Poczucie bezpieczeństwa.

752 74 10
                                    

- Boże Święty... Eren... - wydukał z trudem. Patrzył na nieprzytomnego, całego we krwi, sińcach czy czerwonych śladów chłopaka. Miał spuszczoną głowę, wszędzie było mokro od wody czy krwi. Eren klęczał, jego ręce były nad jego głową, zapięte do łańcucha. Nie miał koszulki. W pomieszczeniu było strasznie zimno i śmierdziało. Levi ruszył jeden, lichy krok do przodu. Widok Erena sparaliżował jego ciało. Zimny dreszcz. Nieprzyjemne uczucie w żołądku. Ból serca towarzyszący od wejścia do celi. - Co oni... Ci zrobili? Dlaczego się nie regenerujesz!?

Zaczął stawiać wolne kroki w jego stronę. Małe kroki. Był przerażony widokiem. Kiedy miał chłopaka na wyciągnięcie ręki, poczuł impuls. Coś przeszło w jego ciele, coś zimnego, od stóp do głowy. Impuls. Tyle wystarczyło aby Levi dobył mieczy i uchronił się przed atakiem człowieka za nim.

- Widzę że zabiłeś już Catherine - powiedział odskakując do tyłu. Levi dostał przypływu złości, znał tą zdradziecką mordę. - Cathe była głupia, myślała że my jej służymy. Zbyt wielkie mniemanie o siebie miała - zaczął się śmiać. - Ale mieliśmy ubaw! Ten chłopaczek się stawiał! Nic nie powiedział! Ale wiesz, jeszcze większą radość sprawiło nam zatrzymanie jego regeneracji.

- Zatrzymanie regeneracji? - zapytał lekko zdziwiony. Mordował mężczyznę wzrokiem. Wrócił do siebie, mężczyzna stojący przed nim uwolnił z czarnowłosego żadną krwi bestię. - O czym ty kurwa pierdolisz?

- O odpowiednim zastrzyku - odpowiedział zwięźle. Do Ackermann'a dotarło, że są w dupie. Dosłownie. Jeżeli oni mięli takie preparaty, to jak mogli się z nimi równać? - Chodź Levi! Napijemy się, zjemy coś. Tak jak za dawnych lat.

- Jem ból moich wrogów i przepijam ich krwią - powiedział wystawiając ostrze w jego kierunku. - Chcesz być moim posiłkiem? Proszę bardzo.

- Oj Levi - krzyknął poprawiając swoje nakrycie głowy. - Nic się nie zmieniłeś przez te lata! Mój stary przyjacielu.

- Nigdy nie wchodziłem z tobą w interakcje - warknął. - Ale teraz mogę. Mogę cię zabić. Wreszcie.

- Oj nie przesadzaj - wyśmiał go. - Będziesz się pienić o tego bachora?

- Będę zabijać za tego " bachora" - przygotował oba ostrza. - Szykuj się na piekło. Nie mam litości dla potworów - chciał ruszyć lecz zatrzymały go jego słowa.

- Sam nie jesteś lepszy - powiedział krzyżując ręce na piersi. - Ilu już ludzi zabiłeś?

- Ludzi? Ja zabijam ich nędzę rekonstrukcje (kopie) - warknął na mężczyznę.

- Rekonstrukcje? Co to za człowiek uważający innych ludzi za śmieci? - zapytał unosząc brew. - Czyż to nie zastanawiające?

- Mogę ci skrócić mękę - ścisnął mocniej rękojeść. - Szykuj się.

- Będziesz walczył? - zdziwił się. Co najmniej tak, jakby nie zauważył ostrzy. Co najmniej tak, jakby nie zdawał sobie sprawy z zamiarów czarnowłosego. Co najmniej tak, jakby myślał, że ten przyszedł go odwiedzić. Co najmniej tak, jakby był głupi.

- Arszel - powiedział twardo jego imię. - Czyli jednak masz nie równo pod sufitem - zaczął do niego podchodzić. To wszystko zdawało się dla Levi'a zbyt łatwe. Nie rozumiał gdzie drugie dno. Nie rozumiał dlaczego, to wszytko jest takie proste. Weszli z taką łatwością, zabił z taką łatwością. Czuł, że gdzieś jest haczyk, tylko nie wiedział gdzie.

Mężczyzna wygląd na nie zdającego sobie sprawy z tego co właśnie się dzieje. Dlaczego się nie przejmował? Ackermann zrobił zamach, był gotowy pozbawić go głowy. Trzy sekundy. Czuł końcówkę od lufy na swoich brzuchu. Nie wiedział jak to się stało. Teraz dopiero zrozumiał zachowanie mężczyzny. Był gotowy do walki, do konieczności pozbycia się niebezpieczeństwa.

- Myślisz że - trzymał palca na spuście. Serce mu przyspieszyło. Nie ze strachu, a z tego, że Arszel był prawdziwym psychopatą. - Myślisz że jesteś w stanie mi coś zrobić? Nawet nie wiesz iloma ludźmi manipuluję, ty będziesz jednym z nich. Już jesteś. Prosto w sidła.

- Mylisz się - odezwał się w końcu czarnowłosy. - To tobą wszyscy zawsze manipulowali

Wzrok czarnowłosego skupił się na kimś innym. Na kimś, kto znajdywał się za Arszelem. Brązowe włosy oraz ta nie za bardzo smukła dłoń dzierżąca miecz od trójmanewru. Levi wiedział co zrobić. Przesunął swoje ciało w prawą stronę. W tedy zaważyła na wszystkim jedna sekunda. W tej jednej sekundzie mężczyzna wystrzeli kulę. W tej jednej sekundzie Arszel został przebity na wylot. Levi syknął z bólu. Postrzelił mu bok. Na szczęście nie wyglądało to na głęboką ranę, mimo wszystko bolała. Mężczyzna, który strzelał osunął się na ziemię martwy. Czego się spodziewać? Jego serce zostało przebite wraz z ciałem na wylot.

- Siemasz, Levi - uśmiechnęła się brązowowłosa. - Oberwało ci się... Niestety się spóźniłam. Jaka jest sytu-

- Hanji - zagłuszył ją. - Niestety nie ciekawie... - powiedział po czym odwrócił się szybko do nieprzytomnego Erena. Sprawnym ruchem zaczął szukać pasującego klucza do jego kajdan. Znalazł. Otworzył, cały czas dzielnie znosząc ból po postrzale. Ręce Erena się uwolniły a on sam zaczął bezwładnie opadać na zimną posadzkę. Levi złapał go w porę. Chłopak syczał przez sen z bólu. Z jego oczu mimowolnie płynęły łzy.

- Zo...staw...cie mnie... - mamrotał płacząc.

- Nikt ci już nic nie zrobi - zapewnił go czarnowłosy biorąc na ręce. Hanji patrzyła na stan Erena z przerażeniem. Odebrało jej dech w piersi, nie wiedziała co ma powiedzieć. Co ma zrobić. Z jednej strony cieszyła się że znaleźli Erena, jednakże z drugiej, była przerażona. - Zabieramy cię tam gdzie twoje miejsce, Eren.

- Ja... Ja... Już... - zaczął mamrotać. W jego głosie był mocno odczuwalny ból. - Nie... Ch-chce... P-prosze...

Zaczął z nim wychodzić. Każdy mocniejszy wstrząs sprawiał Erenowi ból. Jęczał czy syczał. Nadal płakał od czasu do czasu prosząc o zostawienie go w spokoju. Eren miał dość. Z każdą chwilą Ackermann był coraz bardziej przerażony jego stanem. Wiedział że musiał cholernie dużo przejść. Wyszli z tego pieprzonego budynku. Hanji prowadziła cztery psy a Levi całą długą drogę miał Erena przy sobie. Położył go przed sobą na koniu, objął jedną ręką. Jego głowę oparł o swoją klatkę piersiową. Trzymał go w ten sposób całą drogę powrotną. Hanji zgodziła się pojechać i oddać psy, natomiast Levi z Erenem musieli wracać. Czekoladowowłosy nadal wydawał z siebie bliżej nieokreślone dźwięki spowodowane bólem.

                               ~•~

Gdy Levi dojechał do kwatery, delikatnie ściągnął Erena z konia, wziął go na ręce. Swojego karego ogiera oddał w opiekę stajennemu, po czym ruszył do skrzydła szpitalnego. Szedł przez korytarz wyjątkowo cicho. Sam już miał dość bolącej rany po postrzale, ale wiedział, że co jak co, ale Eren to miał większe obrażenia ciała. Nie tylko ciała, prostym było, że takie wydarzenia mocno odbiją się na jego psychice. O może nie?

Czarnowłosy wszedł do skrzydła szpitalnego. Położył nieprzytomnego, uspokojonego już Erena na kozetce. Levi patrzył na niego przez chwilę. Dłoń czarnowłosego drgnęła. Zbliżył ją do brązowych włosów i poprawił. Zdziwił się swoim zachowaniem po czym usiadł na drugiej kozetce obok. Szkarłatna krew farbowała białą i czystą pościel. Ackermann odczuwał zmęczenie. Opadł na poduszkę powoli zamykając swoje kobaltowe tęczówki. Czarne włosy opadły mu na bladą twarz lekko go przy tym denerwując.

,, Tak wygląda poczucie bezpieczeństwa?"

Oddał się w objęcia Morfeusza.

( Hej hej! Jak tam moi mili? Hah, daje wam pewną możliwość. Mianowicie wyżej napisałam czyjeś myśli. Sami zadecydujecie, do kogo one należą. A teraz żegnam się z wami kochani i do następnego! Ps. Bardzo dziękuję za gwiazdki i wyświetlenia!)

SnK • Tylko ty [Riren] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz