Rozdział Jedenasty

79 10 0
                                    

LORNA

Nie pamiętam powrotu do ludzkiej postaci. Obudziłam się tam, gdzie się przemieniłam. Byłam naga i cała obolała, a gdy próbowałam wstać, nogi odmówiły mi posłuszeństwa i znów upadłam na twardą ziemię. Jęknęłam cicho i znów podjęłam próby ustania na nogi. Udało mi się przejść parę kroków, gdy znów spotkałam się z ziemią, a za drzewami rozległ się znany głos.

— Czytałam gdzieś, że po przemianie trzeba czasu, by znów normalnie funkcjonować.

Moim oczom ukazała się Mirabel, niosąca czymś wypełnioną torbę.

— Hej — przywitała się, uśmiechając delikatnie, a w jej dłoni pojawił się kubek gorącej czekolady. — Głodna?

Spojrzałam na nią w szoku, próbując zasłonić swoje nagie ciało rękoma i próbując wstać, lecz gdy znów upadłam, Mirabel zostawiła rzeczy na ziemi i podeszła mi pomóc.

— To musi być szok, że wiem, czym jesteś — powiedziała, łapiąc mnie pod ramię. — Dowiedziałam się dopiero wczoraj i wyobraź sobie moje zdziwienie.

Dziewczyna zaśmiała się z zakłopotaniem, sadzając mnie z powrotem na ziemi, przy drzewie. Różdżką przyciągnęła do siebie torbę i wyjęła z niej ciepłe ubrania.

— Masz, ubierz się, a potem pogadamy, dobrze?

Wciąż oszołomiona pokiwałam głową i zaczęłam się ubierać, gdy w tym czasie Mirabel podniosła kubek z parującą substancją.

W końcu ubrana w ciepłe rzeczy i trzymająca kubek wypowiedziałam pierwsze słowa:

— Czegoś takiego się nie spodziewałam... nie boisz się mnie?

Mirabel prychnęła śmiechem, siadając obok mnie.

— Nie, bo wiem, że byś mnie nie skrzywdziła.

— Byłaś ze mną przez całą noc?

Dziewczyna pokiwała głową, uśmiechając się delikatnie.

— Calutką

— Wilkołaki kochają polować na ludzi, więc jak to możliwe, że nie zrobiłam ci krzywdy?

Mirabel przez chwilę milczała, wpatrując się w spokojną taflę wody.

— Opowiem ci wszystko, ale to historia na inną okazję. Porozmawiajmy o nas.

Odwróciłam wzrok, biorąc łyk czekolady.

— Nie ma o czym mówić — szepnęłam.

— Przecież dobrze wiem, że oddaliłaś się ode mnie, bo chciałaś mnie chronić, ale chcę, żeby było jak kiedyś. Chcę, żebyśmy znowu były przyjaciółkami.

Pokręciłam głową, wstając i podchodząc do brzegu jeziora.

— To zbyt niebezpieczne, nie chcę ci zrobić krzywdy...

Słyszałam za plecami westchnienie Mirabel i po chwili znalazła się przy moim boku.

— Nie zrobisz, Lorno. Umiem o siebie zadbać. Poza tym nie możesz zostać sama.

Prychnęłam, a po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy.

— Ja już zostałam sama. Ojciec się mnie wyparł, matka nie ma siły mu się oprzeć i nie należę już do rodziny Kane. Nie mam domu, rodziny... nie mam niczego. Nawet nie wiem, co stanie się ze mną po szkole.

Mirabel patrzyła na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Nic nie powiedziała, tylko mocno mnie przytuliła, a ja rozpłakałam się na dobre.

— Jesteś dla mnie jak siostra i nigdy cię nie zostawię. Nie potrzebujesz swojego ojca, jesteś lepsza od niego w każdym calu, a razem przejdziemy przez wszystko, obiecuję. — wyszeptała, a na moich ustach pojawił się pierwszy od dawna szczery uśmiech.

ABRAKADABRA ✮ HUNCTWOCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz