krążyłem po pokoju Jacka, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
W głowie miałem mnóstwo pytań i zero odpowiedzi.
-Weź usiądź może, bo od tego twojego łażenia, kręci mi sie w głowie- powiedział Nik, przytulając się do poduszki, którą trzymał na kolanach. Wyglądał na smutnego, ale co się dziwić skoro jego kumpel leży cały zakrwawiony i nie przytomny. Spełniłem jego prośbę i usiadłem obok niego.

Jack za to cały czas zajmował się Tomem. Przed chwilą zatamował krwawienie, a teraz zaczął podawać mu jakiś płyn w strzykawce.
-Co się teraz dzieje?- zapytałem Nika, martwiąc się o mojego współlokatora, na co chłopak schował głowę w poduszkę i zaczął płakać. Jego zachowanie sprawiło, że Jack zwrócił na mnie swoją uwagę i skinął głową abym podszedł.
-Weź ściągnij z niego tą koszule, a ja przyszykuje sprzęt do zszywania- powiedział po czym dopadł do komody i zaczął w niej grzebać.

Nooo... spoko.
Podszedłem do wpół żywego Toma i powoli zacząłem odpinać guziki jego koszuli. Co nie było wcale takie łatwe, ponieważ były to jakieś miniaturowe guziczki, w między czasie usłyszałem jak Nik zaczął coś tam gadać do siebie o jakimś napadzie.

Trochę to trwało, ale w końcu udało mi się odpiąć ostatni guzik. Uff...
Teraz pozostało tylko zdjąć koszule. Eeee... Ale jak???
W sumie to jest to pierwszy raz jak kogoś rozbieram. Heh, że też musiał to być akurat on i to jeszcze w takich okolicznościach.
Jakiego ja mam pecha w życiu.
Wielkiego pecha...  Stanowczo lepiej byłoby gdybym się nie urodził, ach marzenia, słodkie marzenia.
Jednakże teraz nie jest odpowiedni czas na rozmyślanie więc muszę wrzucić do rzeczywistości. 

Powoli wyjmuję prawą rękę Toma z rękawa, by po chwili zająć się tą drugą. Tutaj muszę bardziej uważać, bo jest ona uszkodzona.

Wykonawszy swoje zadanie, mimowolnie spoglądam na nieprzytomnego.
Woooo... trzeba przyznać, że wygląda jak jakiś bóg czy coś w tym rodzaju. Nie jeden chłopak mógłby mu pozazdrościć takiej klaty i mięśni. Oczywiście zauważyłem też jego ślady po oparzeniach od papierosów. Jednak nie to przykuło moją uwagę, to na czym skupiłem swój wzrok był tatuaż, nieco poniżej lewego obojczyka, była to kosa, a obok niej kilka źdźbeł zboża.
Całkiem ciekawy, taki nietypowy rysunek.

Z zamyśleń wyrwał mnie głośny dźwięk otwierających się drzwi, przez które wbiegła Samanta, więc ja postanowiłem z powrotem zająć miejsce przy Niku. W ten sposób dając dziewczynie dostęp do Tomasa.
Widać było, że coś ich łączy, coś więcej niż przyjaźń, kiedy o tym pomyślałem, poczułem smutek. Dlaczego..?

Jack zabrał się do zszywania rannego, a Samanta zaczęła gadać z Nikiem. Nie słuchałem ich moją głowę zaprzątały teraz myśli z przeszłości. Znowu poczułem chęć do odczuwania bólu. Szybko wyszedłem z pomieszczenia i udałem się do swojego pokoju, gdzie czekała na mnie moja srebrna i jakże ostra przyjaciółka, która pomoże mi zaspokoić to pragnienie.

~~°~~

*Perspektywa Toma*

Z ciemności wyrwał mnie czyjś dotyk, niezwykle delikatny dotyk. Czułem jakby to motyle łaskotały mnie swoimi kruchymi skrzydełkami. Było to niesamowicie przyjemne uczucie ale nic co piękne nie trwa wiecznie. Usłyszałem jakiś ruch i poczułem znajomy mi zapach.
Słodki zabach miodu pomieszany z kwiatami wiśni. Tak pachniała Samanta. To ona jest teraz przy mnie. Chciałbym móc się z nią przywitać, albo chociaż na nią spojrzeć, ale nie mogę tego zrobić, moje powieki są zbyt ciężkie, nie mam wystarczająco siły żeby wykonać jakikolwiek ruch.
Poczułem się bardzo zmęczony, więc pozwoliłem by mój umysł spowiła ciemność.
Po raz kolejny...

~~°~~

Nie wiem ile czasu byłem nieprzytomny ale nie to jest teraz najistotniejsze. Najważniejsze jest to czy nasze dokumenty nie zostały skradzione. Ta myśl mnie przeraziła. Jeśli ktokolwiek jakimś cudem zdobył by te papiery, to byłoby już po nas.

Nie zastanawiając się długo nad tym co zamierzam zrobić, zerwałem się szybko do siadu i już zamierzałem wstawać kiedy poczułem ostry, kurewsko ostry, ból na ramieniu jak i brzuchu.
-KURWA!!! Osz kurwa...- wrzasnąłem, ciężko oddychając i opadłem na łóżko.
-O, już wstałeś?- usłyszałem czyjś zdziwiony głos. Trochę to trwało żebym zrozumiał, że nie jestem sam w pokoju. Powoli spojrzałem się w kierunku z którego usłyszałem dźwięk i zauważyłem Jacka, który siedział na drugim łóżku i szperał coś w komputerze.

-Muszę sprawdzić czy nikt się nie włamał i czy wszystko jest na swoim miejscu, najważniejsze są dokumenty. Muszę iść do bazy i...- mówiłem, starając się zachować zimną krew ale przyjaciel mi przerwał.
-Nik i Samanta właśnie tam poszli, więc połóż się i odpocznij- oznajmił.
-Jak długo byłem nieprzytomny?- zignorowałem go, nie pierwszy i nie ostatni raz zapewne. Najpierw muszę się czegoś dowiedzieć zanim znowu dopłyne.
-Byłeś nieprzytomny cały dzień, obecnie jest dziewiąta w nocy.
Zostałeś postrzelony w lewą rękę i brzuch, straciłeś sporo krwi. To cud, że jeszcze żyjesz- mówił chłopak.
-No okej- odparłem, powoli analizując każde jego słowo.

-Mam jeszcze jedno pytanie...- zacząłem powoli, jakby bojąc się odpowiedzi.
-No...- Jack spojrzał na mnie wyczekująco.
-Rozumiem, że pojawiłem się w waszym pokoju, tak?- zapytałem już pewniej. Na sto procent teleportowałem się tutaj, no bo jak niby inaczej bym się tutaj znalazł.
-Emm... No i właśnie tutaj jest mały problem. Teleportowałeś się do swojego pokoju, Luk Cię tu przyniósł- wyjaśnił mój przyjaciel, na co z niedowierzaniem patrzałem się na niego.
-To jest żart, prawda?- prosze, powiedz, że to tylko nie śmieszny żart.
-No właśnie nie, stary- odpowiedział z powagą, po czym kontynuował- Ty wiesz co to znaczy.

To nie było pytanie, a raczej stwierdzenie. Wiem co muszę teraz zrobić, wiem bo sam ustalałem te durne zasady, ale dlaczego gdy myślę o tym, że mam go zabić, czuje smutek?

Krew mafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz