LORNA
Po tym, jak Mirabel odleciała z Wieży Astronomicznej, miałam chwilę dla siebie. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę i Mirabel wciąż jest moją przyjaciółką. Myślałam, że po odkryciu mojej tajemnicy odwróci się ode mnie, ale było wręcz przeciwnie i nasza przyjaźń jest wręcz silniejsza, niż przedtem.
Z uśmiechem na ustach zeszłam z wieży, kierując się do dormitorium Slytherinu, lecz zanim się tam udałam, podeszłam nad jezioro, by pobyć chwilę w samotności.
Wzięłam głęboki wdech, zamykając oczy i pozwalając sobie na chwilę relaksu. Miałam nadzieję, że od tej pory wszystko będzie dobrze i nic i nikt nie mógł tego zepsuć.
Usiadłam na zimnej trawie, wpatrując się w horyzont.
— Wszystko będzie dobrze — powiedziałam do siebie, oplatając kolana dłońmi. — Nie jesteś sama.
Wpatrywałam się w jezioro, gdy usłyszałam nad sobą znajomy głos gajowego Hogwartu.
— Lorno Kane, a co ty tu robisz? Przeziębisz się.
Podniosłam głowę, patrząc na Hagrida, który trzymał w dłoni parę wiewiórek.
— Dziękuję za troskę, Hagridzie, ale nic mi nie będzie — odparłam, wstając i otrzepując spodnie z piachu.
Spojrzałam z ciekawością na martwe zwierzęta w jego dłoni.
— Na co ci one? — spytałam.
— Na wilkołaki. — odparł, a mnie serce stanęło w piersi. — Skubane zniszczyły mi wczoraj całą uprawę dzikich mandragor, a profesor Sprout potrzebuje ich na lekcje.
Gajowy podrapał się po brodzie.
— Dlaczego atakowały mandragory?
Hagrid pokręcił głową, wpatrując się we mnie uważnie.
— Nie mam pojęcia. Może były to jakieś młode wilki albo te zdziczałe z Zakazanego Lasu, w każdą pełnię robią, co chcą. Mówiłem Profesorowi Dumbledorowi, że młode wilki nie mogą biegać samopas i trzeba coś z tym zrobić, ale mnie nie słucha i zawsze mówi "Ważne, żeby nie zbliżały się do szkoły, Hagridzie.". Jak kocham magiczne zwierzęta to tych wilkołaków mam dość. — mówiąc to, czułam się, jakby mówił o mnie i wiedział o tym, że sama jestem wilkołakiem.
Przełknęłam ślinę, teatralnie pocierając ręce z zimna, by mieć wymówkę na odejście.
— No cóż, powodzenia, Hagridzie.
Pożegnawszy się, ruszyłam do szkoły. Naprawdę robiło się zimno.
✮
Szłam w stronę lochów, chcąc jedynie ogrzać się przy kominku i wypić gorącą czekoladę, gdy drogę zastąpił mi Irytek, unosząc się w powietrzu z chytrym uśmiechem na ustach.
— Ah, Lorna, Lorna, piękna Lorna. Czy to nie ciebie widziałem wczoraj w nocy, jak wymykałaś się ze szkoły?
Westchnęłam głośno, patrząc na Irytka zmęczonym wzrokiem.
— Daruj sobie, Irytyku. To nie twoja sprawa.
Machnęłam dłonią, by go przepędzić i ruszyłam do swojego celu.
— Przede mną nic się nie ukryje, panno Kane! — krzyknął za mną poltergeist, a po chwili w powietrzu unosił się jedynie jego złośliwy śmiech.
W końcu, gdy znalazłam się w lochach, wpadłam na Remusa, który wydawał się zdenerwowany.
— Lorna! Możemy pogadać?
CZYTASZ
ABRAKADABRA ✮ HUNCTWOCI
FanficZawsze razem, nigdy osobno - mawiały, przez wiele lat przyjaźni, lecz kilka sekretów, pewne wydarzenia, na zawsze je odmieniły i zachwiały niezniszczalny mur przyjaźni. Lorna się oddalała, a Mirabel starała się jej nie stracić. Gryfonka chciała ją...