Rozdział Dziesiąty

79 8 0
                                    

LORNA

Nie powiem, że nie zabolał mnie widok Mirabel i Syriusza idących ramię w ramię do stołu Gryfonów. Remus, który stał przy mnie, także odszedł do swoich domowników, patrząc na nich dziwnym wzrokiem.

Przez resztę kolacji starałam się ignorować stół Lwa, co nie było trudne, zwłaszcza że jutro jest pełnia, a ja umieram ze strachu. Wiele czytałam o przemianach i wszędzie piszą, że to niezwykle bolesny proces.

Nie miałam nawet ochoty jeść moich ulubionych płatków w kształcie magicznych zwierząt. Nie miałam ochoty na nic, jedynie na zakopanie się w kołdrze, wiedziałam jednak, że czeka mnie kolejna bezsenna noc.

Westchnęłam, wstając i ruszyłam do wyjścia z wielkiej sali. Chciałam iść do pani Pomfrey, żeby dała mi coś na ból głowy, który stawał się nieznośny. Odetchnęłam ulgą, gdy znalazłam się z dala od gwaru uczniów. Najszybciej jak mogłam, zaczęłam kierować się do skrzydła szpitalnego, w którym, gdy już tam dotarłam czekała pielęgniarka.

— Dobry wieczór, pani Pomfrey — powiedziałam, wchodząc do środka.

Kobieta podniosła głowę, pochylając się nad młodym uczniem, leżącym na łóżku.

— Witaj, Lorno, co cię do mnie sprowadza? — spytała, uśmiechając się.

Usiadłam na wolnym łóżku, wzdychając.

— Nie czuję się najlepiej. Najgorzej jest z głową, nie mogę spać przez ten ból. Może coś pani na to poradzić?

Pielęgniarka pokiwała głową z przejęciem i podchodząc do regału z lekami.

— Na pewno coś się znajdzie, moja droga, ale nie wiem, czy zadziała na twój... przypadek.

Złapała jedną z fiolek i podeszła do mnie.

— To powinno pomóc. Dwie krople, dwa razy dziennie do pełni. — ostatnie słowo wyszeptała, a ja pokiwałam głową, zeskakując z łóżka.

— Dziękuję, pani Pomfrey — powiedziałam i chciałam ruszyć ku wyjściu, lecz zobaczyłam wychylającą się przez drzwi twarz i czarne włosy, które po chwili zniknęły i mogłabym przysiąc, że to była Mirabel.

Następny dzień miałam wolny. Dumbledore powiedział mi to osobiście i nie ukrywam, że poczułam ulgę. Większość dnia spędziłam przed kominkiem, opatulona w koc. Właśnie w takich chwilach żałowałam, że dormitorium Slytherinu jest tak zimne i surowe.

Wpatrywałam się ogień, gdy ktoś usiadł obok mnie. Spojrzałam na tę osobę, którą okazał się Severus.

— Twoja była przyjaciółka szukała cię cały dzień po szkole. — powiedział, kładąc plecak przy fotelu.

Westchnęłam tylko, kręcąc głową. Opatuliłam się ciaśniej kocem, zastanawiając się, dlaczego Mirabel wciąż nie daje za wygraną.

— Dzięki za tą bezużyteczną informację, Severusie. — burknęłam, a chłopak zaczerwienił się i odszedł, burcząc coś pod nosem.

Nie zwracając na niego uwagi, przymknęłam oczy na chwilową drzemkę, a kiedy się obudziłam, całe dormitorium było puste. Spojrzałam na zegarek na nadgarstku i zerwałam się, widząc dwudziestą trzecią.

Nie potrzebowałam niczego, więc ruszyłam do wyjścia. Dumbledore powiedział, że jak na razie nie ma dla mnie miejsca, w którym mogłabym się przemienić, więc musiałam udać się do Zakazanego Lasu. Nie byłam z tego faktu zadowolona, ale co innego mi zostało?

ABRAKADABRA ✮ HUNCTWOCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz