Rozdział 8

37 8 11
                                    


Wsiadłem do samochodu, odpaliłem silnik i pojechałem do domu Marianny. Na miejscu byłem paręnaście minut później. Wysiadłem, podszedłem do jej drzwi i zapukałem.

Otworzyła po chwili. Kiedy zobaczyła mnie stojącego u jej progu uśmiechnęła się i powiedziała:

- O, świetnie, że jesteś tak szybko! Zupa zaczynała stygnąć. – odsunęła się trochę, wpuszczając mnie do środka – No i jeszcze raz cię przepraszam... Zachowałam się okropnie.

- Nie przejmuj się, naprawdę nie ma sprawy. Każdemu mogło się zdarzyć, rozumiem cię.

- No dobrze, wolałam się upewnić. – uśmiechnęła się lekko – To ty się tu rozbieraj, ja zastawię do stołu. – powiedziała, patrząc jak niezdarnie rozwiązuję sznurówki i ściągam buty.

Po paru minutach usiedliśmy przy duży, drewnianym, eleganckim stołem, przykrytym nieskazitelnie białym obrusem. Miejsca przy nim było sporo, zaprojektowano go na czternaście osób. Zajmowanie jedynie jego jednej siódmej było lekkim marnotrawstwem, jednak domyślałem się, że tak w sporej części wygląda jego żywot w domu starszej pani – Marianna mieszkała sama, a jej jedynym towarzystwem był jej sąsiad, z którym się przyjaźniła. Wątpię, więc, by staruszka organizowała bankiety, imprezy czy wielkie spotkania rodzinne, na których taki stół mógłby się przydać. Chociaż kto wie.

Spojrzałem się na swoją miskę, pełną parującej zupy pomidorowej z makaronem. Sięgnąłem po stojącą nieopodal butelkę z przyprawą w płynie i wlałem do swojej porcji trochę więcej niż parę kropel. Marianna widocznie nie mogła patrzeć jak masakruję jej danie paroma łyżkami samej soli i glutaminianu sodu, więc zatopiła wzrok w swojej zupie.

Przez parę minut wnętrze jadalni wypełniały jedynie ciche odgłosy siorbania i zanurzania łyżek w miskach pełnych zupy. Pierwsze danie bardzo mi smakowało, więc kiedy skończyłem i odsunąłem swoje naczynie parę centymetrów ode mnie, powiedziałem:

- Wyśmienita zupa, jedna z lepszych, jaką jadłem.

- Dziękuję David i cieszę się, że ci smakowało. – odpowiedziała zbierając puste talerze.

Marianna zaniosła je do kuchni, wsadziła do zmywarki i wróciła po paru minutach, niosąc dwa talerze, wypełnione hot-dogami aż po brzegi. Nie wiedziałem jak mam niby zjeść taką ilość, nie mówiąc już o niej. Ona widocznie nie zaprzątała sobie takimi sprawami głowy, bo położyła talerz przede mną z szerokim uśmiechem na twarzy. Zabrałem się do jedzenia, uprzednio dziękując.

Hojnie polanymi sosami hot-dogami łatwo było się pobrudzić, więc to była tylko kwestia czasu zanim zaplamiłem wcześniej idealnie czysty obrus. Marianna powiedziała tylko bym się nie przejmował i jadł dalej.

Nagle nasz posiłek przerwało pukanie do drzwi i dźwięk przekręcania klucza w zamku.

- Marianna! Jesteś w domu? – krzyknął jakiś męski głos, zamykając jednocześnie drzwi. 


***

PS: Dajcie mi chwilę odpocząć po premierze, od weekendu, ewentualnie od poniedziałku rozdziały regularnie xD

"And Who Is The Killer?" IV - The Suicide Ending [FNaF] [W/T/P]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz