Rozdział XXXI

41 4 1
                                    

Siema wszystkim,
Oto powracam, tym razem na stałe (mam nadzieję), a ze mną kolejne rozdziały. Tak nawiasem mówiąc przechodzimy teraz do prawidłowej akcji, po tym jakże długim wstępie.
Już nie przedłużając zapraszam do czytania, oraz wyrażania swojego zdania w komentarzach^^

Wszedłem po schodach na pierwsze piętro, po drodze zabijając każdego kto wszedł mi w drogę.
Łuski spadały na ziemię, a kule trafiały prosto w cel. Zapanowała cisza. Chwilowa cisza.
Na piętrze nie było nikogo oprócz mnie, przynajmniej tak mi się wydawało, aż nie usłyszałem głośnych jęków z pokoju obok.
Hahaha, tego jeszcze nie było.

Otwieram mocno drzwi na ościerz, a te uderzyły z głośnym trzaskiem o ścianę. Wycelowalem broń w stronę łóżka. A to co zobaczyłem sprawiło, że nie byłem w stanie nic powiedzieć. Chwilę trwało zanim Jerry i jego towarzysz zdali sobie sprawę z tego, że nie są już sami. Jerry podniósł się gwałtownie i stanął do mnie przodem tak jak go bóg stworzył. Drugi pistolet skierowałem na kolejną osobę, która była kurwą tego popaprańca.
Fuck! Nie, to nie jest on. Przez ułamek sekundy straciłem panowanie nad sobą i nie byłem w stenie nawet trzymać prosto broni, jednak szybko się ogarnąłem, żeby nie dać nic po sobie poznać. Nałożyłem na siebie maskę obojętności.
Jeszcze raz spojrzałem na tą osobę, żeby się upewnić. Tak to na pewno jest Luck. Cholera jasna.

Tak jak wtedy w ciemnym zauku nie miał szans mnie zobaczyć, tak teraz było wręcz odwrotnie. Przez chwilę nasze spojrzenia się skrzyżowały i już widziałem jak w jego oczach pojawia się najpierw ulga, która szybko przemienia się w przerażenie. Nie dziwię mu się, też bym się tak zachował na jego miejscu. Chyba będziemy musieli pogadać...

Ale teraz nie to jest najważniejsze. Szybko przeniosłem wzrok na mafioze, który próbował niepostrzeżenie dostać się do swojego biurka, w którym na bank przetrzymuje broń.
Szybko wypalilem z pistoletu, a pocisk trafił go w wyciągniętą rękę. Zawył żałośnie.

Żwawym krokiem podszedłem do niego i spojrzałem na jego wisiorek. Tak jak się spodziewałem, nosił symbol Cieni.
Co oznacza, że z nimi współpracuje.
Czyli zdobędziemy cenne informacje, niestety kosztem zapłaty. Chociaż w sumie... Nie trzeba być zawsze szczerym, a już tymbardziej w moim przypadku.

Spojrzałem na Luka, który cały czas stał nagi, osłaniając się pościelą.

-Ubieraj się. - poleciłem mu, przekrzykując skowyt Jerrego.

Ten szybko zaczął wykonywać moje polecenie, a ja zwróciłem się do mafiozo, i nacisnąłem na jego ranę, tak aby bardziej krwawiła, po czym udeżyłem go kilkukrotnie w twarz, na koniec go ogłaszając rękojeścią pistoletu. Musiałem wylądować na kimś swoją złość, a raczej wściekłość, żeby później móc normalnie funkcjonować. Luk spojrzał się na mnie przestraszony, był już ubrany. Podszedłem do niego, ciągnąć za sobą ledwo żywego, byłego przywódcę pomniejezej mafii.

Wyciągnąłem, ubrudzoną od krwi, rękę w stronę Luka, w zapraszającym geście. Na początku chłopak odsunął się lekko przestraszony, jednak później z obojętnością ją uścisnął, wtedy się teleportowaliśmy.

*****

Pojawilismy się w salonie nowej kwatery głównej, to znaczy w domu mojego dziadka, kiedy to się stało Lukas zwymiotował poczym upadł nieprzytomny na dywan. Nie dziwię się mu, za pierwszym razem gdy się teleportowałem miałem podobną reakcję organizmu. Jerry'ego natomiast rzucilem na ziemię dodatkowo kopiąc w bok.

Całe to zamieszanie trwalo zaledwie tylko kilka minut.
Mimo to udało mi się wywołać u dziadka spore zdziwienie, sądząc po tym, jak upuścił szklankę z trunkiem i patrzył na mnie z zdziwieniem.
No, a kto by inaczej zareagował widząc dwóch nieprzytomnych kolesi i plamę wymiocin na swoim drogim dywanie.

Pomimo pobicia Jerr'ego, cały czas jestem mocno wkurzony i zirytowany, w związku z tym podszedłem do komody z trunkami znajdującej się za dziadkiem i nalałem sobie whysky do szklanki, po czym szybko ją opróżniłem i odstawiłem na blat z głośnym trzaskiem.
Gregory cały czas niec nie mówił, czekał cierpliwie, aż mu wszystko wyjaśnię ale tak się nie stanie, bo nie mam nastroju na pogawędki, więc spojrzałem mu tylko w oczy z niemą prośbą oto aby nic nie mówił, zrozumiał od razu i machnął tylko na mnie dłonią abym poszedł.
Podziękowałem mu skinieniem głowy.
Szybkim krokiem podszedłem do wciąż nieprzytomnego Lukasa i delikatnie wziąłem go na ręce, co trzeba przyznać było trochę trudne ze względu na jego wagę i na moją słabą kondycję. Muszę kiedyś przystopować z alkoholem i papierosami, ale jeszcze nie teraz. Za sobą słyszałem jak dziadek woła sługę, alby zabrał te "zwłoki" z dywanu do piwnicy, a tamten coś mu odpowiada, jednak nie usłyszałem jego odpowiedzi, bo w tym samym czasie przeniosłem się do swojej posiadłości.

*****

Położyłem Luka w swoim łóżku, po czym udałem się na obchód.
Nikt nie pojawił się w tym miejscu od pamiętnego zamachu na moją osobę.
Nie byliśmy pewni czy ta sytuacja się nie powtórzy, jednakże istnieje małe prawdopodobieństwo, że tak się stanie. Wtedy byli przygotowani, wiedzieli o naszym spotkaniu, wiedzieli kiedy się odbędzie, śledził nas. Śledził mnie. Kiedy o tym pomyśle robi mi się słabo, mam ochotę upaść na kolana i rwac sobie włosy z głowy. Za swoją głupotę, naiwność i brak czujności. Ale czasu nie cofne, pozostaje mi się tylko z tym pogodzić i niedopuścić do tego aby ta sytuacja się powtórzyła.

Spacerując po willi, doszedłem do pokoju z zasilaniem, włączyłem je.
Na korytarzu automatycznie zapalił się światła, a na monitorach w pomieszczeniu pojawiły się obrazy z kamer. Z racji iż mam jeszcze sporo czasu do poranku to przejrzę sobie zapiski z kamer z ostatnich kilku tygodni. Co prawda obrazy z nich są przesyłane również do Gregor'ego i sprawdzane przez jego ludzi na bieżąco, tak samo było z filmem z dnia mojego postrzału. Te nagrania oglądali kilkaset razy i nigdy nic nie znaleźli, więc albo to oni są zbyt kiepscy, albo zamachowiec był bardzo dobry. Co dziwne nigdy nie pozwolono mi obejrzeć tych nagrań. Każdy twierdził, że lepiej nie żebym odpoczął, wyzdrowiał.
W sumie czemu by ich nie przejrzeć.
Odwrocilem się aby znaleźć płytę z zapisem z kamer z dnia postrzału,ale o dziwo nie mogę jej znaleźć. Upewnilem się czy to jest odpowiednia półka, tak to jest ta półka, ale są tylko nagrania z dnia przed i po zamachu. Co oznacza, że ktoś zabrał płytę. Spojrzałem na odciski na półce. Są świeże, więc musiało się to stać niedawno, by może nawet dzisiaj, chwilę temu. Momentalnie wszystkie moje zmysły się wyostrzyly, a ciało spięło, szykując się do ewentualnej walki.

Nagle usłyszałem trzask dohodzący z dołu. Spojrzałem na obraz z kamery. Jedna z nich była uszkodzona, była ona w kuchni, a mógłbym przysiąc, że jeszcze sekundę temu widziałem kuchenne blaty.
Kurwa, co jest grane?!
Nie zastanawiając się dłużej szybko wstałem i ruszyłem pędem w stronę kuchni, po drodze wyciągając pistolet i szykując się na walkę.

Krew mafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz