Rozdział 27

33 6 0
                                    

Patrzyłem na wiszący na ścianie zegarek i z niecierpliwością odliczałem sekundy, stukając palcem o zasłane papierami biurko. Miałem mnóstwo roboty, postanowiłem sobie zrobić jednak krótką przerwę. Oczy bolały mnie od patrzenia w ekran komputera oraz czytania zapisanych drobnym druczkiem dokumentów. Denerwowałem się też długą, ciągnącą się już parę godzin nieobecnością Josepha i Raya. Już miałem sięgnąć po telefon by do nich zadzwonić, gdy usłyszałem dzwonek. Dzwonił Joseph.

- Halo? Joseph?

- Posłuchaj.

Chciałem zarzucić go pytaniami, zbesztać za nie odzywanie się i tym podobne, jednak ton jego głosu natychmiast mnie powstrzymał. Zimny, pełny jadu i zdenerwowania, ale i z wyczuwalną nutką smutku. Nie odzywałem się, więc, czekając na dalszą część jego wypowiedzi.

- Znaleźliśmy ciało. Zginął dokładnie ten sam facet, którego podejrzewaliśmy, że zginie. W taki sam sposób jak dwie poprzednie ofiary. Znaleźliśmy też odpowiednią karteczkę, dołączaną do ciał także w przypadku poprzedników. To jego trzecia z czterech ofiar. I wiesz, co jest najlepsze? Zwłoki były świeże. Miały kilka, może kilkanaście minut. Gdybyśmy przyjechali wcześniej może złapalibyśmy tego szaleńca na gorącym uczynku. Ba! Może nawet zapobieglibyśmy tej tragedii. Ale oczywiście pewna osoba – chrząknął – nam na to nie pozwoliła.

Zamarłem. Opuściłem się trochę z fotela, wzdychając głośno. Nie spodziewałem się, że coś takiego się wydarzy. Czy to ja odpowiadam teraz za śmierć tamtego człowieka?

- No, co? Nie masz nic do powiedzenia?

- Powinienem wam uwierzyć...

- Racja. Powinieneś.

- Przepraszam! Nie wiedziałem, że to się tak skończy.

- Nie mnie powinieneś przepraszać. Ale na twoim miejscu ruszyłbym tyłek i zawiadomił lokalne służby, by pilnowały kolejnej ofiary. Leży w szpitalu nie tak daleko stąd. – podał mi adres, który szybko zapisałem na niewielkiej, znalezionej spośród bałaganu karteczce

- Dalej jesteście na miejscu? Zajęliście się już wszystkim?

- Ray jest na miejscu i Ray wszystkim się zajął.

- A ty?

- Wyjechałem stamtąd przed chwilą. Mam coś ważnego do zrobienia w tej sprawie.

- To znaczy? Mogę wysłać ludzi pod twoją dyspozycję, do pomocy, jeśli chcesz.

- Nie potrzebuję pomocy. Z resztą opieram się jedynie na przypuszczeniach i moich domysłach. Być może to wszystko się nie uda i zmarnujesz jeszcze więcej pieniędzy... A tego byś przecież nie chciał, co nie?

- Ciekawy jestem jak ty zachowałbyś się na moim miejscu. – odburknąłem – Ale jeśli nie chcesz pomocy, to cóż. Pozostaje mi życzyć ci powodzenia.

- „Szerokiej drogi" też się przyda. – mruknął.

- A więc szerokiej drogi.

Miałem ochotę skarcić go za rozmowy podczas jazdy, jednak czułem, że to nie był zbyt odpowiedni moment.

- Dziękuję. Miłego wydzwaniania i papierkowej pracy. Do zobaczenia, szefie. – rozłączył się.

Jeszcze raz przeczytałem zapisany przez siebie numer, przyciągnąłem do siebie klawiaturę i wyszukałem odpowiednią frazę. Już po chwili wybierałem numer i zaczynałem połączenie.

"And Who Is The Killer?" IV - The Suicide Ending [FNaF] [W/T/P]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz