Tears, Blood And Roses

2.6K 112 56
                                    

Puste mieszkanie. Puste przez brak miłości, nie mebli czy nawet ludzi. Ciemnowłosy siedział sam w czterech ścianach. Na podłodze leżały książki, rozbite szkoło, poduszki, ubrania. Okna były zasłonięte, światła wyłączone. W mieszkaniu panowała przerażająca cisza. 

Gdzieś w kuchni na podłodze leżały usychające róże i potłuczony wazon, wraz z rozlaną wodą i wmieszaną w nią krwią. Krwią, która była wszędzie. 

Na podłogach, ścianach, przedmiotach... Na ciele dwudziestolatka... 

-Nigdy mnie nie kochałeś, prawda? - spojrzał na zdjęcie, które trzymał w dłoni i przetarł twarz zakrwawioną dłonią - Nigdy nie byłem dla ciebie ważny... To była tylko zabawa... Gra... A ja byłem tylko pionkiem. 

Zerwania nigdy nie są ani proste, ani przyjemne. W szczególności jeśli w jednym związku było się dobre pięć lat i poza tą drugą osobą nie widziało się świata. 

Świat Jungkooka odszedł. 

Na zawsze.

Był z Taehyungiem od ostatniej klasy gimnazjum. Poświęcił dla niego relacje z rodzicami, którzy nie chcieli zaakceptować wyboru syna. Ale nie dlatego, że Taehyung był chłopcem. Tylko dlatego jakim chłopcem był. Oni wiedzieli, że zrani Jungkooka. Mówili mu to wiele razy. Ale on nie wierzył.

Teraz z bólem musiał przyznać im rację...

-Dlaczego? - szepnął patrząc tępo w sufit, a po jego policzku spłynęła łza - Dlaczego odchodzisz, kiedy ja cię potrzebuję!?

*~~*~~*~~*~~*~~*

Jimin jak zawsze wracał do domu w środku nocy. Na dworze wiało i padało. Sam nie wiedział, czy idzie w dobrą stronę. W Seulu mieszkał od niedawna, nie znał go jeszcze dobrze, a głupio było mu chodzić po mieście z GPSem. 

Ostatecznie jednak się poddał. Wkroczył na teren już całkowicie mu nieznany. Ulica była pusta. Nie było na niej nawet latarni, żadnego sklepu... Same stare, poniszczone kamienice. Bał się. 

W końcu z jednego z mieszkań usłyszał krzyk i zmarszczył brwi. Nie brzmiało to jak kłótnia, chyba że z samym sobą. Chłopak, który krzyczał, brzmiał jakby właśnie popełniał samobójstwo i wyklinał każdego, kto do tego doprowadził. 

Przerażony Park wiele nie myślał. Podbiegł do drzwi kamienicy, z której dobiegał krzyk i wpadł do niej, dziękując Bogu, że drzwi były otwarte. 

Pokonał pierwsze schody i zadrżał słysząc przez cienkie ściany budynku okropny szloch i trzask szkła. 

Zawahał się. 

Powinien wchodzić? 

Nie powinien. 

Oczywiście, że nie. 

Ale wszedł. 

Niewiele widział. Tylko błyszczące szkło pokryte ciemną cieczą. Nie podejrzewał, że to krew. Nie miał na to podstaw. Choć skoro właśnie wdarł się do mieszkania niedoszłego samobójcy to było to chyba oczywiste, nieprawdaż? 

-H-halo? - wydusił z siebie, wchodząc ostrożnie w głąb mieszkania. Pod podeszwami jego traperów trzeszczało szkło, a szloch, który usłyszał z korytarza stawał się tylko głośniejszy. 

-Kim jesteś? - spytał roztrzęsiony nieznajomy, trzymając przy swoim nadgarstku kawałek rozbitej szklanki - Odejdź stąd!

-Hej, spokojnie - przez ciało Jimina przeszedł nieprzyjemny dreszcz. 

W mieszkaniu niemiłosiernie śmierdziało tytoniem i krwią. Nie podobało się to Parkowi. Chłopak niepewnie zbliżał się do chłopaka licząc, iż ten nie zrobi sobie jeszcze większej krzywdy. 

-Wyjdź! Nie masz prawa to być! Nie znam cię - nagie ciało nieznajomego coraz bardziej drżało. 

Chłopak nie miał już siły stać, więc osunął się po ścianie na podłogę. Pociągnął za sobą zasłonę, która zerwana z karnisza wpuściła do pomieszczenia odrobinę światła księżyca, a Jimin mógł w końcu spojrzeć na zapłakaną twarz. 

Znajomą twarz. 

✓The melody of your soul ||p.jm x j.jk||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz