Rozdział XXXIV

45 4 0
                                    

*perspektywa Tom'a*

Po zamknięciu drzwi od swojego pokoju oparłem się o nie plecami i odetchnąłem ciężko. Wypełniło mnie dziwne uczucie coś na kształt pomieszania ulgi z niepokojem.
Boję się jak Luk na to wszystko zareaguje, mam nadzieję, że... No właśnie, na co mam nadzieję? Na to, że nie będzie patrzał na mnie inaczej, że nie będzie przede mną uciekał, że nie będzie czuł się niezręcznie w moim towarzystwie, że nie będzie się mnie bał? Przecież dokładnie tak będzie, nie ma co się łudzić. Z resztą, czemu mi tak bardzo zależy na tym aby nie odszedł? Co to wszystko ma znaczyć? Ja...

-Hej młody, co jest?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Chrisa i dotyk jego ręki na moim ramieniu. Z początku wesoły ton jego głosu szybko zamienił sie na poważny.- Co się dzieje?

-... Nie wiem- odparłem cały czas nie do końca obecny, co spowodowało prychnięcie Austriaka.

-Widzę, że to coś poważnego, myślę, że powinieneś z kimś o tym pogadać. - powiedział zaciskając dłoń na moim barku w pocieszającym geście, co było wręcz absurdalne ze względu na jego postawę. Sam potrzebował wsparcia, wyglądał okropnie... Włosy sterczały mu na wszystkie strony, miał bardzo podkrążone i przekrwione oczy, krawat zawiązany niedbale i koszula cała pomięta. Widać było, że nie spał od dawna i nie czuję się najlepiej, a mimo tego, to właśnie on wspierał mnie, a nie odwrotnie. Zaśmiałem się w duchu na ironię całej tej sytuacji. 

-Ale to później, teraz musimy iść na obrady, przecież nie możemy pozwolić aby Gregor'y na nas czekał.- dodał uśmiechając się lekko, a ja skinąłem głową na znak, że się z nim zgadzam i ruszyliśmy w kierunku sali konferencyjnej. Ostatni raz zerknąłem na drzwi, przez ramię i odpędziłem wszystkie myśli od siebie, bo w końcu teraz trzeba się skupić na czymś ważniejszym.

*****

Gdy wkroczyliśmy do sali przeznaczonej na obrady, wszyscy już zajmowali swoje miejsca, czekali tylko na nas.

Na dzisiejszym spotkaniu było mniej osób niż zwykle. Nie zdziwiło mnie to, bo dziadek zapowiedział, że tak właśnie będzie. W końcu mamy kreta.
Westchnąłem siadając na swoim krześle i czekając na dalszy rozwój wydarzeń. W tym samym momencie kiedy zajmowałem swoje miejsce, mój telefon zadzwonił. Szybko po niego sięgnąłem i sprawdziłem kto dzwonił. Był to Nik. Nie zastanawiając się długo wstałem i wyszedłem z sali, odbierając połączenie, odprowadzony litościwym spojrzeniam dziadka.

-Co jest?-zapytałem prosto z mostu, nie miałem zamiaru marnować czasu, w końcu zebranie już się rozpoczęło.

-Mieliśmy dzisiaj iść na przesłuchanie, pamiętasz?-przypomniał przyjaciel.
No tak, racja, totalnie zapomniałem.

-Jestem zajęty i raczej nie będę mógł Ci towarzyszyć. Gregor'a też nie ma więc będziesz musiał sam sobie poradzić, weź tam jakichś strażników do pomocy, Goliat na pewno nie odmówi. A i był bym zapomniał, masz dwóch więźniów do zabawy. Dasz sobie radę?

-Jasne, w końcu jestem zawodowcem.
Zadzwonię po wszystkim zdać raport.-zakończył, rozłączając się. Schowałem komurke do kieszeni i wróciłem na salę.

Po wkroczeniu z powrotem do sali, zastała mnie cisza. Czyli jednak to na mnie czekali.

-Dobra możemy zaczynać-podjął dziadek.- Cieszę się, że wszyscy przybyli na moje wezwanie.
Mamy parę spraw do omówienia. Może najpierw zacznijmy od naszych poszkodowanych. Chris, jak sie mają sprawy z Scott'em?

-Rany się zagoiły, szybko się regeneruje, jednak nadal się nie obudził.-odpowiedział Austriak stając na baczność.

-Dobrze, miejmy nadzieję, że szybko się to zmieni i nie będzie więcej żadnych komplikacji.-skomentował przywódca.- Ktoś wie jak się czują Philip i Viktor?

-Philip powoli dochodzi do siebie, po stracie dużej ilości krwi, będziemy musieli jeszcz troche poczekać, aż wróci do swojej wcześniejszej formy.- odezwał się Sergiej- Z kolei Viktor, stracił całe lewe ramię. W wyniku pożaru, zostało ono niemal całkowicie spalone. Poza zawrotami głowy nic mu nie dolega.

-W porządku. Cieszę się, że dochodzą do siebie.-po wypowiedzeniu tych słów dziadek momentalnie spoważniał- Teraz możemy przejść do kolejnej ważnej kwestii, a mianowicie
włamania, które miało miejsce wczoraj w nocy. Tom, czy mógłbyś?

Pospiesznie wstałem, rzucając czarną teczkę, z raportem, na blat stołu.

-Podczas dzisiejszej nocy, doszło do włamania na teren pałacu i wykradziono płytę z nagraniem z monitoringu z dnia zamachu. Nie udało mi się złapać sprawcy, jednakże zostawił on po sobie pewien mały ślad, dzięki któremu uda nam się go zidentyfikować. Poleciłem też ekipie śledczej przeszukanie kuchni w poszukiwaniu odcisków palców, czy jeszcze innych dowodów. Wszystkiego dowiemy się maksymalnie za dwa dni, wtedy powinny być wyniki DNA.- zakończyłem swój monolog siadając na miejscu.

-Czyli mamy rozumieć, że wszystko zostało już załatwione odnośnie tego włamania tak?-zapytał Aleksander.

-Dokładnie tak jak mówiłem.-potwierdzilem stwierdzenie.- zająłem się wszystkim.

-Ktoś jeszcze ma jakieś pytania czy możemy przejść do kolejnego tematu naszego spotkania?-zapytał Greg, spoglądając na wszystkich znad mojego raportu. Nikt się nie odezwał, więc odłożył papiery na bok i kontynoluował.- Teraz przejdziemy do najważniejszej kwestii dzisiejszego zebrania. A mianowicie naszego wroga, który ostatnimi czasy coraz bardziej uprzyksza nam życie.
Pozwolę sobie odczytać kilka raportów z tego tygodnia.

Paryż, Francja:
Transport broni z za połódniowej granicy na północ został przejęty przez Cienie, całą nasza ekipa transportowa składająca się z 20 osób nie żyje.

Obzor, Bułgaria, Morze Martwe:
Zatopiono nasz statek transportujący amfetaminę. Zginęło 56 osób. 15 osób zostało rannych. Odpowiedzialni za to są Cienie.

Kaliningrad, Rosja:
Podpalono laboratorium produkujące prochy. Zginęło 89 osób. Przeżył tylko Viktor, który został mocno ranny.
Pożar wywołał klan Cieni.

-Łącznie w przeciągu tygodnia zginęło 165 naszych ludzi i 16 osób zostało rannych. W ciągu miesiąca natomiast zginęło blisko tysiąc osób, rannych jest pięciuset. Straty pieniężne wynoszą ponad sto tysięcy milionów euro.- podsumował Lucy patrząc po wszystkich twarzach, wyrażających strach, złość oraz wiele innych uczuć mieszających się że sobą.

-Dość już tego!-zawołała Alice wstając gwałtownie z krzesła i uderzając dłonią w stuł.- Musimy w końcu coś zrobić. Klan Cieni pozwala sobie na zbyt dużo na naszych terenach!

-Koniecznie trzeba przejść do kontrofensywy!

-Oko za oko, odpłaćmy im za to z nawiązką!

-Wybijmy wszystkich w pień!

Coraz więcej osób wyrażało swoje niezadowolenie i niechęć wobec przeciwników. Zgadzam się z tym co powiedzieli, trzeba coś zrobić i to natychmiast.

-Cisza! Zamknijcie się wreszcie.- rozkazał Gregory- Prawdą jest, że trzeba coś z tym zrobić. Nie pozostaniemy przecież obojętni, na atak wroga. Dlatego jeszcze dzisiaj ustalimy dalszy plan działania.
Sergiej, Aleksander, Lucy i ty Tom, zostajecie, musimy ustalić naszą strategie i wy mi w tym pomożecie.
Reszta może iść do swoich pokoi w pałacu i odpocząć trochę. Na drzwiach macie razpiske wart pałacowych. Będziecie je pełnić dwójkami. Musimy zadbać o swoje bespieczenstwo, bo nie wiemy kiedy Cienie mogą znowu nas zaatakować. Rozejść się.

No to pięknie, posiedzę tu pewnie jeszcze kilka godzin. Mam nadzieję, że Luk w tym czasie nie zrobi czegoś głupiego. Cholera, po co ja go tu ściągnąłem. Jak ktoś go znajdzie to będzie koniec dla niego. Przecież każdy może go zabić. Spojrzałem z paniką na Chrisa, który właśnie wstawał z krzesła. Jedyna osoba, której mogę zaufać w tej kwestii.
Szybko chwycilem go za ramię, aby zaczekał.

-Mój pokój, tam jest ktoś ważny, proszę pilnuj go.- wyszeptałem, puszczając go. Austriak odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie ze zrozumieniem, po czym skinął głową i opuścił sale konferencyjną.

Mam nadzieję, że nic złego się nie stanie.




Krew mafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz