third: cherry blossom

2.4K 313 143
                                    

♡

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Sicheng siedział przy stoliku na stołówce, powoli przeżuwając swoje jedzenie i starając się nie wylądować twarzą w talerzu. Był ledwo żywy po spaniu jedynie dwie godziny, mając nadzieję, że test, przez który zarwał nockę, poszedł mu w miarę przyzwoicie. Co jak co, ale koreański był dla niego po prostu trudny i chciał z niego zdać.

- Winwinnie, pobudka - powiedział Lucas, siadając naprzeciwko przyjaciela, który westchnął głośno, dając młodszemu do zrozumienia, że nie był w nastroju do rozmów. Właściwie nie był w nastroju do czegokolwiek.

- Nic nie mów. Wiem, że wyglądam jak siedem nieszczęść - uprzedził blondyn, wracając do grzebania w swoim obiedzie widelcem.

- Ja bym powiedział, że tylko sześć - przyznał Yukhei, a na twarzy Sichenga pojawił się delikatny uśmiech. - Wiesz, chciałem spytać, czy idziemy gdzieś po lekcjach, ale chyba będzie lepiej, jeśli wrócisz do domu i się prześpisz.

- I tak raczej bym nie mógł nigdzie iść - odparł blondyn, przypominając sobie o obietnicy, którą złożył chłopakowi w Starbucksie. Jego wczorajsze słowa wyraźnie wskazywały na ponowne spotkanie w dniu dzisiejszym.

Xuxi spojrzał na przyjaciela z uniesioną brwią, przez co Sicheng zrozumiał, że powinien choć trochę wyjaśnić sytuację.

- Pamiętasz, jak wspominałem ci o tym kolesiu ze Starbucksa? - spytał, a kiedy Lucas pokiwał głową, postanowił kontynuować. - Wczoraj, jak wychodziłem, to powiedziałem, że widzimy się jutro. Czyli dzisiaj.

Na twarzy Yukheia pojawił się specyficzny dla niego uśmiech, który oznaczał, że za chwilę skomentuje słowa starszego w bardzo błyskotliwy sposób.

- Ha! Wiedziałem, że na niego lecisz! - powiedział trochę za głośno, przez co Sicheng podniósł się ze swojego krzesła i natychmiast zakrył mu usta dłonią. Osoby siedzące w pobliżu zaczęły się na nich gapić, a kiedy Lucas ugryzł starszego w palca, wywołując tym jego pisk, blondyn całkiem stracił nadzieję na pozbycie się wzroku innych z osoby swojej i jego przyjaciela.

- Xuxi, ty kretynie, nie każdy musi wiedzieć o moim życiu prywatnym - skarcił młodszego przyciszonym głosem. - Poza tym, nie lecę na niego. Nawet nie wiem, jak ma na imię.

- To się dowiedz? Przeznaczenia nie oszukasz, aż taki sprytny nie jesteś, Winko - odparł szatyn, nie przejmując się nikim dookoła, po czym puścił oczko przyjacielowi.

Sicheng jęknął zażenowany, po czym na powrót zaczął przerzucać jedzenie na talerzu widelcem.

***

- Powodzenia na randce, Sichenggie - zaśmiał się Lucas, który uparł się, że odprowadzi Winwina pod samą kawiarnię, żeby przypadkiem nie zemdlał po drodze.

- To nie jest randka - odparł, przewracając oczami, czego Yukhei chyba nie zdążył zobaczyć, bo w tym samym czasie mocno przytulił go do siebie.

- Dasz radę, wierzę w ciebie - powiedział wyższy, ciągle trzymając starszego w ramionach.

- Xuxi, ja idę tylko po kawę, nie na galę rozdania nagród - przypomniał przyjacielowi, który wreszcie postanowił łaskawie go puścić.

- Jasne, jasne każdy tak mówi.

W tym samym czasie, pewien szatyn przyglądał się dwójce chłopaków przez duże okna lokalu rozciągające się po całej długości ściany.
Kąciki jego ust uniosły się do góry, mimo delikatnego ukłucia zazdrości w sercu.

Przeczesał włosy ręką, patrząc, jak Sicheng żegnał się ze swoim przyjacielem. Albo chłopakiem, nie miał pewności, kim był dla blondyna ten nastolatek.

Za chwilę drzwi kawiarni się otworzyły i do środka wszedł przez nie Winwin.

- Czyżby to mój ulubiony klient? - spytał z uśmiechem na twarzy Japończyk, przez co Sicheng odwzajemnił gest.

- Zależy, kto jest twoim ulubionym klientem - odparł, wyjmując z kieszeni portfel, aby przygotować odpowiednią ilość pieniędzy.

- No zgadnij - powiedział barista, puszczając oczko w stronę chłopaka. - Jak zwykle to samo?

- A jak myślisz?

Szatyn zaczął zastanawiać się, czy obchodzili dziś jakiś dzień domysłów i pytań retorycznych, ale nic takiego nie mógł sobie przypomnieć, a trzeba było dodać, że codziennie zerkał w kalendarz nietypowych świąt.

- Myślę, że zamiast pić kawę powinieneś iść do domu i się zdrzemnąć, bo masz okropne wory pod oczami - odparł zgodnie z prawdą, wklepując do systemu zamówienie, które jak zwykle składało się jedynie z latte. - Oczywiście nie odejmuje ci to uroku.

- Nie musisz mi tak słodzić. Wiem, że wyglądam strasznie. - Winwin położył odpowiednią sumę na ladzie, a kasjer chciał już ją wziąć, kiedy zatrzymał się i spojrzał w oczy blondyna, który przyglądał mu się z zaciekawieniem, a przyłapany na tym haniebnym czynie, poczuł, że jego twarz robi się gorąca.

- Dasz się może namówić na waniliowe latte z bitą śmietaną i sosem czekoladowym? - zaproponował, na co Sicheng zaczął rozważać wszystkie za i za, bo przeciw nie znalazł. - Dodam, że policzę ci to w cenie zwykłego.

- Niech będzie - zgodził się Chińczyk. - Właściwie, jak masz na imię?

Jeden kącik ust szatyna powędrował w górę.

- Chyba musisz naprawdę kiepsko sypiać, skoro nie zauważyłeś plakietki z moim imieniem i nazwiskiem - odpowiedział, wskazując na kawałek plastiku z napisem "Nakamoto Yuta" na piersi chłopaka.

- Yuta... - zamyślił się na chwilę Sicheng. - Ładnie. Jesteś z Japonii?

- Za dużo pytań jak na jeden raz, daj mi zrobić ci kawę, panie dociekliwy - zaśmiał się cicho Yuta, biorąc w końcu pieniądze leżące na blacie.

Sichengowe usta opuściło ciche westchnięcie, po czym udał się do drugiej części lady, gdzie mógł poczekać na odbiór swojego zamówienia.

Oczy zamykały mu się ze zmęczenia, mimo że humor miał znacznie lepszy niż podczas lekcji. Jednak nawet uzdrawiający uśmiech Yuty nie mógł zastąpić mu kilku niezbędnych godzin snu, więc miał nadzieję, że kawa z notatką zaserwowana przez niego będzie w stanie to zrobić.
Chwilę później miał okazję to sprawdzić, bo właśnie Nakamoto wypowiedział jego imię, tym samym sprawiając, że w brzuchu Winwina pojawiło się przyjemne mrowienie, na myśl o kolejnych słodkich słówkach napisanych zgrabną czcionką przez baristę.

Odebrał kawę od Yuty i natychmiast zabrał się za czytanie notatki.

Tak, Sichenggie, jestem z Japonii, a ty jesteś śliczny jak kwiatuszek kwitnącej wiśni... nie, jesteś tak piękny, jak kwiaty wszystkich kwitnących wiśni razem wziętych.

Winwin zaczerwienił się intensywnie, po czym szepnął pod nosem ciche "dziękuję", nie będąc pewnym, czy Japończyk mógł je usłyszeć. Upił łyk kawy, której jeszcze nigdy nie próbował i musiał przyznać, że była boska.

I Sicheng sam nie wiedział, czy to przez jej faktyczny smak, czy może treść napisu na kubku aż tak wpłynęła na jego odczucia.

starbucks ↳yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz