LORNA
Nadszedł dzień, którego bałam się najbardziej, odkąd zostałam wykluczona z rodziny, czyli czas ferii świątecznych i opuszczenia Hogwartu. Pakowałam ostatnie rzeczy do dużej walizki, myśląc, czy to dobry pomysł, bym pojechała do domu rodzinnego Mirabel. Miałam ochotę rozpakować wszystko z walizki, by nie robić przyjaciółce problemu, ale wiem, że to ja bym miała problemy, ponieważ Mirabel uparła się, bym z nią zamieszkała.
Z wahaniem zamknęłam walizkę i spojrzałam na Salema, który siedział już w swoim transporterze, gdy przed moim nosem pojawiła się karteczka. Złapałam ją w powietrzu, czytając wiadomość:
„Czekam na ciebie przed wyjściem ze szkoły, pośpiesz się!!
Mirabel"
Zgniotłam kartkę, wkładając ją do kieszeni i postawiłam swój bagaż na podłogę, ostatni raz rozglądając się po sypialni i ruszając do wyjścia.
*
Kiedy z Mirabel zajęłyśmy miejsce w pociągu, obie pogrążone byłyśmy we własnych myślach. Mirabel promieniała szczęściem, nie mogąc usiedzieć na miejscu, za to ja nie podzielałam jej entuzjazmu. Bałam się tego, że jej rodzice mogą się rozmyślić, w końcu byłam wilkołakiem, a oni mugolami, którzy jak dotąd nie mieli z takim czymś do czynienia. Jednak Mirabel pisała im o tym i mówiła mi, że nie mieli nic przeciwko. Trudno mi jednak w to uwierzyć. Musieli się bać chociaż trochę.
Oparłam głowę o zimną szybę pociągu, wzdychając, gdy drzwi wagonu otworzyła sprzedawczyni słodyczy.
— Chcecie coś słodkiego, cukiereczki? — spytała, uśmiechając się. Zawsze ten sam tekst.
Mirabel poderwała się z miejsca, podchodząc do kobiety.
— Ja poproszę fasolki, dwie czekoladowe żaby, balonówki Drooblego... O! I musy-świstusy! — zaśmiała się i spojrzała na mnie. — Nie chcesz nic słodkiego, Lorno?
Pokręciłam głową, ponownie patrząc przez okno. Gdy sprzedawczyni zniknęła, a Mirabel usiadła na miejscu, wiedziałam, że zacznie do mnie mówić.
— Okej, co jest grane? — spytała, otwierając czekoladową żabę.
Westchnęłam i na nią spojrzałam.
— Wiesz, że musy-świstusy mogą zawierać części zwierząt?
Mirabel spojrzała na pudełeczko z cukierkami i zmarszczyła nos.
— Nie zmieniaj tematu i poza tym fuj. — odepchnęła od siebie pudełko. — Cały dzień jesteś smutna, mów do mnie.
Przewróciłam oczami.
— Po prostu... nie jestem pewna czy to dobry pomysł. — powiedziałam, naciągając rękaw czerwonego swetra, którego miałam na sobie.
— Co nie jest dobrym pomysłem?
— Zamieszkanie u ciebie? Sprowadzanie do swojego domu wilkołaka? Wszystko jedno. A co gdyby podczas ferii była pełnia? Mamy szczęście, że wracamy do szkoły na czas.
Mirabel przyglądała mi się przez chwilę, po czym wstała i usiadła obok mnie, łapiąc mnie za rękę.
— Masz rację... w połowie. Moi rodzice się ciebie nie boją, Lorno. Wszystko im wytłumaczyłam i co prawda, nie wiedzieli jak się zachować, ale przyswoili to zaskakująco dobrze, więc nie ma się czego bać, przysięgam.
Przytuliła mnie, po czym powiedziała:
— A teraz uśmiechnij się, bo przez cały dzień nie widziałam, byś to robiła. No dalej... dla mnie.
CZYTASZ
ABRAKADABRA ✮ HUNCTWOCI
FanfictionZawsze razem, nigdy osobno - mawiały, przez wiele lat przyjaźni, lecz kilka sekretów, pewne wydarzenia, na zawsze je odmieniły i zachwiały niezniszczalny mur przyjaźni. Lorna się oddalała, a Mirabel starała się jej nie stracić. Gryfonka chciała ją...