Prolog

343 21 8
                                    

✮  

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

  

LORNA

Peron dziewięć i trzy czwarte na Stacji King's Cross był pełen ludzi. Jedenastoletnia dziewczynka z długimi blond włosami trzymała matkę za rękę i szła za ojcem w stronę pociągu, który czekał już na szynach, by zabrać uczniów do Hogwartu.

Kiedy dotarli na miejsce, mama uklęknęła przed dziewczynką.

— Tylko pamiętaj, żeby zawsze ubierać się ciepło, dobrze? — nakazała, uśmiechając się do niej łagodnie. — Będziemy przysyłać ci listy w każdy piątek. Ty też masz do nas pisać.

Dziewczynka odwzajemniła uśmiech i pokiwała głową.

— Dobrze, mamo — odparła, skubiąc rąbek zielonego swetra, który miała na sobie.

— I nie zgub kota, Lorno. Koty to kapryśne stworzenia i chodzą własnymi drogami. — Kobieta spojrzała na czarną kulkę, leżącą w transporterze dla kota, który trzymał ojciec Lorny.

Rozległ się gwizd, oznajmujący, że za chwilę odjeżdża pociąg, a matka dziewczynki spojrzała na swojego męża.

— Erneście, nie pożegnasz się z córką? — spytała, patrząc na mężczyznę, który do tej pory się nie odzywał.

Był poważnym, dobrze zbudowanym mężczyzną i w pewnym stopniu przerażał Lornę, gdy na nią spojrzał swoimi chłodnymi niebieskimi oczami, przeszedł ją dreszcz. Pochylił się nad nią i wypowiedział cztery słowa, które miały na zawsze pozostać w jej pamięci.

— Nie przynieś mi wstydu.

Pożegnanie z matką było najgorsze. Gdyby nie chłodna obecność ojca, dziewczyna by się rozpłakała, gdy kobieta wzięła ją w objęcia i wyszeptała jej na ucho, jak bardzo ją kocha.

Teraz Lorna szła przez zapełniony po brzegi pociąg, szukając wolnego miejsca i ciągnąc za sobą transporter z kotem, gdy wpadła na jakąś dziewczynę.

— Przepraszam! — pierwsza odezwała się nieznajoma.

— Nic nie szkodzi — odparła Lorna, przeciskając się obok niej.

— Hej! — zawołała za nią brązowowłosa. — Tutaj jest wolne miejsce. Jeśli chcesz, to usiądź ze mną.

Lorna odwróciła się do niej i się jej przyjrzała.

Miała mniej więcej tyle lat co ona i krótkie brązowe włosy, z niebieską opaską. Ubrana była w granatowy sweter z białymi paskami na rękawach i ciemne jeansy do tego czarne trampki.

Uśmiechnęła się przyjaźnie, po czym weszła do przedziału. Lorna wzruszyła ramionami i ruszyła za dziewczyną.

— Tak w ogóle to jestem Mirabel Squel, a ty?

— Kane. Lorna Elizabeth Kane — odparła blondynka, siadając przy oknie.

— Miło mi cię poznać. Długa droga przed nami, więc może chcesz się lepiej poznać?

Lorna spojrzała na nią i westchnęła.

— I tak nie mam nic innego do roboty. Pytaj.

Mirabel usiadła po turecku, wcześniej zdejmując buty i przetarła dłonie.

— Byłaś zaskoczona, gdy dostałaś list? Który do tego przyniosła sowa? Ja byłam kompletnie w szoku. Moi rodzice myśleli, że to żart.

— Nie byłam zaskoczona — odparła blondynka. — Od zawsze żyję w świecie magii i wiedziałam, że zostałam zapisana do Hogwartu od urodzenia. Co do sów, to do nas przylatują codziennie. Zgaduję, że pochodzisz z rodziny mugoli. Dlatego jesteś taka ciekawska...

Brązowowłosa zmarszczyła brwi.

— Mugoli? — spytała, jakby chciała posmakować to słowo.

— Ludzie niemagiczni — westchnęła. — Zwyczajni, bez umiejętności czarodziejskich

— O, rozumiem. Tak, moi rodzice są mugo... mugolami... To coś złego?

Lorna uśmiechnęła się kącikiem ust.

— Nie dla mnie, ale w szkole nie będziesz miała łatwo. Zwłaszcza z uczniami Slytherinu, a ja właśnie tam zamierzam się dostać, jak cała moja rodzina.

Mirabel chciała coś powiedzieć, lecz wtedy do środka wpadła czwórka chłopców, goniąca panią ze słodyczami.

MIRABEL

Obie dziewczyny spojrzały na chłopców, jednak każda z nich miała inny przekaz swojego przenikliwego wzroku. Lorna patrzyła zażenowana na nieproszonych gości, za to Mirabel miała jak zwykle w oczach iskry ciekawości, jak i ekscytacji. Posłała do chłopaków szczery, szeroki uśmiech mając zamiar już się przywitać, jednak w tym przerwała jej blondynka swoim ostrym głosem, jak przystało na arystokratkę.

— Może byście patrzyli, gdzie biegniecie? Wystarczyłoby zapukać.

— Nie bądź taka ostra. Może mieli to w planach. — Puściła jej oczko brunetka z cichym chichotem, rzucając okiem na chłopaków, którzy patrzyli to na dziewczyny to na oddalającą się panią ze słodyczami. Pożegnali się szybko z dziewczynami, wznawiając pościg, dzięki czemu jedenastolatki mogły kontynuować wspólne pytania, przez co ich osoby poznawały się coraz to bardziej. Pojawiały się różnice, ale również nie obeszło się bez wielu podobieństw mimo tak różnych światów, w jakich żyły dziewczyny.

Podczas podróży do magicznej szkoły nie tylko przyszłe wielkie czarownice zaczęły rozwijać się wzajemnie, ale i ich serduszka z duszami połączyła nieskazitelna więź, która złączy ich losy na zawsze.

ABRAKADABRA ✮ HUNCTWOCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz