Rozdział 17

237 11 0
                                    

Jest ciemno. Widzę tylko odbicie księżyca w tafli wody, która znajduje się kilkadziesiąt metrów pode mną. Chcę się bardziej wychylić. Zobaczyć więcej, ale tracę równowagę i jak w zwolnionym tempie lecę w dół. Jestem przerażona. Nie tego chciałam. Nie tak miało być. Przecież się rozmyśliłam. Nie chciałam skoczyć.

Spadam kilka sekund. Wpadam do lodowatej wody. Nic nie widzę. Wcale nie czuję się dobrze. Nie chcę umierać. Jak mogłam być tak głupia?

Szukam jakiegoś światła. Gdzie mam płynąć? Oczy pieką mnie, ale muszę mieć je otwarte, aby widzieć gdzie płynę. Niestety na nic się nie zdają. Próbuję wypuścić trochę nabranego powietrza z ust, aby zobaczyć w którą stronę polecą bąbelki. To na nic. Cząsteczki powietrza znikają nie wiadomo gdzie, a ja nadal jestem pod wodą i w dodatku mam coraz mniej powietrza w płucach.

Po kilku sekundach nie mam już na nic siły. Moje mięśnie są bezużyteczne. Płuca palą, jakby ktoś wypróbował na nich zapalniczkę. Głowa wydaje się ciężka. Powoli odpuszczam i od razu jest lepiej. Oczy mi się chyba zamykają, ale nie jestem pewna, bo przedtem też nic nie widziałam. Zostaję wyparta w głęboką ciemność i wszystko wydaje się błache. Nieważne. Nic już nie ma znaczenia...

Budzę się ze strasznego koszmaru. Otwieram oczy. Jest ciemno. Przez żaluzje wkrada się jednak trochę światła z ulicznych latarni. Oddycham szybko. W końcu oddycham.

- To tylko sen - powtarzam w kółko i w kółko, aby uspokoić moją podświadomość.

Przeklinam swój umysł za to, że nadal robi mi takie psikusy. Ile już minęło? Rok? Prawie rok od mojego prawie samobójstwa. Mózg automatycznie przywołał wspomnienie skoku. Chciałam tego. Zrobiłam to. Skoczyłam.

Przypomniałam sobie towarzyszące mi wtedy emocje. Wielka adrenalina. Przeogromna. Jeszcze nigdy w życiu takiej nie czułam. Przez chwilę również strach. A potem... Wolność? Byłam wolna. Mhm. Ale niedługo. Wpadłam do wody. Zapomniałam o niej. I wtedy zaczęła się walka.

Zacisnęłam powieki.

Jaka byłam głupia. Myślałam, że od wszystkiego ucieknę..

Bałam się. Taka była prawda. Ale nie bałam się śmierci, tylko życia. Bałam się żyć.

Byłam wykończona. Oczywiście nigdy tego nie planowałam. To była spontaniczna decyzja.

Ale wciąż uważam, że niewłaściwa. Nie mogłam w ten sposób uciec. Przecież to ciągnęło by się za mną wiecznie. Strach. Bezsilność.

Miałam szczęście.

Dostałam drugą szansę.

I wykorzystałam ją.

Postanowiłam tego nie roztrząsać. Nie mówić nikomu. Wiedziałam tylko ja. I Dawid.

Staram się już o nim nie myśleć. Nie myśleć w ogóle o tamtym okresie. Odcięłam się od tego. Wiem, że Dawid był tutaj. W Gorzowie. Już kilka razy. Grał nawet koncert. Czyli wszystko u niego w porządku. To dobrze.

Gdy doszłam do siebie, wróciłam do Polski. Tata był przeszczęśliwy, tak samo jak Aga. Wtedy ponownie zrozumiałam, że popełniłabym największy błąd w życiu, zakańczając je.

Jestem z tym sama. Wiem, nie powinnam. Ale jeśli powiem jednej osobie, to nie sądzę, żebym ukrywała to dalej przed resztą. A poza tym... To złamałoby im serca.

Opadłam ponownie na poduszkę. Wzięłam głęboki wdech.

Uspokoiłam się i spróbowałam ponownie zasnąć. Muszę dobrze wyspać się przed tym dniem. Moimi 20 urodzinami. Wiem, że tata i Aga coś planują. Byli tacy podekscytowani móc mieć przede mną jakieś tajemnice.

Stracona / D.K ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz