Rozdział Trzeci

139 13 4
                                    

LORNA

Szkolny korytarz jak zawsze był pełny. Szłam pewnym siebie krokiem i wysoko uniesioną głową, patrząc każdemu w oczy. Chłopcy oglądali się za mną, a dziewczyny patrzyły z zazdrością. Długo pracowałam, by traktowano mnie z szacunkiem, na który zasługiwałam. Pewnie dlatego Syriusz zwrócił na mnie uwagę, a ja byłam na tyle głupia, by mu ulec. Kiedy weszłam na korytarz, w którym miała odbyć się lekcja wróżbiarstwa z profesor Cordelią Moon, zobaczyłam Mirabel, rozmawiającą z Remusem. Dziewczyna miała zaróżowione policzki i spuszczony wzrok. Twarzy Lupina nie widziałam, bo stał tyłem, ale rozpoznałam go po rozwichrzonych włosach i za dużych ubraniach. Gdy Mirabel mnie dostrzegła, w jej oczach dostrzegłam wołanie o pomoc.

Uśmiechnęłam się kącikiem ust i podeszłam do nich wolnym krokiem.

— Remus Lupin. Czego chcesz od mojej słodkiej Mirabel? — spytałam, stając przy przyjaciółce i zakładając ręce na piersi.

Chłopak spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i wzruszył ramionami.

— Pytałem o Quidditch, Lorno — odparł, wracając wzrokiem do Mirabel. — Idę do chłopaków, do zobaczenia za chwilę, Mirabel, Lorno.

Gdy odszedł gryfonka, odetchnęła z ulgą.

— Nie było tak źle. Przynajmniej nie plątał ci się język, bo nie byłaś w stanie nic powiedzieć — szturchnęłam ją ramieniem ze śmiechem.

— Zamknij się. — burknęła, wchodząc do klasy, a ja podążyłam za nią, wciąż się śmiejąc.

Lekcja wróżbiarstwa była jedną z najnudniejszych lekcji, na które uczęszczałam. Nie wiedziałam, co mnie podkusiło, by się na nią zapisać.

— Dzisiaj, moi drodzy zajmiemy się kartami tarota — powiedziała profesor Cordelia, trzymając w dłoniach talię kart. — Podejdę do każdego z was i wybierzecie trzy karty, które mają oznaczać przeszłość, teraźniejszość i przyszłość lub to, co was dręczy.

Wywróciłam oczami i spojrzałam na Mirabel, z uwagą słuchała nauczycielki.

— Co za bzdura — mruknęłam pod nosem.

— Panno Kane, jeśli się pani nudzi, to może spróbuje jako pierwsza?

Cordelia podeszła do mnie, a ja wzruszyłam ramionami.

— Co mi szkodzi.

Kobieta rozłożyła wszystkie karty na stole w idealny wachlarz tak, by nie było widać rysunków i wskazała na nie dłonią.

— Trzy karty, panno Kane.

Westchnęłam i wyciągnęłam pierwszą z nich. Był to starzec w koronie, siedzący na dużym tronie. Postać wciąż się poruszała, patrząc na mnie chłodno. Przypominała mi ojca.

— Cesarz — szepnęła nauczycielka. — Oznacza odpowiedzialność, dominację, nadmierną kontrolę, a także ograniczenia.

Mówiła o moim tacie. Jego ciągła kontrola i władza nade mną była ze mną nawet tutaj, w szkole. Odetchnęłam i sięgnęłam po następną kartę. Była na niej kostucha z sierpem, jadąca na koniu z samych kości. Wzięłam głęboki oddech i wycofałam rękę.

— Śmierć. Nie musi oznaczać tego, co myślisz. Może to być jakaś zmiana, początek lub transformacja...

Nie wiedziałam, o co chodzi w tej karcie, lecz napawało mnie to niepokojem. Nigdy nie ignorowałam wróżbiarstwa i tym razem nie zamierzam tego zrobić, dlatego trzęsącą się dłonią sięgnęłam po ostatnią kartę. Przedstawiała całującą się parę, trwającą w uścisku, całkowicie pochłoniętą sobą.

ABRAKADABRA ✮ HUNCTWOCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz