Rozdział 4

579 19 3
                                    

Rano obudził nas dzwonek telefonu Agi. Jako, iż byłam bliżej urządzenia podałam jej je.

- Tak mamo? - spytała sennie. Zaledwie cztery godziny przedtem położyłyśmy się spać.

Jej rodzicielka powiedziała coś, co ewidentnie zasmuciło moją przyjaciółkę.

Po wymianie kilku słów Aga rozłączyła się.

- Co jest? - spytałam.

- Muszę za chwilę być w domu.. - jęknęła. - Przyjechał do nas wujek z niespodzianką...

Pół godziny później schodziłyśmy po schodach na parter w stronę drzwi.
Agata nałożyła na stopy swoje buty i chwyciła w ręce bluzę.

- Nie chcę cię zostawiać, ale nie mam wyboru.. - powiedziała. - Tylko obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego.

- A telefon do prześladowcy się liczy?

- Tak. Byłam wtedy pod wpływem emocji.

- Och głupia...

- Och niemądra...

Roześmiałyśmy się. Chwilę później Aga przytuliła się do mnie i zniknęła za drzwiami.

***

Od Ja do Nieznany numer:
"Spotkajmy się za godzinę w parku naprzeciwko"

Od Nieznany numer do Ja:
"Bede czekac..."

Zeszłam na parter i zjadłam śniadanie. Gdzie jest tata? Ahh.. Zapomniałam. Oczywiście w pracy.

Ojciec nigdy nie był pracoholikiem.
Ale muszę przyznać, że.. od kilku lat pracuje ciężej.

Razem z mamą założyli firmę budowlaną. Ich wspólnym marzeniem było znaleźć się pierwszymi w rankingu tej specjalizacji.

Cóż.. Tata wziął na siebie cały ciężar roboty. Jest mu ciężko, ale jak to on mówi "trzeba zarabiać". Ale tak naprawdę chce spełnić marzenie matki. Dla niego już się tak nie liczy.

Gdy skończyłam jeść. Wróciłam do pokoju. Męczyło mnie to ciągłe chodzenie po całym domu, bo budynek był naprawdę ogromny...
Zupełnie jakby mieszkało tu z 20 osób, a nie 2. Choć ma to również swoje plusy. Mam duży pokój. Prywatną łazienkę.. i garderobę...

Chwyciłam telefon i znów na dół... Już miałam się zbierać, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
Pewnie tata... Lecz nie usłyszałam jak zwykle "Wróciłem kochanie", ani nic z tych rzeczy. Przesłyszało mi się?
Weszłam do kuchni i zdając się na intuicję chwyciłam nóż. Nie żebym chciała go używać, bo wolę obronić się rękoma i umiem, ale tak czuję się jeszcze bezpieczniej. Powoli i cicho zbliżyłam się do wolnostojącej ściany, za którą znajdowały się drzwi.
Oparłam się o nią i nasłuchiwałam. Nic.

Czyżby mi się wydawało?

Już chciałam odejść, ale nagle usłyszałam kroki. Co teraz?
Nigdy nie zastałam włamywacza w domu. Powoli wyjrzałam zza ściany.
Jakiś wysoki mężczyzna stał przy komodzie z rodzinnymi zdjęciami.

Próbowałam się przyjrzeć, czy przypadkiem nie posiada broni, ale  niczego nie zauważyłam.

Szybko więc wyszłam z kryjówki i cicho podeszłam do pleców osoby.

- Nie ruszaj się, mam broń! - krzyknęłam wyraźnie, żeby dotarło.

- Ale ja..

- Siedź cicho - poleciłam. Chyba już kiedyś słyszałam ten głos.

Stracona / D.K ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz