Rozdział 26

43 6 7
                                    

Razem z Rayem podbiegliśmy do recepcji z nadzieją, że się nie spóźniliśmy. Recepcjonistka na nasz widok zrobiła wielkie oczy i zapytała:

- Szukają panowie kogoś?

- Robin Carr. Leży tu?

- Tak, jest u nas na oddziale.

- Może pani pokazać gdzie?

- Korytarzem w lewo, trzecie drzwi.

- A wie pani może czy ktoś był u niego w odwiedzinach niedawno?

- Jego wnuk był tu kilkadziesiąt, może kilkanaście minut temu.

- Jak wyglądał?

- Nie pamiętam, nie przypatrywałam się... Wyglądał jak normalny, sympatyczny mężczyzna, który przyszedł odwiedzić dziadka. Czemu tak o niego wypytujecie?
- Nie pani sprawa. – mruknął Ray.

Westchnęła i powiedziała coś pod nosem.

- Wie pani może czy dalej jest na terenie szpitala?

- Wydawało mi się, że przed chwilą wybiegł, ale nie jestem pewna.

Przed oczami pojawił mi się widok mężczyzny z torbą w ręce wybiegającego ze szpitala. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, jednak teraz wydało mi się to podejrzane.

- Dobrze, dziękujemy. Na razie chyba tyle. – powiedziałem i poszedłem we wskazanym kierunku.

Kiedy znalazłem się pod salą od razu czułem, że coś jest nie tak. Dwa puste i jedno całkowicie zasłonięte łóżka wyglądały nieco dziwnie.

- Poczekaj na zewnątrz, pilnuj, by nikt nie wszedł do środka. – poleciłem Rayowi.

- Jasne. – odparł, zamykając i opierając się o drzwi od zewnątrz.

Zasłonka była poplamiona krwią. Świeżą krwią. Respirator piszczał głośno, dając do zrozumienia, że podłączony do niego pacjent nie żyje. Szarpnąłem mocno za materiał, odsłaniając mężczyznę. A raczej to, co z niego pozostało:

Zwłoki były zmasakrowane. Tak jak poprzednie ciała, morderca musiał nieźle się bawić robiąc to wszystko. Z rozciętego brzucha, z którego wręcz wylewały się wnętrzności sprawca wyciągnął żebra, uprzednio je łamiąc. Gdzieniegdzie, pomiędzy narządami znajdowały się połamane zęby i kości, prawdopodobnie twarzy. Nie mogłem jednak zobaczyć jak wyglądały jej pozostałości, gdyż ofiara na głowie miała hełm – identyczny z tymi pozostałych ofiar.

Obok niego, na łóżku, prawdopodobnie Ethan zostawił kartkę: "Dołączył do swojego syna. 3/4".

Jego wszystkie zabójstwa popełniał tak, jakby od dawna miał napisany scenariusz i wykonywał tylko zaplanowane wcześniej ruchy. Można się było spodziewać, że tak samo skończy Olaf, jeśli w porę nie zainterweniujemy.

Stojąc tak nad tym szpitalnym łóżkiem poczułem złość. Jest wielka szansa, że gdyby nasz szef pozwoliłby na powiadomienie lokalnych służb, nic takiego by się nie stało.

- Chyba muszę z nim poważnie porozmawiać... - mruknąłem do siebie, wyłączając respirator. Te pisk doprowadzały mnie do szału.

Zapukałem w drzwi, chcąc, by Ray mi otworzył. Zrobił to i od razu zapytał:

- I co? Żyje?

- Nasze przewidzenia się spełniły. – widząc jego zszokowaną minę dopowiedziałem – Sam zobacz. I w ogóle, zajmij się lekarzami, załatw to wszystko.

- Wybierasz się gdzieś?

- Mam pewien pomysł. Ale zrobię to sam. Moja teoria może okazać się nieprawdziwa.

- Jak chcesz... Powodzenia.

- Dzięki. – odparłem, obracając się w kierunku wyjścia.


***

Ah

Motywacje bohaterów

I inne

Tym podobne

Eh

Mam nadzieję, że zbyt bardzo nie zjebałem w tym temacie 

"And Who Is The Killer?" IV - The Suicide Ending [FNaF] [W/T/P]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz