Rozdział Szósty

99 10 5
                                    

LORNA

Dni mijały, a ja błąkałam się po szkole jak duch. Bardzo rozgniewany i pełen furii duch, który niszczył wszystko przed sobą. Każdy, kto stanął na mojej drodze, kończył obrzucony wyzwiskami, lub siniakami. Nie wiedziałam nawet, dlaczego jestem zła. Czułam, jak furia buzowała w moich żyłach i wyładowywałam ją na niewinnych uczniach. Rany z dnia na dzień zaczęły goić się bardzo szybko tak, że po kilku dniach miałam zaledwie blizny. Bardzo grube i poszarpane blizny, które były tak ohydne, że nie mogłam na siebie patrzeć. Od kilku dni nie chodziłam na lekcje, ponieważ poprosiłam o to dyrektora. Włóczyłam się jedynie po zamku, z całych sił unikając Mirabel, która gdy tylko na nią wpadałam, coraz bardziej przypominała ducha i z każdym dniem było jej coraz mniej. Wiedziałam, że to moja wina i sprawiało mi to niewyobrażalny ból, lecz wciąż udawałam, że nic mnie nie rusza. Chodziłam po szkole jakby nigdy nic, patrząc na wszystkich spod zmrużonych powiek. Zmieniłam także swój wygląd i z dziewczyny, która prawie się nie malowała, zmieniłam się w dziewczynę z oczami mocno podkreślonymi czarną kredką. Mój wygląd sprawiał, że nawet mieszkańcu mojego domu się do mnie nie zbliżali.

Teraz siedziałam na ławce jednego z korytarzy, czekając, aż lekcje się skończą i za pomocą różdżki wprawiając w ruch małe kamyki pod moimi stopami. Nie zwracałam uwagi na nikogo, gdy zabrzmiał dzwonek, a przede mną pojawiła się para jesiennych butów. Podniosłam wzrok i zobaczyłam burzę rudych włosów i zmrużony wzrok Lily Evans.

— Czego chcesz? — mruknęłam i schowałam różdżkę. Następnie wstałam z zamiarem odejścia, lecz powstrzymała mnie ręka dziewczyny na moim przedramieniu.

Spojrzałam na jej dłoń i zmrużyłam oczy.

— Chcę, żebyś wiedziała, że pożałujesz tego, jak potraktowałaś Mirabel — syknęła, mocniej mnie ściskając.

— Grozisz mi? — spytałam, a lekki uśmiech zawitał na moich ustach. — Ty? Co taka szlama jak ty może mi zrobić? Jesteś nikim.

— Przekonasz się, co ta szlama może zrobić, a mogę wiele, Kane. Nie zbliżaj się do Mirabel.

Prychnęłam i oderwałam jej rękę od swojej, lecz jej nie puściłam.

— Och, skarbie, ale ja nie zamierzam się do niej zbliżać. Pewnie teraz tryumfujesz. Zeszłam ci z drogi i masz to, co zawsze chciałaś. Mirabel za prawdziwą przyjaciółkę, szkoda, że ona nie podziela twojego entuzjazmu, prawda? — zaśmiałam się chłodno i zaczęłam odchodzić, lecz dziewczyna znów mnie dotknęła.

Złapałam jej rękę i mocno odepchnęłam, tak, że wpadła na ścianę tuż za nią. Podeszłam do niej i przybliżyłam twarz do jej twarzy.

— Dotknij mnie jeszcze jeden raz, a zrobię z twojej ładnej twarzyczki coś, o czym nawet nie śniłaś — syknęłam, zaciskając palce na jej ramieniu. — Zapamiętaj sobie, że nigdy mnie nie zastąpisz. Nie ważne, jak bardzo ona będzie mnie nienawidzić, nikt mnie nie zastąpi.

W tym samym czasie zza rogu wyszła wspomniana dziewczyna. Spojrzałam na nią, a w jej oczach widziałam zaskoczenie i niedowierzanie, że potrafię być tak brutalna. Nawet ja nie zdawałam sobie z tego sprawy. Wróciłam wzrokiem do Lily, która zaczęła wić się pod moim chwytem i zobaczyłam, że moje paznokcie, które także bardzo urosły od czasu ataku przebiły już jej szatę. Czułam opuszkami palców jej nagą skórę i wtedy ją puściłam, widząc krew spływającą po moich paznokciach. Patrzyłam na to zahipnotyzowana, a rudowłosa uciekła ode mnie, ciągnąc za sobą Mirabel.

Widstick Guvert szedł wolnym krokiem przez długą, drewnianą konstrukcję, która przypominała scenę, patrząc na każdego z osobna.

ABRAKADABRA ✮ HUNCTWOCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz