LORNA
Równo o dziewiętnastej spotkałam się z Mirabel przy Wielkiej Sali i ruszyłyśmy nad jezioro, gdzie od miało odbyć się ognisko. Jako że było chłodno i nie wystroiłam się zbytnio, na szkolną koszulę z krawatem zarzuciłam jedynie jeansową kurkę i szalik, do tego czarne rurki i zamszowe botki. Dawniej spędziłabym godziny, żeby wybrać idealny strój, ale teraz byłam za bardzo wyczerpana i pusta w środku, by cokolwiek wymyślić. Szłam ramię w ramię z Mirabel w milczeniu, gdy w oddali zaczęło majaczeć ognisko i gdy w końcu doszłyśmy przy jeziorze, zebrało się już sporo uczniów.
Zauważyłam, że nie było tu wielu Ślizgonów, choć w sumie się nie dziwię, znając nastawienie Slytherinu do innych domów.
Zdążyłam zauważyć już Jamesa, pochylającego się nad Lily, Syriusza, który popijał coś z piersiówki, następnie podając ją Peterowi. Zauważyłam też Remusa, który starał się najwidoczniej nie wychylać.
— Chcesz czegoś się napić? — spytała Mirabel, a ja kiwnęłam głową, wiedząc, że zapewne zwykły napój został zamieniony w ognistą whisky albo — co gorsza — w chichacz, lecz musiałam jakoś przetrwać ten wieczór.
✮
Miałam rację co do napoju zmienionego w alkohol i już po godzinie śmiałam się w najlepsze, upojona chichaczem, patrząc na głupstwa Huncwotów. Mirabel gdzieś zniknęła, lecz nie przeszkadzało mi to.
Zakręciło mi się w głowie, więc podeszłam do najbliższego drzewa, by się oprzeć, ale żeby nie stracić z oczu, wciąż bawiących się Huncwotów. Zaśmiałam się znowu, gdy Peter wystrzelił ze swojej różdżki iskry, które zaczęły zamieniać się w zwierzęta.
Było mi gorąco, lecz nie mogłam rozpiąć koszuli lub zdjąć szalika, bo ktoś mógł zobaczyć moje blizny. Próbując iść prosto, podeszłam do jeziora, by zamoczyć lekko dłonie, orzeźwiając się trochę. Przykucnęłam przy brzegu, mocząc dłonie, a po mojej skórze przebiegły dreszcze, ocucając mnie trochę z mgiełki, która owiała mój umysł. Zamknęłam oczy, wzdychając. Po chwili wstałam i poczułam, że lecę do wody, gdy czyjeś ręce złapały mnie w pasie, odciągając od brzegu. Dopiero gdy oparłam się o drzewo, zobaczyłam Syriusza, pochylającego się nade mną z uśmiechem.
— Ty... — mruknęłam.
— Nie musisz mi dziękować. — odparł, opierając głowę o drzewo tuż przy mojej głowie.
— Nie zamierzałam — prychnęłam. — Muszę znaleźć Mirabel.
Chciałam odejść, lecz Syriusz nie pozwolił mi się ruszyć.
— Nie miałem szansy cię przeprosić. Za to, co ci się stało, nie powinienem prosić się o spotkanie tamtej nocy. Nie wiem, co sobie myślałem.
Patrzył na mnie szczerym i smutnym wzrokiem, przez co nie mogłam się na niego gniewać.
— Tak, to definitywnie twoja wina. — szepnęłam, gdy nagle poczułam jego usta na swoich. Przez chwilę byłam zaskoczona, lecz odwzajemniłam pocałunek, zaplatając ręce na jego karku. Zaczął mruczeć, przybliżając się bliżej, gdy nagle jego usta zniknęły i otworzyłam oczy zaskoczona, widząc przed sobą niezadowoloną twarz Mirabel.
Cholera.
MIRABEL
Ognisko jednak miało w sobie swój stary urok. Śmiechy, tańce, radosne okrzyki oraz przyjemne ciepło w chłodną noc. Cieszyłam się, że mogłam tu zaciągnąć Lornę, bo liczyłam na to, by dziewczyna rzeczywiście się zrelaksowała po ciężkich dniach szkoły. Wiedziałam jednak, że na spotkaniu będzie również Remus, na co już się tak nie cieszyłam. Chłopak również jest wilkołakiem, a do tego cały czas nie potrafię się wyprzeć uczuć, jakimi darzę bruneta od paru lat. Jednak muszę się trzymać mojego postanowienia. Miłość do Lupina to już przeszłość, dawno powinna nią być.
Zaraz po tym, jak przyniosłam przyjaciółce napój, wiedziałam, że na jednym się nie skończy. Mimo to miałam nadzieję, że dziewczyna się nie upije i obejdzie się bez mojej interwencji.
Usiadłam na jednej z kłód drewna przy ogniu, zacząć się wpatrywać w mordercze płomienie, które skakały co jakiś czas od ognia na zwęglone patyki. Przed moimi oczami mijały roześmiane pary, a ja z każdą kolejną minutą wpatrywałam się coraz bardziej w rękawy swojej szarej koszuli, która zakrywała ranę sprzed kilku dni. Wiedziałam, że powinnam pójść do pielęgniarki, ale przecież to tylko małe draśniecie, zniknie za tydzień maksymalnie.
— Ładne, prawda?
Podniosłam głowę do źródła głosu, widząc te piękne, czekoladowe oczy, które wpatrywały się we mnie z ciepłym światłem. Po chwili odwróciłam wzrok, skupiając swoje myśli na płomieniach.
— Ładne. — odpowiedziałam po czasie, chcąc najzwyczajniej w świecie zostać sama. Dlaczego jak przed trzy lata wręcz adorowałam chłopaka, jedynie potrafił się miło uśmiechać, a jak dałam sobie spokój, to w magiczny sposób mnie zauważył?
— Mirabel, ja chciałem tylko...— zatrzymałam słowa Remusa wstaniem z miejsca. Strzepnęłam rękawy na palce, po czym spojrzałam na chłopaka zza ramienia.
— Nie trzeba Remusie. Zostawmy to tak, jak było. Uśmiech i odejście. — uśmiechnęłam się delikatnie, po czym ruszyłam z dala od ogniska, jednak po chwili poczułam ucisk na słabej dłoni, co równało się z moim cichym syknięciem bólu.
— Chce tylko porozmawiać. Proszę. — wyszeptał Gryfon, a jego ton głosu jak zwykle mnie rozmroził. Odsunęłam szybko rękę, chcąc jakoś zatuszować ból własnym wzrokiem bezsilności. Odwróciłam się do chłopaka i kiwnęłam głową. Brunet po chwili zjechał wzrokiem na schowaną dłoń. Musiałam szybko coś wymyślić.
— Nadwyrężyłam przy lataniu. Do rzeczy Remus.— rzuciłam, chcąc mieć to już za sobą. Chłopak cicho westchnął pod nosem.
— Nigdy nie chciałem Cię zranić, chce po prostu, byś mogła mi zaufać. — Lupin po drugim zdaniu zaczął się przybliżać, na co automatycznie się wycofałam. Nie rozumiałam jego słów na razie, ale nie chciałam ich zrozumieć.
— Przepraszam. Muszę już iść. — wyminęłam od razu chłopaka, na co on już się nie odezwał. Szybkim krokiem, podążałam w stronę, gdzie powinna być Lorna. Ostatnim razem ją widziałam w towarzystwie reszty Huncwotów, ale teraz byli tam tylko James z Lily, którzy jak widać, zajmowali się sobą. Pozostało mi jedynie szukać dalej Ślizgonki.
✮
Weszłam na teren jeziora, które było już ostatnim miejscem, gdzie mogła być dziewczyna. Spokojnym krokiem przemierzałam trawę i omijałam wystające gałęzie na drodze.
Powoli już robiłam się zmęczona, ale nie mogłam się poddać w poszukiwaniach. Przecież nie mogła odejść zbyt daleko, a do tego sama.
Parę chwil później usłyszałam męski głos zza drzewa, na co od razu się tam skierowałam.
Widok, jaki zastałam, spowodował, że się nie zdziwiłam, ale z drugiej strony byłam zirytowana. Black i Lorna się całowali. To się na pewno dobrze nie skończy, biorąc pod uwagę alkohol oraz charaktery tej dwójki.
Jedną ręką, złapałam za kołnierz chłopaka, odsuwając go na pewną odległość, a wolną skierowałam różdżkę w jego stronę, gdy zamierzał się do nas zbliżyć.
— Mirabel to nie tak jak myślisz.— zaczęła blondynka, ale ja ją tylko wzięłam za dłoń, ruszając w stronę Hogwartu. Po drodze rzuciłam szybkie zaklęcie psikusa na Syriusza, które jutro będzie działać przez dwa dni.
W milczeniu udało nam się dotrzeć do dormitorium węża, a tam na szczęście już dziewczyna obiecała mi dotrzeć w spokoju do własnego łóżka. Zaraz po tym sama ruszyłam do swojego pokoju, chcąc zanurzyć się w ciepłej wodzie i zasnąć, nie myśląc o słowach chłopaka, który ponownie zaczął rozpalać pożar w moim sercu.
CZYTASZ
ABRAKADABRA ✮ HUNCTWOCI
FanfictionZawsze razem, nigdy osobno - mawiały, przez wiele lat przyjaźni, lecz kilka sekretów, pewne wydarzenia, na zawsze je odmieniły i zachwiały niezniszczalny mur przyjaźni. Lorna się oddalała, a Mirabel starała się jej nie stracić. Gryfonka chciała ją...