second: so sweet

2.6K 333 292
                                    

♡

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

'Cholera, znowu się spóźnię' pomyślał Sicheng, zerkając na zegarek w telefonie i przyspieszając kroku. To był już trzeci raz w tym tygodniu, kiedy nie zdążyłby na lekcje i niespecjalnie mu się to podobało. Tak samo jak nauczycielom, którzy mieli już tego dość.

Blondyn wpadł do klasy pięć minut po dzwonku, od razu przepraszając za spóźnienie, po czym zajął swoje miejsce w ostatniej ławce pod oknem. Miał zamiar cicho przesiedzieć całą lekcję z nadzieją, że uda mu się chociaż chwilę zdrzemnąć, aby zrekompensować sobie brakujące godziny snu. Niestety, nauczycielka matematyki miała dla niego inne plany.

— No dobrze, skoro Sicheng postanowił się spóźnić, to może niech przyjdzie do tablicy i obliczy nam zadanie, które mieliście zrobić w domu.

Po tych słowach chłopak przybił sobie mentalną piątkę z czołem, zdając sobie sprawę, że zupełnie zapomniał o pracy domowej zadanej dzień wcześniej.

Sicheng wstał, przygotowując się na całkowite upokorzenie, po czym podszedł do białej tablicy, biorąc do ręki marker.

— Nie zrobiłem pracy domowej, czy mógłbym prosić o podyktowane treści zadania? — westchnął, wiedząc, że ten dzień będzie okropny.

Matematyczka pokręciła głową, wstawiając Chińczykówi nieprzygotowanie, które okazało się być już ostatnim chłopaka, po czym podała mu podręcznik.

— Szóste zadanie — podpowiedziała, gdy licealista spojrzał na kartki zdezorientowanym wzrokiem. Przeczytał treść ćwiczenia, zagryzając wargę. Oczywistym było, że nie miał zielonego pojęcia, jak się za nie zabrać, skoro nawet nie wiedział na jakim aktualnie byli dziale. Chociaż patrząc na zadanie, wydawało się to jakąś geometrią.

Zrezygnowany Sicheng odwrócił się przodem do tablicy i przerysował sześciokąt widniejący na rysunku. Wyszło mu to niezwykle koślawo, ale postanowił całkiem to olać. I wtedy zaczęły się schody. Blondyn nie miał pomysłu, co mógłby zrobić, aby z takimi danymi policzyć jego pole.

— Sicheng, na litość boską, weź się do nauki, bo będziesz powtarzał klasę — jęknęła załamana brakiem wiedzy ucznia kobieta. — Siadaj na miejsce, bo tylko tracimy lekcję.

Maturzysta zrobił tak, jak mu kazano, po czym postanowił nic nie robić sobie ze słów nauczycielki i zażyć drzemki dla piękna, bo skoro mądrością nie grzeszył, to chociaż urodą nadrabiał.

***

Sicheng jakimś cudem przeżył wszystkie lekcje i nawet udało mu się dostać czwórkę z historii, chociaż sam w to do tej pory nie wierzył.

Wyszedł ze szkoły z cichym "do widzenia" rzuconym w stronę woźnych, po czym skręcił w ulicę, którą zazwyczaj wracał do domu. Nie był w nastroju na robienie czegokolwiek, a już na pewno nie na spotkanie się ze swoim jedynym przyjacielem, rok młodszym Yukheiem, który dał mu idiotyczny w mniemaniu Sichenga pseudonim "WinWin". Dlaczego idiotyczny? A no dlatego, że Dong był zwykłym chłopakiem, na dodatek nie mającym za grosz szczęścia w życiu. Po prostu przegrywem, przez co przezwisko zawierające słowo "wygrana" było dla niego nietrafione i głupie.
Mimo to nie sprzeciwiał się, gdy przyjaciel go tak nazywał, bo wiedział, że ma on dość nierówno pod sufitem. Zresztą sam nadał sobie pseudonim Lucas, którego genezy Sicheng dalej nie znał.

Yukhei był typem człowieka, którego albo się kochało, albo nienawidziło, więc miał on wielu sojuszników i równie wielu wrogów, chociaż była to jednostronna nienawiść, bo Lucas nie był nastawiony do nikogo negatywnie i blondyn czasem miał wrażenie, że jego przyjaciel jest wiecznie pod wpływem. I jak w większości ludzie wybierali jedną z wyżej wymienionych opcji postrzegania Yukheia, tak Sicheng raz kochał go nad życie, a raz wcale nie chciał mieć z nim do czynienia. Tym razem jednak to drugie, dlatego, gdy dostał SMS-a z pytaniem, czy jest wolny po lekcjach, odpisał, że źle się czuje.

Licealista schował komórkę do tylnej kieszeni spodni, po czym podniósł wzrok na budynki po jego lewej stronie. Natychmiast w oczy rzuciło mu się logo Starbucksa, przez co przyspieszył kroku, aby szybciej znaleźć się w kawiarni.

Wszedł do lokalu, otwarciem drzwi wywołując dźwięk dzwoneczków, które witały go niezmiennie od dwóch lat.
Nawet się nie zastanawiając, podszedł do lady i chciał już powiedzieć standardowe "dzień dobry", kiedy jego wzrok napotkał uśmiechniętą twarz przystojnego baristy z wczoraj.

— Oh — szepnął ni to do siebie, ni to do szatyna. — Dzień dobry.

Ten jedynie cicho się zaśmiał.

— Dzień dobry, dzień dobry, śliczny — odpowiedział, sprawiając, że Sicheng przewrócił oczami, jednocześnie delikatnie się czerwieniąc. — Co podać?

— Grande latte — odparł tak jak zawsze.

— Znowu? Widzę, że smakoszem kawy to ty nie jesteś — odpowiedział barista z uśmiechem, zapisując jego zamówienie.

Sicheng wzruszył ramionami. Chłopak miał rację. Nie znał się na kawie i pił zawsze to samo, bo było tanie oraz smaczne.

— Powtórzyć ci moje imię, czy jestem zniewalający do tego stopnia, że zapamiętałeś? — spytał z delikatnym uśmiechem, który wkradł się na jego twarz.

— Jesteś zniewalający, ale codziennie jest tu za dużo ludzi, żebym zapamiętał po naszym pierwszym spotkaniu — odpowiedział, a Sicheng szybko przypomniał mu jak ma na imię i zapłacił, po czym ulotnił się z kolejki, bo dziewczyna za nim zaczęła się niecierpliwić.

Nie czekał specjalnie długo, bo po paru minutach mógł usłyszeć wołający go, znany mu już głos. Szybko podszedł do lady, aby po chwili trzymać w dłoniach ciepły napój z napisem na kubku, który znów nie był jego imieniem.

Chyba pomyliłeś lokale, kochany, bo jesteś tak słodki, że zamieniasz tą kawiarnię w cukiernię.

Sicheng zaśmiał się cicho pod nosem i spojrzał na szatyna, który uważnie obserwował jego reakcję ze skrzyżowanymi rękoma, opierając się biodrem o ladę.

— Wiesz, zawsze mogę zmienić moje stałe miejsce pobytu na cukiernię — zauważył Chińczyk, na co barista nieco spoważniał.

— Czyli, że często tu bywasz? — spytał zaskoczony, chociaż mógł się tego domyślić, skoro nawet nie musiał podawać mu ceny, żeby ten wiedział, ile ma zapłacić.

— Prawie codziennie, nieszczęsny Casanovo — odparł Sicheng. — Wracaj do pracy i widzimy się jutro.

Pracownik kawiarni uniósł brwi lekko do góry, licząc bardzo na prawdziwość słów Chińczyka, a gdy, odchodząc do stolika, chłopak posłał mu oczko, miał wrażenie, że jego policzki zapłonęły żywym ogniem.

starbucks ↳yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz